search
REKLAMA
Ranking

PRZYSTANEK POLSKA. Zagraniczne gwiazdy na planie polskich produkcji

Damian Halik

10 października 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Życie gwiazd zawsze wzbudza emocje, nie dziwią więc pokłady euforii, jakie uwalniają się pośród fanów, gdy hollywoodzkie sławy odwiedzają nasz kraj. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy do Polski sprowadza ich praca, ale kto pamięta aktorów, którzy grali u naszych rodzimych reżyserów, zanim jeszcze stali się rozpoznawalni?

Gdyby miało być to zestawienie sławnych aktorów, którzy wystąpili u polskich reżyserów, zapewne byłoby ono dłuższe – przecież już tylko Agnieszka Holland wespół z Romanem Polańskim zafundowaliby nam po kilkanaście ciekawych nazwisk. Leonardo DiCaprio, Kate Winslet, Tim Roth, Jodie Foster, David Thewlis, Ewan McGregor, Ed Harris… Nie w tym jednak rzecz, by wklepać łatwo dostępne w internecie informacje i oddać tekst do publikacji. Lista będzie więc krótka, ale – mam nadzieję – przynajmniej częściowo zaskakująca.

Christoph Waltz

Jeśli spojrzymy na listę filmowych nagród w dorobku Christopha Waltza bądź też jego najbardziej rozpoznawalne role, można odnieść wrażenie, że kariera Austriaka rozkręciła się na dobre dopiero w roku 2009 za sprawą Bękartów wojny Quentina Tarantino… i w gruncie rzeczy tak właśnie było. Choć Waltz ma na karku sześćdziesiąt jeden lat, a w telewizji debiutował już w 1979 roku, większość kariery spędził w Europie, szczególnie na planach produkcji niemieckojęzycznych. Warto jednak wspomnieć, że pochodzący z Wiednia aktor pojawiał się także w polskich filmach! Zanim Roman Polański zaangażował go do jednej z głównych ról w Rzezi (2011), przyjemność współpracy z Waltzem miał Krzysztof Zanussi.

W 1991 roku Austriak zagrał Jana Tytza w filmie Życie za życie. Maksymilian Kolbe. Jego bohater to uciekinier z obozu Auschwitz, będący powodem odwetu Niemców, w ramach którego zginęło dziesięć osób – w tym tytułowy święty. Po raz kolejny Waltz i Zanussi spotkali się na planie Brata naszego Boga z 1997 – tu jednak nie był postacią aż tak istotną.

Til Schweiger

Pozostajemy na rynku niemieckojęzycznym. W tym przypadku można się spierać, czy Til Schweiger zapracował już na miano gwiazdy – niemniej jest osobą na tyle rozpoznawalną, że warto wspomnieć o polskim epizodzie w jego karierze. Tym bardziej że sam aktor wielokrotnie wspominał w wywiadach, że była to dla niego rola przełomowa. Mowa o Bandycie (1997) Macieja Dejczera według scenariusza Cezarego Harasimowicza. Polsko-niemiecko-brytyjsko-francuska koprodukcja to dramat psychologiczny o młodym recydywiście, który zostaje wysłany do Rumunii, gdzie w celach resocjalizacyjnych ma pracować w szpitalu dla sierot. Film, choć nie zdobył nagrody głównej (ustępując Historiom miłosnym Jerzego Stuhra), został doceniony za dźwięk, muzykę, scenariusz oraz najlepszą pierwszoplanową rolę męską podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni w 1997 roku, a triumfujący Schweiger zaczął grywać w coraz ciekawszych produkcjach, również amerykańskich, wcielając się między innymi w pamiętną rolę sierżanta Hugo Stiglitza w Bękartach wojny. Warto dodać, że poza nim w Bandycie wystąpili też tak uznani aktorzy, jak John Hurt (Człowiek słoń, 1984) czy Pete Postlethwaite (Podejrzani, Incepcja).

Crispin Glover

Crispin Glover jest jednym z tych bardziej niedocenianych, którzy mimo licznych występów w naprawdę uznanych filmach mogą spokojnie wyjść do restauracji i nie martwić się o ciągłe ataki paparazzich lub tabuny fanów czekających na autograf. W polskiej produkcji – Hiszpance Łukasza Barczyka – mogliśmy go oglądać niespełna trzy lata temu, na początku roku 2015. Film wyprodukowany we współpracy z HBO Polska co prawda spotkał się z bardzo chłodnym odbiorem widzów, jednak dla Amerykanina nie była to pierwsza rola w polskim filmie. W roku 1991 Glover zagrał Miętusa w Ferdydurke Jerzego Skolimowskiego. Co ciekawe, Józia zagrał wówczas będący na podobnym etapie kariery Iain Glen, którego twarz bez problemu rozpoznają choćby fani Gry o tron. Między nimi a Zbigniewem Zamachowskim, Beatą Tyszkiewicz czy Arturem Żmijewskim znalazło się wówczas miejsce także dla starego wyjadacza – Roberta Stephensa (Pojedynek, Imperium słońca). Nie może to jednak dziwić – w końcu Skolimowski to jeden z bardziej rozpoznawalnych polskich filmowców na świecie.

REKLAMA