search
REKLAMA
Archiwum

WĘŻE W SAMOLOCIE. Samuel L. Jackson kontra zabójcze gady

Michał Fedorowicz

30 września 2020

REKLAMA

„Everybody listen up! We have to put a barrier between us and the snakes!”

Większość pojawiających się w filmie gadów jest albo wygenerowana komputerowo albo sterowana animatronicznie. Jednak aż 450 [!] prawdziwych węży, przedstawicieli 25 różnych gatunków (wliczając w to kobry królewskie, grzechotniki oraz blisko 8-metrowego pytona) także miało swój udział przy realizacji. Jak nietrudno zgadnąć, ciężko było zapanować nad takim zwierzyńcem – pojedynczym okazom udało się wymknąć z klatek mimo czujnego nadzoru ze strony treserów. Przeklęte gady przez jakiś czas straszyły poruszającą się po planie ekipę – niektórych z nich (węży, nie statystów) nie udało się odnaleźć po dzień dzisiejszy. Jeśli już o ekipie mowa – stronie technicznej filmu nie da się wiele zarzucić: nawet komputerowo wygenerowane pełzające kręgowce wyglądają realistycznie i przerażająco, są ponadto doskonale sfilmowane (twórcy kilkukrotnie przedstawili wydarzenia na ekranie z perspektywy tytułowych bohaterów, co dodatkowo wzmogło napięcie), a raz po raz pokazywane sceny z ich samolotowego życia, czyli uśmiercania załogi i pasażerów, z kilkoma małymi wyjątkami zostały świetnie zmontowane. Filmowi dodatkowo towarzyszy doskonała ścieżka dźwiękowa, którą popełnił znany m.in. ze Skarbu narodów, Lotu skazańców czy Armageddonu Trevor Rabin. Jego kompozycje świetnie ilustrują wydarzenia prezentowane na ekranie, choć są częstokroć zagłuszane przez przeraźliwe krzyki mordowanych na naszych oczach i ku naszej uciesze pasażerów. Niemniej jednak udźwiękowienie stanowi jeden z najjaśniejszych elementów filmu, który jak już wspomniałem, niestety nie zachwyca.

„Someone get this fuckin’ snake off my ass!”

Węże w samolocie miały co prawda najlepszy wynik w weekendzie swojego otwarcia w Stanach Zjednoczonych, zyskał nadspodziewaną liczbę pozytywnych opinii (w serwisie Rotten Tomatoes w chwili pisania tego tekstu, Węże legitymują się wynikiem 69% pozytywnych recenzji), lecz ku zaskoczeniu wytwórni, przy budżecie szacowanym na 33 miliony dolarów, zwrócił się tylko minimalnie. Mimo międzynarodowego rozgłosu, za którym stali głównie internauci, film nie zrobił na razie furory na świecie i nic niestety nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. To druga ze stron fenomenu Węży…, ta, której wyjaśnienie jest trudniejsze niż ujście z życiem ze skąpanego w jadzie samolotu. Obraz Davida R. Ellisa ma strasznie kulawy, kiczowaty scenariusz, ale wszyscy się tego spodziewali. Wszyscy też wiedzieli, że ten film nie będzie aspirował do miana produkcji lepszej, niż taka jaką rzeczywiście reprezentuje. Co więc nie wypaliło? Dlaczego pomimo takiego rozgłosu, wsparcia fanów, jednej z największych i najdziwniejszych (bo niemal zupełnie darmowej) promocji w historii kina Węże w samolocie okazały się lekkim bo lekkim, ale niewypałem? Zgadując (bo o racjonalnej argumentacji w przypadku tej produkcji nie może być mowy) możemy dojść w końcu do wniosku, że tak ogromna dawka kiczu jest za duża nawet dla hardkorowych kinomaniaków. Z drugiej jednak strony, część pierwsza Kill Bill była równie wielką, fabularną tandetą, a jednak się przyjęła. Może więc sam Samuel L. Jackson to za mało, by udźwignąć tak przeogromną chałę na własnych barkach? A może po prostu tak wielkie oczekiwania musiały doprowadzić do rozczarowania. Skąd jednak tak przychylne opinie krytyków? Pytań jest wiele, odpowiedzi jeszcze więcej, ale tylko jedno jest pewne – Węże w samolocie to film średni. Jednak na stałe zapisze się w historii kina jako jedna z pierwszych, w miarę wysokobudżetowych produkcji, w której tak wiele palców mogło umoczyć tak wielu fanów. I dla nich właśnie jest ten film, bowiem reszta widzów po wyjściu z kina będzie niestety żałować wydanych na seans pieniędzy.

Tekst z archiwum Film.org.pl (20.09.2006)

REKLAMA