search
REKLAMA
Kino rosyjskie

DERSU UZAŁA. Prawdziwe życie

Michał Bleja

4 maja 2017

REKLAMA

Z czym kojarzy się kino przygodowe? Mnie osobiście głównie z szybką akcją, efektownymi pościgami, zabawnymi na siłę dialogami i równie na siłę wprowadzonym wątkiem miłosnym. Większość obrazów tego nurtu jest do siebie podobna do tego stopnia, że gdyby nie twarze grających w nich aktorów, praktycznie nie dałoby się odróżnić ich od siebie. Gdybym natomiast miał powiedzieć, czego w kinie przygodowym nie ma, odpowiedź byłaby następująca: głębi, refleksji i oryginalności.

Zwyczajowo Dersu Uzała określa się mianem kina przygodowego właśnie. Owszem – obraz ten zawiera elementy kina przygodowego, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że określanie klasycznego dzieła Akiry Kurosawy w ten sposób nieco mu uwłacza. Mamy tu do czynienia z podróżą przez niesamowitą, dziewiczą krainę, w której na każdym kroku na śmiałych odkrywców czyhają liczne niebezpieczeństwa, film ten jest jednak poematem, który zmusza nas do zastanowienia się nad ludzką naturą i miejscem, jakie zajmujemy w świecie. Jest głęboki, filozoficzny i trudny, a to cechy, które filmom przygodowym, jakie zdarzyło mi się dotąd oglądać, raczej nie mogłyby być przypisane.

Bohaterowie obrazu Kurosawy istnieli naprawdę. Ekspedycja pod wodzą kapitana Arseniewa do Kraju Ussuryjskiego, o której ten film opowiada, odbyła się w roku 1902. Oryginalny Dersu Uzała, podobnie jak jego filmowy odpowiednik, był myśliwym, którego Arseniew zatrudnił w charakterze przewodnika. Scenariusz filmu powstał na kanwie dwóch książek samego Arseniewa. Zwraca uwagę pieczołowitość, z jaką Kurosawa starał się oddać relację pomiędzy dwoma głównymi postaciami opowieści oraz wszystko, co stanowi jej tło – niezwykłe krajobrazy, kostiumy (oryginalny Dersu Uzała na zdjęciach do złudzenia przypomina tego, którego gra Maksim Munzuk) czy obyczaje ussuryjskich traperów. Japończyk tym razem był bardzo oszczędny w środkach – usunął w cień własną osobowość, która decydowała o charakterze jego japońskich dzieł i pozwolił przemawiać Krajowi Ussuryjskiemu, Arseniewowi i przede wszystkim samemu Uzali.

Mimo że w tym filmie niewiele jest moralizowania, natomiast mnóstwo prawdziwej, głęboko zakorzenionej mądrości, historia ta ma bardzo łatwo uchwytny przekaz. Dersu Uzali bynajmniej to nie szkodzi, obraz jest dzięki temu wyjątkowo spójny, przynajmniej jak na historię opartą na faktach. Zwykłemu Europejczykowi, przyzwyczajonemu do dobrodziejstw cywilizacji, trudno nie podziwiać głównego bohatera, który jest w stanie poradzić sobie w nawet najtrudniejszych warunkach i jeszcze pomóc swoim rosyjskim przyjaciołom. Tymczasem z jego perspektywy nie ma w nim nic wyjątkowego – ot, prowadzi tryb życia, do którego przywykł od urodzenia. Dersu nie ma rozrośniętego ego, z jakim zmaga się niemal każdy mieszczuch, jest pogodzony ze sobą i światem i przynajmniej dopóki może być sobą, pozostaje szczęśliwy.

Smutna jest puenta filmu – Dersu, odcięty od dziczy, w której przebywał niemal całe dorosłe życie, zupełnie nie jest w stanie odnaleźć się w mieście, mimo że ma wokół siebie oddanych przyjaciół. Jest jak stare drzewo, które ktoś przesadził. Cywilizowany świat okazuje się być dla niego znacznie groźniejszy, niż dziewiczy Kraj Ussuryjski był dla kartografów Arseniewa, choć wokół nie ma dzikich zwierząt ani niebezpiecznych zjawisk pogodowych. Dla Dersu Uzali życie w mieście okazuje się po prostu puste. Ta konstatacja zmusza widza do zastanowienia się nad tym, czy z jego własnym życiem nie jest podobnie. Zarówno Kurosawa, jak i odgrywający tytułową rolę Maksim Munzuk wydają się świetnie rozumieć, co czuł Dersu. Właśnie to decyduje o sile tego ponad czterdziestoletniego dzieła i to właśnie dlatego Oscara w 1976 za najlepszy film nieanglojęzyczny otrzymał właśnie Dersu Uzała.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA