OBIECUJĄCA. MŁODA. KOBIETA. Thriller ery #MeToo
W jednej ze scen filmu główna bohaterka, Cassandra, kręcona jest w taki sposób, że widniejące za nią logo kawiarni otacza jej głowę niczym aureola. Skojarzenie z zesłanym na ziemię aniołem zemsty jest jak najbardziej na miejscu, choć niestety jej geneza nie wiąże się z interwencją sił pozaziemskich. Tę mścicielkę stworzył system społeczny, a konkretniej ujmując – pozwolenie na zachowania, które doprowadziły do tragedii. I właśnie z powodu tej tragedii Cassandra od lat realizuje swoją szeroko zakrojoną krucjatę, co noc przywdziewając maskę ledwo trzymającej się na nogach imprezowiczki, by karać wszystkich mężczyzn, którzy próbują wykorzystać jej niedyspozycję w niemoralny sposób.
Tak jej życie prezentuje się w późnych godzinach. Za dnia zaś Cassie (Carey Mulligan) pracuje w małej kawiarni i mieszka z wyraźnie zaniepokojonymi jej stanem psychicznym rodzicami. Porzuciła studia medyczne, zdaje się nie mieć zainteresowań czy pasji, jedyna przyjaciółka jest jednocześnie przełożoną (Laverne Cox), a próbę zaproszenia na kawę ze strony znajomego ze studiów (Bo Burnham) w pierwszym odruchu bezlitośnie odrzuca. W pełni poświęca się swojemu nocnemu zajęciu, po każdej udanej wyprawie odhaczając kreski w przepełniającym się notatniku. Sama w sobie stanowi ofiarę systemu oraz bezpośrednie odniesienie do rozwijającego się ruchu #MeToo. O ile jednak zbliżoną tematycznie Asystentkę można było potraktować jako wyraz bezradności w starciu z wyżej postawionymi jednostkami, o tyle Obiecująca. Młoda. Kobieta. jawi się jako głos nadziei. Dowód, że walkę z oprawcami można zwyciężyć, choć wygrana zostanie potężnie okupiona.
Na kartach historii kinematografii zdążyła się już zapisać inna kobieca mścicielka – znana z Kill Bill Beatrix Kiddo – ale Cassandra Thomas różni się od niej pod wieloma względami. Rozczarowani poczują się wszyscy, którzy liczyli na krwawe sceny – takich tutaj nie uświadczymy. Reżyserka Emerald Fennell unika typowo slasherowych zagrywek i nie pokazuje nam, co dzieje się z wyjątkowo natarczywymi samcami – choć wielokrotnie to sugeruje, wykorzystując do tego m.in. różne kolory kresek w zeszycie bohaterki. Rozmowa z jednym z pośrednich sprawców tragedii podpowiada zaś, że nie cechuje jej bezwzględność. Nie wymierza tej samej kary niezależnie od przewinień, a w sytuacjach, gdy druga osoba ewidentnie żałuje swoich czynów, potrafi wybaczać. Tym samym możemy ją odczytywać nie jako awatar wendety, lecz sprawiedliwości społecznej, postępujący według własnego kodeksu moralnego, jednak zawsze w służbie sprawy.
To, że Cassandra nie zaśle na naszych oczach łóżek krwią, nie oznacza, że film jest całkowicie pozbawiony wycieczek gatunkowych. Każde spotkanie z predatorem seksualnym buduje się tu w zgodzie z zasadami rasowego thrillera, stopniując napięcie aż do przeważnie zaskakującej kulminacji. Co ciekawe, każde kończy się również w inny sposób, dzięki czemu nie otrzymujemy dwóch scen o identycznym wydźwięku. Reżyserce i scenarzystce – mimo że wyraźnie odwołuje się do nurtu rape and revenge – nie zależy wcale na eksploatacji motywu, a podkreślany w zwiastunie humor ma w produkcji niezwykle gorzki posmak – tym bardziej wyraźny, że stojący w kontraście do akcentowanych na każdym kroku pastelowych kolorów kostiumów i otoczenia. Cassandra nie stroni od ironii, ale rzadko kiedy śmiejemy się z jej uwag. Kąśliwość stanowi dla niej mechanizm obronny, dlatego w miarę rozwoju fabuły widzimy, jak mocno dystansuje się od znajomych i rodziny, a szansę na stworzenie długotrwałej relacji z drugą osobą niemal automatycznie odsuwa na bok. Wewnętrzne rozdarcie jej zafiksowanej na punkcie tragedii natury znakomicie portretuje Carey Mulligan, która jednym twardym spojrzeniem zmazuje uśmiechy z twarzy lekceważących ją przeciwników.
Podobny podziw budzi we mnie efekt pracy Emerald Fennell. Debiutująca w pełnym metrażu reżyserka bezproblemowo łączy kilka gatunków, nie popadając zarazem w nieznośną postmodernistyczną formę. To utwór poważny, mogący posłużyć za głos w dyskusji na temat nadużyć seksualnych, a przy tym na tyle przystępny, by dotrzeć także do masowej publiki. Gwarantuję, że niektóre z przedstawionych tutaj scen zakodują się w waszych głowach na długi czas – zwłaszcza ta, w której przebrana za pielęgniarkę Cassie idzie przez las w rytm granego na skrzypcach coveru Toxic Britney Spears. Warto również zaznaczyć, że film nie jest tak prosty strukturalnie, jak mogłoby się w pewnym momencie wydawać. Do finału docieramy okrężną drogą i choć nie raz wzbudzi to naszą frustrację, to efekt końcowy będzie niezwykle satysfakcjonujący. Nie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Mimo że Obiecującą. Młodą. Kobietę. można nazwać thrillerem, rape and revenge, a nawet kryminałem, to najbardziej jest jednak dramatem. Dramatem uciśnionych, którzy w obliczu spotykających ich krzywd nie mogą liczyć na zrozumienie. Tych, którzy gdy próbują zawalczyć o swoje prawa, spotykają się z obojętnością, agresją, lekceważeniem oraz pogardą – nie tylko ze strony mężczyzn, ale i kobiet. To właśnie im dedykowany jest ten film, w inteligentnym, słodko-gorzkim stylu wymierzający karę żyjącym spokojnie ciemiężycielom. Miejmy nadzieję, że i w naszej rzeczywistości prędzej czy później doczekają sprawiedliwości.