RYSOPIS. Bezdomność nieudacznika
Skolimowski buntowniczo odrzucił taki stosunek do rzeczywistości, chociaż swojemu bohaterowi, którego sam zagrał, pozwolił odjechać pociągiem do Kołobrzegu. Jak wiemy z biografii reżysera, wyjechał on z Polski w 1969 roku, tym samym w jakimś sensie przestał walczyć. Inni zostali. Analogia z wyjazdem (ucieczką) Leszczyca jest więc aż nazbyt oczywista, tyle że Skolimowski jeszcze o tym nie wiedział. Był jednak idealnym kandydatem na taką właśnie reakcję – wrażliwy, artysta, zgubiony między wielokierunkowymi studiami (polonistyka, reżyseria, etnografia). W takich przypadkach wszystko zdaje się niesamowicie płynne. Wygrana może nagle stać się przegraną i odwrotnie. Znów więc do widza należy ocena, czy odjazd tym mitycznym pociągiem do woja oznacza podporządkowanie czy dominację. Tak więc objawia się nam zupełnie inna strona Leszczyca. Zgadza się, że był wrażliwy, z lekka pogubiony, niekiedy egotyczny, ale zachowywał się w ten sposób, ponieważ otoczenie zostało tak skonstruowane, że nie pasował do jego sztucznie wytworzonej przez mainstream natury. Kto powiedział, że to ona ma się dostosowywać do zewnętrza? Może powinno być całkiem odwrotnie, a tylko na zasadzie ilościowych argumentów stwierdzono, że to chorobliwi wrażliwcy mają okrzepnąć.
Widz również musi, jeśli chce zrozumieć filmografię Skolimowskiego. Bo właśnie o to chodzi, żeby móc z siebie coś dać, jak mówi główny bohater. Pozornie on nic takiego nie zrobił. Pozornie, ale cała ta jego szamotanina między studiami ichtiologicznymi, kobietami a wojskiem paradoksalnie wymaga ogromnego wysiłku. Co ciekawe, podobne pytanie można postawić reżyserowi Rysopisu. Czy Skolimowski kiedykolwiek stał się naprawdę prawdziwym filmowcem i oddał się kinematografii jako zawodowi, a nie czemuś w rodzaju fanaberii i hobby? Być może jest tak, że film posłużył mu jako rodzaj wypowiedzi artystycznej w budowaniu swojej wizji świata konstruowanej dla siebie samego, a nie dla widza. I tu tkwi najważniejszy szkopuł – Skolimowski nie uprawiał reżyserii, by zaspokoić rozrywkowe potrzeby widza. On traktował film jako dziedzinę sztuki performatywnej sensu stricto. Stał gdzieś między poezją, literaturą, malarstwem, filmem, antropologią filozoficzną, natomiast nie tworzył areny, którą spragniony przysłowiowych igrzysk widz mógłby wziąć w posiadanie. Identycznie postępowali francuscy twórcy Nowej Fali (m.in. Jean-Luc Godard, François Truffaut). Tworzyli, bardziej mając na uwadze zaspokojenie własnych wynalazczych ambicji niż oczekiwań publiczności. Sprawdzało się to na początku, ale jak już wiemy z historii kina, efekty działania tych metod zostały boleśnie zweryfikowane zarówno przez widzów, jak i, co ciekawe, przez krytyków.
Specyficzne podejście do narracji i przerost artystycznych ambicji oczywiście nie sprawia, że Rysopis jest filmem niemożliwym do oglądania, nudnym i perfekcyjnie zakodowanym interpretacyjnie. Jeśli tylko przebić się przez jego formę, zobaczymy poruszającą historię człowieka, opowiedzianą bardziej obrazami niż dialogami. Ważna jest szczególnie jedna scena, kiedy Andrzej próbuje zakraść się do mieszkania tajemniczej Teresy, którą podobno można mieć niemal na zawołanie, a i obwód biustu ma słuszny. Leszczyc stoi długo przed drzwiami, podsłuchuje, zastanawia się, jak tu niepostrzeżenie wejść, a tu nagle tuż obok mija go na półpiętrze mężczyzna z białą trumienką dla niemowlaka. Biel w naszej kulturze symbolizuje niewinność, a na nią składa się m.in. brak doświadczenia. Dziecko zamknięte w tej trumience nie zdążyło go zdobyć, nie zdążyło żyć, a już umarło. Dla Andrzeja znaczy to tylko i aż tyle, że jest podobny do przedwcześnie zmarłego dziecka, z tą jednak różnicą, że on nie chce zacząć żyć. Jego egzystencjalną trumną jest miotanie się między studiami, kobietami, brakiem pracy. Wojsko zaś wydaje się ratunkiem, ostatnim, bo inaczej nie pozostanie nic prócz życiowego menelstwa.
Czy faktycznie okaże się ono zbawienne dla Andrzeja-intelektualisty? Można wątpić, skoro nawet major w komisji poborowej nie ma pojęcia, co to jest ta enigmatyczna ichtiologia. Celny przytyk Skolimowskiego do poziomu wykształcenia w Ludowym Wojsku Polskim.