search
REKLAMA
Felietony

Jurek na bani, czyli Pilch według Smarzowskiego

Jakub Koisz

20 maja 2013

REKLAMA

Z chlaniem i pisaniem to mit. Naprawdę. Nie musicie tego robić, Młodzi Hipsterzy, robiłem to za Was kilkakrotnie. Pamiętam na przykład wieczór, gdy w jakiejś sieciówce spożywczej można było kupić ballantine’sa za pół ceny. Kupiłem dwie butelki, prosta matematyka – i tak byłem do przodu. Do przodu z inspiracją. Do przodu z chlaniem. Obudziłem się rano z kawałkiem czipsa na ustach, a wordowy kursorek ciągle migał na pustej stronie monitora.

W kinie i literaturze jednak chlanie oraz pisanie mają się dobrze. Chlał na umór Hank Moody z „Californication”, o dziwo nigdy nie miał kaca, zawsze budził się rześki, z niezłym jak na swoje lata kaloryferem Duchovnego. Bzdura. Bardziej bliżej prawdy była Ćma Barowa według pijackich historyjek Charlesa Bukowskiego. Ten to szlajał się po pubach, dostawał w ryło od barmanów, a potem miętolił zarzygane kartki z poezją. Chlała postać grana przez Cage’a w „Zostawić Las Vegas”. Wielu pisarzy chlało i ten mit delirycznej prozy trochę nam przybliżył Jerzy Pilch w „Pod Mocnym Aniołem”. Czytałem tę książkę jeszcze w liceum, wzięło mnie na taki klimacik. Wtedy to było dopiero! Polska, soczysta nowa powieść, dobrze, że brody nie były wtedy modne, bo zaraz bym zapuścił i przywlókł maszynę do pisania do jakiegoś skłota w Krakowie, a potem pił, pisał, pił, pisał.

Powieść Pilcha jest rwana, chaotyczna, właśnie – deliryczna. Bohater skacze z miejsca do miejsca, ociera się o różne szalone figury, a Pilch bawi się nami, każąc zadawać pytanie – biografia, antybiografia, jakieś pijackie bełkoty czy może opowieść prawdziwa, w której galeria postaci drugoplanowych jest wzorowana na istniejących? Odpowiedzi nie ma, jest za to naprawdę innowacyjna narracja, jakaś swojska w tym całym swoim bełkocie, może nie wyważająca drzwi, ale kilka furtek zostawiła otwartych, między innymi dla przyszłych młodych pisarzy, którzy coraz odważniej sobie w literaturze zaczęli poczynać. Dokładnie tak samo, jak Wojciech Szmarzowski w kinie. Jeszcze pył nie opadł po wartkiej, soczystej „Drogówce”, a reżyser w pocie czoła pracuje nad adaptacją książki Pilcha. Pierwszą zagwozdką było zapewne stworzenie dobrego scenariusza, bowiem materiał wyjściowy to narracja trudna do sklasyfikowania – barokowe natchnienie miesza się tutaj z koszmarem bełkotliwego śpiewu gdzieś na wytrzeźwiałce. Artysta, wrażliwy pijak, prowadzi niekończące się dysputy na tematy filozoficzne z szaleńcami i wykolejeńcami, którzy również spadli z siodła kultury wyższej, a teraz dusi ich nałóg. Trudny to język dla kina, Smarzowski jednak wydaje się mieć wszystko obcykane. Bardzo podoba mi się jego pomysł na to, jak ta historia będzie opowiadana – Wyszedłem od takiego niespecjalnie może odkrywczego pomysłu, że czas pijaka nie jest linearny. Mam nadzieję, że kiedy widz zacznie odzyskiwać równowagę, kiedy ten czas znowu stanie się linearny, to się przełoży na takie znaczenie, że główny bohater zacznie się leczyć naprawdę.

Głównego bohatera, Jurka, gra Robert Więckiewicz, który w krótkim teaserze pokazuje, że nie czeka go los Borysa Szyca, a każdą rolę dobiera starannie. I starannie się do niej przygotowuje. Reszta obsady? Trochę według przepisu Smarzowskiego – Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Iza Kuna oraz Andrzej Grabowski. Zachowawczo, ale wiemy, do czego zdolna jest ta ekipa, której daleko do chałturzenia na ekranie (Andrzej Grabowski zrehabilitował się za „Kiepskich” wielokrotnie). I choć uważam, że świetny obraz „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Koterskiego powiedział dużo o naszym sporcie narodowym, czyli chlaniu, również w kontekście elit kulturalnych, to „Pod Mocnym Aniołem” ma duże szanse na najlepszy film 2014 roku. Czekam z lekko drżącą ręką. Wasze zdrowie.

Ciekawy materiał z planu:

https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=EqsgPJUbRM4

REKLAMA