ZAGINIONE DZIEWCZYNY. Frustrująca niesprawiedliwość
Liz Garbus to reżyserka, która ma na swoim koncie dwie nominacje do Oscara i kilkanaście prestiżowych nagród filmowych. Jej nazwisko fanom kina może jednak mówić niezbyt wiele. Autorka ta zajmowała się dotychczas wyłącznie kręceniem dokumentów. Film Netfliksa Zaginione dziewczyny jest fabularnym debiutem Garbus, w którym dokumentalne zapędy reżyserki są nadal mocno wyczuwalne.
Zaginione dziewczyny to film oparty na prawdziwych wydarzeniach. Jak informuje nas plansza tytułowa, opowiada o morderstwach, których sprawca/sprawczyni/sprawcy nie został/została/zostali zatrzymani. Produkcja dotyczy zaginięcia 24-letniej Shannan Gilbert oraz starań jej matki Mari o odnalezienie córki. Trudności w poszukiwaniu Shannan związane są z uprzedzeniami śledczych spowodowanymi profesją zaginionej (była prostytutką) oraz podejrzaną niechęcią hermetycznej społeczności zamieszkujących skrawek wybrzeża Long Island, gdzie widziano dziewczynę po raz ostatni. Sytuacji nie zmieni nawet odnalezienie na obszarze zaginięcia Shannan zwłok innych młodych kobiet.
Jeśli ktokolwiek na podstawie powyższego opisu spodziewa się filmu na kształt Zodiaka Finchera, to raczej srogo się zawiedzie. Intencją Garbus nie jest bowiem przedstawienie procesu śledztwa, chodzi jej przede wszystkim o szacunek wobec ofiar najpewniej seryjnego mordercy. W Zaginionych dziewczynach panuje wyczuwalny nastrój gniewu i frustracji. Znamienne w tym kontekście są wszystkie sceny, w których główna bohaterka filmu notorycznie wyłącza telewizor lub radio, gdzie jej najstarszą córkę, a także odnalezione ofiary ocenia się przez pryzmat wykonywanej pracy. Garbus buduje więc narrację wokół postaci Mari (dobra Amy Ryan), walczącej z lokalnymi stróżami prawa i mieszkańcami o podjęcie choćby jakichkolwiek starań w poszukiwaniu Shannan, a także o szacunek dla niej i pozostałych zamordowanych dziewcząt. Poprzez działania bohaterki, a także przewijający się motyw obrzędu czuwania, w którym mają wziąć udział bliskie osoby zamordowanych (same kobiety), reżyserka zwraca uwagę, że zaginione to w pierwszej kolejności przyjaciółki, matki, siostry lub córki, a nie tylko i wyłącznie prostytutki, jak wolą media oraz policja.
Na uwagę zasługuje tu także poruszenie tematu nierówności społecznych, które mają ogromny wpływ na podejmowanie lub niepodejmowanie działań przez służby. Świetnie przedstawiła to scena, w której Mari, udająca się wraz z pozostałymi kobietami na wspomniane wcześniej czuwanie, wtargnęła na teren prywatny, gdzie ostatni raz widziano Shannan. Wezwana przez jednego z bogatych mieszkańców policja zjawiła się tam po kilkunastu minutach, tymczasem prosząca o pomoc córka Mari czekała na nią blisko godzinę.
Zaginione dziewczyny warto docenić z jeszcze jednego powodu. Otóż Garbus, ukazując starania Mari, mogła pójść na skróty, ignorując wątek oddania kilkunastoletniej Shannan do domu dziecka i tym samym przedstawienia trudnej relacji matki i córki. Szczęśliwie, reżyserka wraz z autorem scenariusza Michaelem Werwie podobno wiernie przekazali historię głównej bohaterki filmu zaczerpniętą z książki Roberta Kolkera i wykorzystali wyżej wspomniany motyw do ukazania w ciemnych, niespokojnych scenach tęsknoty i być może wyrzutów sumienia Mari, wynikających z decyzji przedsięwziętych w przeszłości. Tym samym Shannon mimo zaginięcia jest stale obecna w życiu matki. A to za pośrednictwem nagrania na kasecie wideo, a to jako głos w telefonicznej wiadomości. Próbą naprawienia opiekuńczych błędów przeszłości jest chęć przekonania Kim, jednej z kobiet przybywającej na czuwanie, aby ta zaprzestała trudnienia się prostytucją. Niestety ten wątek nie wybrzmiewa odpowiednio mocno. Problemy wychowania ukazano również poprzez postacie dwóch pozostałych córek Mari (w rzeczywistości miała trzy) – Sherre (znana z Jojo Rabbit Thomasin McKenzie) i Sarry (Oona Laurence). Z tą drugą – już poza filmem – również wiąże się tragiczna historia.
Poza uprzedzeniami, społecznymi nierównościami i wychowawczymi trudnościami Liz Garbus w Zaginionych dziewczynach bada też przerażającą kwestię niesprawiedliwego traktowania kobiet przez mężczyzn. W filmie pogrążona w żałobie płeć żeńska reprezentuje ofiary, z kolei męska stara się w większości utrzymać niebezpieczne status quo.
Szacuje się, że seryjny morderca z Long Island od 1996 do 2013 roku zamordował od 10 do 16 kobiet. Jego sprawa nie należy jednak wciąż do najbardziej przez media rozdmuchiwanych. Film Lizy Garbus kontynuuje aktywność tragicznie zmarłej w 2016 roku Mari Gilbert, która na każdym kroku przypominała o konieczności równego traktowania wszystkich ofiar, niezależnie od płci, zawodu i statusu materialnego. Niestety trudności reżyserki podczas realizacji Zaginionych dziewczyn (między innymi mieszkańcy Oak Beach nie wyrazili zgody na kręcenie filmu na terenie, gdzie w rzeczywistości odnaleziono ciała dziewczyn) jedynie potwierdzają, że problemy, o których film traktuje, są wciąż aktualne.