Miriam Margolyes wyznała, że HARRY POTTER nie był dla niej ważny. „To nie Charles Dickens”

W serii Harry Potter widzieliśmy całą plejadę gwiazd, a wśród nich aktorkę Miriam Margolyes, która w dwóch częściach – Komnacie tajemnic oraz Insygniach śmierci, części 2 – wcieliła się w profesor Sprout. W nowym wywiadzie Margolyes, która słynie ze swojej niezwykłej szczerości, dzieli się swoimi odczuciami na temat występu w słynnym cyklu.
W rozmowie z Vogue UK aktorka zauważa, że dzięki Potterowi mogła zaistnieć wśród nowego pokolenia, ale seria nie znaczy dla niej tyle, co dla fanów.
„Harry Potter” nie był dla mnie ważny. Cieszyłam się, że dostałam rolę i sprawiła mi ona przyjemność, podobnie jak poznawanie tych wszystkich ludzi, ale nie jest to Charles Dickens.
Margolyes jest wdzięczna za to, że fani wciąż ją dostrzegają.
Ludzie podchodzą do mnie i mówią, że mnie kochają, chcą mnie przytulać. To oszałamiające. Brytyjska gazeta nazwała mnie kiedyś narodowym świecidełkiem. Cóż, wolałabym być nazwana skarbem narodowym, ale nie wiem, czy faktycznie tak jest.
W zeszłym roku o Margolyes pisano ze względu na jej wypowiedź na temat Arnolda Schwarzeneggera. Aktorka wyznała, że nie przepadała za pracą z aktorem i wyjaśniła, dlaczego:
Jest trochę zapatrzony w siebie i w ogóle mnie nie obchodzi. Jest Republikaninem, co mi się nie podoba. Właściwie to był całkiem niegrzeczny. Pierdnął mi w twarz. Ja oczywiście też to robię, ale nie ludziom w twarze. On zrobił to specjalnie. Grałam siostrę szatana, a on mnie zabijał – nie mogłam uciec i leżałam na podłodze, a on po prostu pierdnął. To było podczas jednej z przerw. Do teraz mu nie wybaczyłam.