ŚWIAT NA DRUCIE. Science fiction zapowiadające „Matrixa” i „Incepcję”
Świat na drucie to jeden z najbardziej sugestywnych, wielopoziomowych i wpływowych filmów science fiction, o którym prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście.
Profesor Vollmer pracuje w Instytucie Cybernetyki i Futurologii jako dyrektor programu „Simulacron”: stworzonego przez komputer sztucznego świata, którego mieszkańcy nazywani „jednostkami tożsamości” żyją tak jak ludzie, lecz są nieświadomi, że ich rzeczywistość jest tylko zaawansowaną symulacją. Vollmer odkrywa coś niezwykłego i wkrótce ginie w dziwnym wypadku. Następcą profesora zostaje doktor Fred Stiller, który kontynuuje badania nad symulacją i jednocześnie usiłuje rozwikłać zagadkę odkrycia Vollmera. Stiller zauważa, że niektóre jednostki tożsamości w symulacji zyskują świadomość sztuczności otaczającego ich świata, próbują nawet popełnić samobójstwo; inne chcą przedostać się do „prawdziwego” świata (czymkolwiek on jest). Ale i tam zaczynają dziać się rzeczy niesamowite: szef ochrony Instytutu znika bez śladu i nikt go nie pamięta, nagłówki prasowe zmieniają się w zależności od wspomnień, a pamięć coraz częściej zawodzi Stillera. W końcu jedna z jednostek tożsamości informuje go, że on sam żyje w symulacji. Ale jak odróżnić fantom od oryginału, jeśli różnice są prawie niemożliwe do wykrycia?
Świat na drucie to ekranizacja powieści Simulacron-3 Daniela F. Galouye’a z 1964 roku. Fassbinder nakręcił film w ciągu sześciu tygodni dla niemieckiej telewizji ARD jako dwuczęściowy miniserial trwający w sumie ponad 200 minut. Była to piętnasta pełnometrażowa produkcja reżysera w ciągu zaledwie pięciu lat, a w tym samym 1973 roku ten niezwykle pracowity Niemiec realizował jeszcze trzy inne filmy! W obsadzie znaleźli się ulubieni aktorzy Fassbindera, m.in. Klaus Löwitsch, Barbara Valentin, Ulli Lommel i Margit Carstensen. Przez wiele lat Świat na drucie był tylko mało znaną ciekawostką wśród złożonego z blisko czterdziestu filmów dorobku niemieckiego reżysera, pozostając w cieniu takich tytułów jak Handlarz czterech pór roku (1973), Małżeństwo Marii Braun (1978) oraz Lili Marleen (1981). Adaptacja książki Galouye’a doczekała się należytej uwagi dopiero w 2010 roku, gdy dzięki staraniom Fundacji Rainera Wernera Fassbindera cyfrowo zrekonstruowaną wersję filmu wyświetlono podczas 60. Festiwalu Filmowego w Berlinie. Od tamtej pory obraz Fassbindera był pokazywany na całym świecie, trafił także na nośniki DVD i Blu-ray.
Jest to dzieło staroświeckie i zarazem niebywale nowoczesne. Staroświeckie, bo jako niskobudżetowa produkcja telewizyjna nie epatuje efektami specjalnymi ani wartką akcją, lecz opiera się na wysmakowanej scenografii i przesiąkniętych filozofią dialogach. Nowoczesne (czy raczej ponadczasowe), bo poruszana tematyka rzeczywistości wirtualnej do dziś odbija się szerokim echem w kulturze popularnej. Oczywiście sama koncepcja świata jako iluzji jest znacznie starsza – już w religii wedyjskiej funkcjonował termin „maja” oznaczający zasłonę skrywającą prawdziwą naturę świata oraz ludzkiej tożsamości; na myśl przychodzi również taoistyczny mistrz Zhuangzi i jego przypowieść o mędrcu, który śnił, że jest motylem, a kiedy się przebudził, postawił sobie pytanie: czy jest człowiekiem śniącym o motylu, czy może motylem, któremu śni się człowiek? Przykłady można mnożyć: eksperyment myślowy o mózgu w pojemniku Hilary’ego Putnama, Kartezjusz i jego teoria o złośliwym demonie, paradoksy Zenona z Elei o ruchu jako złudzeniu… Dwie ostatnie idee zostały zresztą wprost przywołane w Świecie na drucie.
Wirtualna rzeczywistość jako symulacja nieodróżnialna od „prawdziwej” rzeczywistości to motyw szczególnie atrakcyjny dla autorów literatury science fiction. Mowa nie tylko o Danielu Galouye’u, którego powieść posłużyła za kanwę filmu Fassbindera, ale również o Stanisławie Lemie i przede wszystkim o Philipie K. Dicku, który z opozycji rzeczywistość – symulacja, autentyczne – sztuczne, prawda – fałsz, człowiek – android uczynił główne tematy swej twórczości. „Od samego początku znajdujemy się w obszarze całkowitej symulacji, pozbawionej źródła i początku, immanentnej, bez przeszłości i przyszłości, w przestrzeni swobodnego przepływu. […] Sobowtór zniknął, kopia nie istnieje, jesteśmy już zawsze w innym świecie, który innym już nie jest, w świecie pozbawionym lustra, możliwości projekcji i utopii, które mogłyby być jego odbiciem – symulacja jest nieprzezwyciężona, nieprzekraczalna, matowa, pozbawiona zewnętrza – nawet nie możemy już przejść na drugą stronę lustra, jak w złotym wieku transcendencji” [1] – pisał o Dicku francuski filozof Jean Baudrillard i to samo można napisać o fabule Świata na drucie.
Szczególnie interesująca w tym kontekście jest wspomniana przez Baudrillarda symbolika luster – w telefilmie Fassbindera prezentowana nad wyraz często. Eleganckie wnętrza Instytutu Cybernetyki i Futurologii pełne są połyskliwych powierzchni: monitorów, luster, skórzanych kanap, stolików ze szklanymi blatami, dekoracyjnych paneli, przezroczystych przegród i zwierciadlanych cokołów, na których wznoszą się repliki greckich posągów. Twarze postaci zaludniających ten świat regularnie pojawiają się w kadrach jako lustrzane odbicia, podkreślając naczelną tematykę filmu: świata jako podwojenia i odwrócenia oraz ludzi jako sobowtórów i klonów. „Nie jest pan niczym więcej jak tylko obrazem, który stworzyli inni” – mówi Stiller do sekretarza stanu von Weinlauba, przystawiając mu do twarzy kieszonkowe lusterko. Lustra nie pokazują przecież człowieka takim, jakim jest on naprawdę, lecz ukazują jego przeciwieństwo; obraz w lustrze jest całkiem literalnie obrazem pozornym, co na angielski tłumaczy się jako „virtual image”, a stąd już blisko do pojęcia rzeczywistości wirtualnej. W tym świecie nie ma przypadków.
Filozoficzne (ontologiczne, epistemologiczne itp.) konsekwencje symulacji to niejedyny temat wielopoziomowego filmu Fassbindera. Oto bowiem „Simulacron” wygenerowany przez maszyny obliczeniowe w Instytucie Cybernetyki i Futurologii ma określony cel: przewidywanie przyszłych wydarzeń gospodarczych, politycznych oraz społecznych z dokładnością, która pozwoli na określenie kierunków, w jakich zmierzać będzie ludzkość. Innymi słowy: jego zastosowanie polega na stworzeniu modelu świata identycznego z rzeczywistym w taki sposób, aby na podstawie wydarzeń w symulacji można było wyciągać wnioski, które potem zastosuje się w prawdziwym świecie. Dysponenci tak zdobytej wiedzy będą mieli więc przewagę nad tymi, którzy są pozbawieni tego rodzaju cennych informacji. Nie chodzi tu wszak tylko o poprawę warunków bytowych w przyszłości, lecz o dominację nad konkurentami. W Świecie na drucie rzecz tyczy się rynku metalowego, ale przecież nietrudno wyobrazić sobie wykorzystanie świata wirtualnego do bardziej niecnych celów. W tym momencie film Fassbindera staje się czymś w rodzaju krytyki społecznej.
Na tym nie koniec: można traktować Świat na drucie również jako metaforę aktu tworzenia, w tym wypadku filmu, a zatem jako swoistą metarefleksję nad samą istotą kina. Czym bowiem jest film, jeśli nie mniej lub bardziej zręczną imitacją świata, sztucznym wytworem naśladującym rzeczywistość, w którym zanurzają się widzowie? Nie bez powodu w jednej ze scen filmu Stiller porównuje jednostki tożsamości – cyfrowe awatary stworzone na obraz i podobieństwo ludzi – do postaci w telewizji, które tańczą ku uciesze odbiorców. W innej sekwencji jego przełożony Siskins ogląda na ekranie monitora swojego symulacyjnego doppelgängera, który bierze udział w muzycznym programie rozrywkowym. „Świat jest teatrem, aktorami ludzie, / Którzy kolejno wchodzą i znikają. / Każdy tam aktor niejedną gra rolę, / Bo siedem wieków dramat życia składa” [2] – pisał Szekspir na przełomie XVI i XVII wieku. Kto jest reżyserem, a kto aktorem w teatrze pt. Świat na drucie? Odpowiedź nie jest jednoznaczna i również w tym tkwi siła tego niełatwego, ale i ambitnego filmu, który będzie ucztą dla widzów tęskniących za jakościowym science fiction.
Pół wieku po telewizyjnej premierze Świata na drucie łatwo dostrzec jego wpływ na późniejsze i bardziej popularne filmy, takie jak Łowca androidów (1982) Ridleya Scotta, Tron (1982) Stevena Lisbergera, Burza mózgów (1983) Douglasa Trumbulla, Videodrome (1983) i eXistenZ (1999) Davida Cronenberga, Kosiarz umysłów (1992) Bretta Leonarda, Dziwne dni (1995) Kathryn Bigelow, Ghost in the Shell (1995) Mamoru Oshiiego, Mroczne miasto (1998) Alexa Proyasa, Paprika (2006) Satoshiego Kona, Incepcja (2010) Christophera Nolana i Trzynaste piętro (1999) Josefa Rusnaka, które jest inną, luźniejszą i słabszą ekranizacją Simulacron-3 Galouye’a. Z filmu Fassbindera musiało też czerpać rodzeństwo Wachowskich przy Matrixie, zapożyczając m.in. koncept „szkatułkowego” charakteru symulacji (jedna fałszywa rzeczywistość prowadzi do kolejnej itd.), możliwość wejścia do niej w dowolnym miejscu, telefon jako teleport między światami i śmierć w symulacji skutkująca zgonem w rzeczywistości. Nawet zdrajca Cypher z Matrixa wygląda jak potomek podwójnego agenta Holma ze Świata na drucie. W tym świecie nie ma przypadków.
[1] J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, tłum. S. Królak, Warszawa 2005, s. 153.
[2] W. Shakespeare, Jak wam się podoba, tłum. L. Ulrich, WolneLektury.pl [dostęp: 25.01.2024].