search
REKLAMA
Nowości kinowe

SNOWDEN. Recenzja filmu Olivera Stone’a

Maciej Niedźwiedzki

19 listopada 2016

REKLAMA

Łatwo sympatyzować z Edwardem Snowdenem. Czy wyjawienie przez niego informacji o metodach funkcjonowania amerykańskich służb mogło spowodować jakiekolwiek zmiany? Prawdopodobnie inwigilację wciąż wykonuje się na taką samą skalę, ale w bardziej zakamuflowany sposób, zatrudniając do tego jeszcze pewniejsze osoby. Olivera Stone’a jednak interesuje przede wszystkim pytanie: „Co złamało Snowdena?”. Dramaturgiczna narracja zbudowana jest na konsekwentnym dodawaniu kolejnych nadużyć władzy państwa wobec całych społeczeństw, mniejszych grup i jednostek.

Bezpośrednim świadkiem tego procesu jest pracujący w CIA Edward Snowden (dobry Joseph Gordon-Levitt, ale wolę, gdy ten aktor gra postaci drugoplanowe). To osoba nie posiadająca radykalnych poglądów, zdecydowanie bardziej zainteresowana nowymi technologiami niż polityką. Praca w służbach specjalnych ma mu umożliwić rozwój umiejętności, a nie zaspokoić potrzebę posiadania władzy. Edward Snowden to przede wszystkim świadomy swoich umiejętności genialny informatyk i niegroźny idealista. Oczywiście spodziewa się, że będzie pracował na tajnych, chronionych danych. Nie do końca jednak wie, jakiego kalibru będą to informacje.

when-did-he-actually-start-stealing-the-files

Oliver Stone, znany z antyestablishmentowych poglądów, w jednoznacznie negatywny sposób wartościuje postępowanie CIA.

Reżyser nie ma żadnych wątpliwości, jasno stawia tezę od samego początku. Przełożeni Snowdena to pozbawieni moralnego kręgosłupa, zimnokrwiści dowódcy. Dumni są z sukcesów amerykańskiego wojska, osiąganych nieważne jakim kosztem. W ich pojęciu cel uświęca środki, a społeczna nieświadomość jest idealnym gruntem, by testować na niej coraz to nowsze metody śledzenia i monitorowania – tak poza granicami Stanów Zjednoczonych, jak i na własnym podwórku.

To przerażająca wizja, ale bardzo jaskrawa i nie do końca przekonująca. Zabrakło psychologicznej głębi w portretowaniu szefów CIA. Stone nie dzieli tych postaci na patriotów oszalałych na punkcie bezpieczeństwa państwa i ludzi władzy, którym wysokie stanowisko umożliwia łamanie prawa. W Snowdenie spotykamy się tylko z tym drugim wariantem. To zazwyczaj postaci papierowe, w mechaniczny sposób wygłaszające swoje poglądy. Większość bohaterów to tak naprawdę nośniki idei.

snow

Jednostronna narracja osłabia główny wątek filmu, którym jest moralny dylemat Snowdena. Ważniejsze są interesy państwa czy społeczeństwa? W obronie kogo trzeba stawać? Snowden w zdecydowany sposób daje pierwszeństwo nieświadomym obywatelom. Oliver Stone wprowadza różne poziomy inwigilacji i szpiegostwa kompromitującego władzę – stosowanego na polu bitwy, ale także w sypialni pana i pani X. Kolejne programy, aplikacje, przeglądarki, portale społecznościowe zbierają i przekazują prywatne informacje rządowym instytucjom. To oplatająca wszystkich sieć, z której nie ma ucieczki. To fakt, z którym każdy już się chyba oswoił. Oliver Stone po pewnym czasie wprowadza najciekawszy wątek, ale niespecjalnie wyczerpany. Jest nim konflikt między Snowdenem a jego dziewczyną, Lindsay Mills (Shailene Woodley). On nie potrafi zaakceptować tego, jak funkcjonuje otaczający go świat, ona świadomie przyjęła postawę obojętności, szukania szczęścia mimo uzasadnionych wątpliwości jej partnera.

Podobnie również gdzieś na marginesie pojawia się niemożliwy do pominięcia problem rewolucji technologicznej. Pistolet w dłoni zastąpiła myszka. Terroryzm przemienił się w cyberterroryzm. Oliver Stone obrazuje tę zmianę, ale nie koncentruje się na tym, co najważniejsze. Powoduje ona przecież zanik poczucia bezpośredniej odpowiedzialności. Kolejne ekrany oddalają nas od faktycznych zdarzeń, trywializują rzeczywiste tragiczne skutki, przemieniając wojnę w nieco poważniejszą komputerową grę. Reżysera niestety głównie interesują nabierające mocy wątpliwości Edwarda Snowdena i atak na wyrachowane kierownictwo CIA. W Snowdenie to, co jest sygnalizowane przy okazji, wydaje się ciekawsze od wątku wiodącego. Temu filmowi pomógłby nieco szerszy kontekst. 

snoden-screencap2

Z drążonym przez Stone’a tematem współgra strona formalna filmu. Oparta na budowaniu ciągłego wrażenia bycia podglądanym.

Trzęsąca się delikatnie kamera, jej nietypowe ustawienie, specyficzna odległość od prowadzących dialog bohaterów, która sugeruje spojrzenie niechcianego obserwatora to bardzo częste zabiegi wykorzystywane przez operatora. Chyba nikt nie będzie tym zaskoczony. Ten film przecież nie mógł wyglądać inaczej. To nie największe osiągnięcie w karierze Anthony’ego Dod Mantle’a, ale na pewno przyzwoita robota.

Wydaje mi się, że siła Snowdena tkwi w zarażającym wyobraźnię, intrygującym i wciąż świeżym wydarzeniu, a nie w jego filmowej fabularyzowanej reprezentacji. Najnowszy obraz Stone’a nie jest kinem na miarę JFK, rekonstruującym i reinterpretującym przebieg zdarzeń. Oliver Stone tym razem nie jest artystą mierzącym się z historią, ale jedynie sprawnym faktografem. Snowden nic przed nami nie odkryje, to kino zrobione od linijki. Pozbawione wpadek, ale też momentów wielkich. Oliver Stone w lepszej formie robi średnie filmy. Takie czasy.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA