search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

O potworach i ludziach

Tekst gościnny

11 stycznia 2013

REKLAMA

Autorką tekstu jest Karolina Michalska.

Szokujące i perwersyjne sceny, duża doza naturalizmu i brutalnego realizmu oraz inne elementy niemiłe dla oka – to wizytówka i cecha charakterystyczna większości filmów Aleksieja Bałabanova. Ten rosyjski reżyser postanowił skupić swoją uwagę na przedstawianiu dwóch sprzecznych kwestii – okrucieństwa seksualności i egoizmu zestawionych z postawą człowieka zagubionego na tle złowrogiego świata. Doświadczenie w pracy dokumentalisty, liczne podróże i zmysł obserwacyjny z pewnością były i są mu w tym bardzo przydatne.  I chociaż największą dawką okrucieństwa Bałabanov obdarza widza w swoich najgłośniejszych filmach – „Brat” (1997) oraz „Ładunek 200” (2007), warto przypomnieć jego dramat “O potworach i ludziach” (1998).

Potwór, czyli konsument
Nakręcony w 1998 roku dramat „O potworach i ludziach” to rozgrywająca się na tle Petersburga  początków XX wieku historia zderzenia dwóch różnych światów. Z jednej strony grupa podejrzanych fotografów – demoniczny i tajemniczy Johan (Sergiej Makowiecki) oraz podporządkowani mu: Viktor Iwanowicz (Viktor Sukhorukov) i Putiłov (Vadim Prokhorov). Mężczyźni zajmują się początkowo robieniem fotografii erotycznych. Z czasem, kiedy ich działalność zostaje doceniona przez konsumentów, fotografie zastają zastąpione wzbudzającym zainteresowanie, rozwijającym się ówcześnie filmem.
Do drugiego z przedstawionych światów należy inżynier Radłov (Igor Szibanov) i jego córka Liza (Dinara Drukarova), a także doktor Stasov (Aleksandr Mezencev) wraz  z żoną (Angelika Newolina) i zaadoptowanymi synami: Kolą (Aleksiej Dyo) i Tolą (Chingiz Tsydendambayev). Splot różnych zdarzeń powoduje, że oba te światy zaczynają się przenikać. Nie chodzi jednak o to, by szczegółowo przedstawić poszczególne zdarzenia, lecz o to, aby zwrócić uwagę na poszczególne kwestie przedstawione w filmie.


Historia przyciągających chyba największą uwagę braci syjamskich Koli i Toli nie jest w kinie niczym nowym. Motyw ludzi niepełnosprawnych, zdeformowanych i tematykę anomalii cielesnych można spotkać w wielu wcześniejszych filmach. Wątek ten pojawia się już w 1925 roku w niemym filmie „Upiór w operze” czy też dużo później w „Człowieku słoniu” Davida Lyncha. Jednak najbardziej kontrowersyjnym dziełem poruszającym ów temat jest nakręcony w 1932 roku horror „Dziwolągi” Toda Browninga, film uznany przez wielu krytyków i widzów za najbardziej chory i zwyrodniały w historii kina (chociaż, biorąc pod uwagę późniejsze i współczesne  produkcje, trudno się w pełni zgodzić z tą opinią). Niemniej jednak na fabułę filmu Browninga miały zapewne wpływ jego osobiste doświadczenia. Zakochany w sztuce cyrkowej reżyser miał bowiem okazje przynależeć do tego świata.

„Dziwolągi” to film, którego fabuła rozgrywa się właśnie w środowisku cyrkowym. Mężczyzna imieniem Hans (Harry Earles) zakochuje się w pięknej akrobatce (Olga Baclanova). Ta w perfidny sposób udaje, że odwzajemnia jego uczucie, wie bowiem o majątku swojego wielbiciela. Pozornie zatem jest to historia jakich wiele. Różnica polega na tym, że Hans jest karłem. Środowisko cyrkowe podzielone jest na ludzi zdeformowanych – do których należą, między innymi, syjamskie bliźniaczki, człowiek szkielet, kobieta z brodą, hermafrodyta czy też człowiek bez rąk i nóg; i tych “normalnych”. Wspomniana normalność dotyczy jednak jedynie sfery cielesnej. Cyrkowi dziwacy charakteryzują się bowiem szokującymi deformacjami, ale to przedstawiciele ludzi pełnosprawnych dotknięci zostali całkowitym zepsuciem umysłu, co Browning podkreśla na każdym kroku. Film przepełniony jest scenami, w których dziwacy są poniżani psychicznie, wyszydzani i ośmieszani. Aż do momentu, kiedy ich cierpliwość się kończy.

Fabuła „O potworach i ludziach” zawiera niemal identyczny wątek. Najważniejsza różnica polega na tym, że u Browninga temat ten stanowi naczelny motyw, w przypadku filmu Bałabanova jest on jedynie istotnym elementem całości. Można jeszcze oczywiście przywołać kwestie efektów specjalnych, a właściwie ich braku w filmie „Dziwolągi”. Horror Browninga stał się znany i szokujący w dużej mierze przez to, że aktorzy w nim występujący to ludzie naprawdę zdeformowani i chorzy. Bałabanov skorzystał z dobrodziejstwa efektów specjalnych – aktorzy odgrywający role braci syjamskich to w rzeczywistości dwaj niespokrewnieni ze sobą mężczyźni. Fakt ten nie ma jednak większego znaczenia. Zarówno Browning, jak i prawie 70 lat później Bałabanov, stworzyli historię opartą na tym samym elemencie – chorzy przeciwko zdrowym, ofiara przeciwko szydercy, bezbronny kontra kat. Tego, kim są tytułowe potwory czy dziwolągi, tłumaczyć nie trzeba. Ani tego, że Bałabanov po raz kolejny ukazuje zdemoralizowaną, odczłowieczoną i brudną cząstkę ludzkiego umysłu. Stosunki  między braćmi syjamskimi a Johanem czy też Wiktorem można by oczywiście streścić w jednym zdaniu. Oto przedstawiciele zdehumanizowanego świata w ohydny sposób wykorzystują słabszych i bezbronnych dla własnej rozrywki.

Jednakże na tle przedstawionych w filmie wydarzeń, opis ten przekłamuje nieco rzeczywistość. Bo owszem – Kola i Tola to bohaterowie pozytywni, szajka  Johana to ci „źli”. Ale Bałabanov nie tworzy bajki dla najmłodszych, w której wszystko jest proste, czarne lub białe. Nie ma jasnego podziału na dobrych i złych, a każdy z bohaterów to skomplikowany przypadek, na którego zachowanie ogromny wpływ ma środowisko i sytuacja, w jakiej się znajduje. I tu powrócę do głównego wątku, jakim jest motyw bliźniąt syjamskich. W przypadku filmu Browninga osoby chore są skrajnie czyste, niewinne i dobre. Bałabanov ucieka od takiej, dość prostej, konwencji. Kola i Tola są wykorzystywani do pokazów, mających zapewniać rozrywkę ludziom, którzy traktują ich w sposób uwłaczający i przedmiotowy. Ale –  zupełnie inaczej niż w przypadków cyrkowych dziwolągów Browninga – szczególnie Tola zbytnio nie przeciwstawia się takiemu traktowaniu. Nadając Koli i Toli całkowicie odmienne cechy charakteru reżyserowi udaje się uniknąć efektu banalności.

Kola czyta książki medyczne swojego ojca, chce poznać powód, dla którego ludzie traktują go jak odmieńca, podkochuje się w Lizie, cierpi  i nie może pogodzić z sytuacją, w jakiej znajduje się wbrew własnej woli. Tola, podatny na wpływy, szybko popada w alkoholizm, nie próbuje się przeciwstawiać i z uśmiechem na twarzy godzi się na rolę błazna. Poddaństwo i postawa Toli nie zmienia natomiast faktu, jak wysoce zdemoralizowani, a raczej zdegenerowani są inni ludzie. Wiktor Iwanowicz jest na tle pozostałych najbardziej odrażający. Z nieustannym uśmiechem na twarzy poniża i ośmiesza braci, nazywa potworami i traktuje niczym cyrkowe małpki. Jego zainteresowanie fizyczną anomalią chłopców jest trochę niczym chora perwersja. Razem ze swoją świtą zmusza braci do występów. Ale, jak już wspominałam, Bałabanov nie lubi prostych rozwiązań. Johan i jego ludzie są tylko pewnego rodzaju bodźcem. Dają ludziom impuls, wyzwalający ich ukrytą potrzebę poznania tego, co odmienne, często budzące obrzydzenie lub strach.

Egoistyczne skupienie się na zaspokojeniu własnych potrzeb doskonale obrazuje scena oczekiwania na jeden z występów braci. Ludzie na widowni są oburzeni i agresywni. Chcą „śpiewających potworów”. Bałabanov kręcąc „O potworach i ludziach” sam niejako przyjął rolę, jaką w jego filmie pełni Johan. Reżyser dostarcza swoim widzom  perwersyjnych i szokujących obrazów – takich, jakich oczekuje filmowa widownia. Oczywiście oglądając film większość ludzi zidentyfikuje się z „ofiarami”, stanie po stronie wyszydzanych i poniżanych, przeciwstawiając się tym samym karygodnej postawie Wiktora Iwanowicza i widzów oglądających występy Koli i Toli. Ale rzeczywistość nie jest tak różowa. Czym bowiem odbiorca filmu Bałabanova (oraz innych podobnych produkcji) rożni się od osób czekających na „śpiewające potwory”? I jedni, i drudzy są takimi samymi konsumentami, oczekującymi na „produkt”, który zaspokoi ich potrzebę rozrywki i podglądactwa.

Browning nakręcił swój horror w 1932 roku, akcja filmu Bałabanova toczy się na początku XX wieku. W czasach współczesnych medycyna rozwija się w niezwykłym tempie. Choroby i niepełnosprawność nie są niczym szokującym. Czy jednak z całą pewnością można stwierdzić, iż występ śpiewających braci syjamskich i dziś nie wzbudziłby zainteresowania szerokiej publiczności? Wiele osób nie zgodzi się zapewne z tą tezą. Nie zmienia to natomiast faktu, iż potrzeba oglądania tego co „inne” nie skończyła się wraz z odejściem czasów, kiedy anomalie były cyrkową atrakcją. Ludzie od dawna poszukują tego typu tematów również w kinie. I nie chodzi jedynie o problem chorób, lecz ogólnie o wszystko, co perwersyjne, niesmaczne, budzące grozę, strach czy obrzydzenie. A twórcy filmowi z przyjemnością dostarczają swoim odbiorcom takich obrazów. Można by tu przywołać chociażby „Psa andaluzyjskiego” w reżyserii Bunuela. Tytułów filmów, w których elementem przyciągającym uwagę widza nie jest jedynie fabuła czy też gra aktorska, ale to, co dziwne, perwersyjne i nietypowe, jest znacznie więcej.

Produkcji szokujących o wiele bardziej od filmu Bałabanova jest mnóstwo. Należą do nich chociażby „Salo. czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego, „Głowa do wycierania” Lyncha, „Kaligula”  Brassa czy też nowsze produkcje, takie jak „Ex drummer” Mortiera czy „Srpski film” Spasojevicza. Nie zamierzam tu przekonywać nikogo, że dla współczesnego widza fabuła jako całość nie ma większego znaczenia. Próbuje natomiast zwrócić uwagę na fakt, iż zachowanie Wiktora, Johana czy też widzów oglądających występy braci syjamskich lub osób oglądających pierwsze pornograficzne nagrania są również odzwierciedleniem zachowania współczesnego odbiorcy. Bałabanov porusza temat uniwersalny i – jak się okazuje – ponadczasowy. W przebiegły (lecz rzeczowy) sposób uświadamia, że fetysz jawnego i bezwstydnego podglądactwa nie zmienia się niezależnie od czasów. Współczesny widz, poszukujący w kinie tego typu „rozrywki”, jest tak naprawdę jeszcze gorszy. Zachowanie czy to Iwanowicza, czy ludzi oglądających występy Koli i Toli można bowiem usprawiedliwić niewiedzą, nieświadomością lub brakiem źródeł wyjaśniających tego typu anomalie. Co natomiast kieruje ludźmi poszukującymi takich motywów we współczesnym kinie? Czy jest to jedynie czysta potrzeba zaspokojenia naturalnej ludzkiej ciekawość? Czy może, jak pokazuje to Bałabanov, egoistyczne dążenie do uzyskania łatwego źródła rozrywki najprostszą, lecz pozbawioną moralności drogą?

Rozwój kina a problem pornografii
„O potworach i ludziach” jest kolejnym po „Bracie” filmem, w którym reżyser ponownie szokuje widza dużą dozą naturalizmu i okrucieństwa. Tendencje te powtórzą się zresztą  w kolejnych produkcjach, jak chociażby „Morfina” czy „Ładunek 200”. Problem budzącej zainteresowanie odmienności ludzkiego ciała to nie jedyny motyw ukazany w dramacie Bałabanova.

Obok tego, co znane, pojawia się również element nowatorski – wątek produkcji zdjęć i filmów pornograficznych. Nie znaczy to oczywiście, że Bałabanov jako pierwszy  i jedyny zainteresował się tym tematem. Dwa lata wcześniej temat branży pornograficznej poruszył chociażby Milos Forman w filmie „Skandalista Larry Flynt” (1996).

Tym, co wyróżnia film Bałabanova, jest – po pierwsze – przeniesienie akcji do Petersburga z początków XX wieku. Reżyser wyjaśniał wprawdzie w jednym z wywiadów: „Zawsze interesowały mnie te zjawiska. Po tym jak w Hamburgu, w erotycznym muzeum zobaczyłem stare porno pocztówki, postanowiłem wyprodukować ten film”. Niemniej jednak zabieg ten ma znaczny wpływ na odbiór filmu. Ale nie tylko to. Również forma, z jakiej korzysta reżyser. „O potworach i ludziach” nawiązuje do kina niemego, a zdjęcia wykonane w  sepii wzmacniają efekt przeniesienia fabuły w  początki XX wieku.

Temat pornografii, choć to właśnie wokół niego toczy się akcja filmu, nie jest motywem dominującym, a jedynie elementem pozwalającym na odniesienie się do innych, istotniejszych kwestii. Widać to wyraźnie nie tylko przez nagromadzenie szeregu różnorodnych wątków, ale także przez sposób, w jaki Bałabanov pokazuje sesje fotograficzne czy też sceny kręcenia filmików. Bo chociaż w dramacie nie brakuje nagości, trudno mówić tu o erotyzmie czy wyuzdaniu. Sceny, w których niania bije  rózgą nagie kobiety za karę, nie są dla współczesnego widza ani szokujące, ani perwersyjne. Ale celem reżysera nie jest przecież wzbudzenie w odbiorcy podniecenia czy pożądania. Dlatego też uwaga kamery koncentruje się na twarzy fotografów oraz mężczyzn oglądających owe erotyczne przedstawienia. Bałabanov skupia się na pokazaniu w zbliżeniach ich oczu, ich reakcji i zachowań. W charakterystyczny sposób pokazane są także pozujące do zdjęć kobiety. W szczególności niewidoma żona doktora Stasova. Kobieta jest zastraszona, niepewna siebie, wystawiona niejako na ośmieszenie. Trudno mówić, że jej postawa to postawa osoby wyzwolonej i odważnej.


Pornografia nie jest też, wbrew pozorom, elementem zainteresowania ludzi zepsutych i niemoralnych. Liza, młoda dziewczyna z dobrego domu, córka inżyniera Radlova, potajemnie w odludnym miejscu kupuje pornograficzne zdjęcia od Wiktora Iwanowicza. Sama zresztą później pozuje przed obiektywem. Także wspomniana już żona doktora Stasova, przybrana matka Koli i Toli, pozuje do nagich zdjęć w tłumie nagich mężczyzn. Wreszcie to sami Kola i Tola stają przed obiektywem Putiłova, aby znaleźć się na zdjęciach będących obiektem chorej fascynacji Iwanowicza. Johan nie jest zatem tym, który sprowadza niewinnych na złą drogę. Johan nie jest biblijnym wężem, który odkrywa to, co nieznane i zakazane. Działanie ekipy fotografów polega na wyzwoleniu   z umysłów tych pozornie czystych i niewinnych ludzi ich fascynacji tym, co złe i niepoprawne.

Chociaż nie brakuje w kinie produkcji nawiązujących do problematyki branży pornograficznej, nikt chyba przed Bałabanovem nie podjął się poruszenia tego tematu w tak specyficzny sposób. Rosyjski reżyser nie tylko skupia się na ukazaniu zachowań konsumentów. Co więcej, umieszcza fabułę filmu w czasach, w których kinematografia stawiała swoje pierwsze kroki. Dyskusja na temat wyższości kina nad fotografią, fascynacja niezwykle krótkimi, lecz ruchomymi obrazami – wszystkie te sceny pokazują, jak niezwykle przełomowym wydarzeniem był rozwój kina i jak wpłynął na społeczeństwo. I ponownie, mimo iż rozwój kinematografii nie jest tematem obcym dla innych reżyserów, Bałabanov połączył w spójną całość oba motywy – rozwoju kina i rozwoju branży pornograficznej. Udowodnił tym samym, jak pierwotne i dość proste instynkty kierowały pierwszymi odbiorcami. Fotografia i kinematografia są bez wątpienia rodzajem sztuki. Oglądając zachowania bohaterów filmu „O potworach i ludziach”, trudno jednak wierzyć w to, że owa sztuka służyła jedynie do zaspokajanie wzniosłych i duchowych potrzeb. Bałabanov w typowy dla siebie sposób odkłamuje rzeczywistość, zderzając widzą z brutalną, chociaż i nieco zabawną prawdą na temat nas samych.

https://www.youtube.com/watch?v=tgs3O5Sltig

Film Bałabanova można streścić w kilku zdaniach. Można też doszukać się w nim wielu istotnych elementów, także takich, które nie zostały poruszone w powyższej recenzji. Fabuła dramatu rosyjskiego reżysera dla jednych będzie tylko prostą opowieścią, dla innych  historią z przesłaniem. Niezależnie jednak od tego, jak widz odbierze twórczość Bałabanova i jak ją oceni, reżyser udowodnił, że nie zamierza uciekać od tematów tabu. „O potworach i ludziach” jest doskonałą zapowiedzią późniejszych filmów reżysera-skandalisty. Filmów, które mimo iż niezaprzeczalnie są bardzo dobre, przeznaczone są tylko dla odbiorcy, który nie chce doszukiwać się w kinie ukrytych symboli, ale jest gotowego na zderzenie z realizmem obfitującym w sporą dawkę przemocy czy okrucieństwa.

 

Źródła:

https://kinoart.ru/archive/1999/02/n2-article2
https://kommersant.ru/doc/198749
https://alekseybalabanov.ru/

REKLAMA