Shia LaBeouf na wojennej ścieżce – zwiastun najnowszego filmu aktora
Kontrowersyjny, ekscentryczny, primadonna – to tylko niektóre określenia młodej gwiazdy Transformers. U Baya był naiwnym nastolatkiem wplątanym przypadkiem w kosmiczne starcie robocich przybyszów. W prawdziwym życiu z każdym kolejnym rokiem Shia LaBeouf rzuca nowe wyzwania – sobie, fanom oraz opinii publicznej, która o niektórych jego ekscesach wolałaby zapomnieć.
Trzeba mu jednak oddać, że na polu filmowym nie boi się eksperymentować, szukać, poszerzać horyzontów. Stąd obok typowych blockbusterów pokroju Furii znajdziemy w jego dorobku także występ u Larsa von Triera czy w mającym lada dzień swoją premierę American Honey. Do tej stawki dołącza teraz także współczesne kino wojenne Man Down, którego trailer właśnie zadebiutował w sieci.
To kolejne spojrzenie na amerykański udział w konflikcie na Bliskim Wschodzie, z którego wrócił właśnie Gabriel Drummer i, jak to zwykle bywa, próbuje odnaleźć się w życiu bez przemocy, poradzić sobie z wojennymi demonami. Niby nic nowego, a jednak trailer dzieła Dito Montiela – w którego przed laty, w debiucie Wszyscy twoi święci LaBeouf także wystąpił – potrafi zaintrygować, głównie obsadowo. Obok LaBeoufa pojawiają się zarówno starzy wyjadacze w osobach Gary’ego Oldmana i Cliftona Collinsa Juniora, jak i gwiazdy młodego pokolenia: Jai Courtney oraz Kate Mara. To jednak Shia zdaje się błyszczeć, ukazując różne twarze tego samego człowieka, z których każda jest inna i nie mniej zdesperowana. Po pierwszych pokazach festiwalowych krytycy przyrównują jego kreację do tych Marlona Brando i Montgomery’ego Clifta z początków ich karier. I oglądając trailer ma się faktycznie wrażenie zbliżonej autentyczności, choć oczywiście po kilku wybranych scenach trudno o pełny osąd występu. Tak czy siak wydaje się, iż jest na co czekać.
Na razie film widziała garstka uczestników festiwali w Wenecji i Toronto. W USA premiera przewidziana jest na początek grudnia br., czyli w sam raz na sezon oscarowy. Czy film zawita także na polskie ekrany? Na razie nie wiadomo, acz z uwagi na niezbyt popularny nad Wisłą temat trzeba się liczyć z ewentualnym opóźnieniem bądź dystrybucją od razu na nośniki domowe. Dodać należy, że tytuł ten miał chyba jakieś prodykcyjne, bowiem nakręcono go w ekspresowym tempie przeszło dwa lata temu. Już wkrótce przekonamy się czy warto było tyle czekać. A poniżej jeszcze niebanalny plakat.