search
REKLAMA
Recenzje

LUNOPOLIS. Niepoważnie dużo teorii spiskowych, czyli fikcyjny dokument science fiction

Rządowe konspiracje, podróże w czasie, UFO, Roswell, Strefa 51, faceci w czerni, Scjentologia, kalendarz Majów, światy równoległe…

Maciek Poleszak

30 października 2023

REKLAMA

Tekst z archiwum Film.org.pl

Mockumentary to forma bardzo zgrabnie nadająca się do wszelkiego rodzaju zabaw podjętym tematem. Tak też musieli pomyśleć ludzie stojący za Lunopolis, bo do swojego małego filmu postanowili upchnąć niepoważnie dużo stereotypowych teorii spiskowych krążących po świecie. Czego tu nie ma: rządowe konspiracje, podróże w czasie, UFO, Roswell, Strefa 51, faceci w czerni, Scjentologia, kalendarz Majów, światy równoległe… znalazło się nawet miejsce dla Atlantydy.

A wszystko zaczyna się od podjęcia przez dwóch filmowców pewnego tropu pod postacią podejrzanie starego zdjęcia z Polaroida i linijki cyfr, które okazują się współrzędnymi prowadzącymi do pewnego podejrzanego miejsca. Wnioski zostają wyciągnięte szybko, a początkowo niepewne założenia po jakimś czasie okazują się prawdą: Księżyc jest zamieszkany przez ludzi. Nie wiemy o nich, bo ich obecność jest skutecznie tuszowana przez organizacje rządowe. Oni jednak nie tylko o nas wiedzą, ale są wśród nas i bezpośrednio wpływają na bieg wydarzeń toczących się na całym świecie.

W Lunopolis jest kilka ciekawych pomysłów, które rozwinięte są w całkiem sprawny sposób, ale produkcja cierpi również na zwyczajowe przypadłości niskobudżetowego, amatorskiego filmu. Forma dokumentu w paru miejscach skutecznie maskuje fakt, że filmowcy oprócz kilku kamer dysponowali najwyraźniej jedynie dobrą wolą, szczerym zapałem i komputerem z supermarketu, na którym całość zmontowano, dodając gdzieniegdzie efekty trochę na wyrost nazwane specjalnymi. Dopóki mamy do czynienia z “wywiadami”, animowanymi rekonstrukcjami i modelami obrazującymi teoretyczne podstawy działania świata przedstawionego, trudno jest się do czegoś przyczepić, a i słucha się tego całkiem przyjemnie.

Kiedy jednak kamery wyruszają w teren, na wierzch wychodzą niedoróbki, a całkiem zabawny film robi się jeszcze dodatkowo niezamierzenie śmieszny i, miejscami, rozbrajająco nieporadny. “Nieprzekonujący” to najbardziej dyplomatyczne słowo jakim da się określić starania większości aktorów, szczególnie jeśli chodzi o dokonania panów wcielających się w groźnych i zastraszających agentów w czarnych garniturach. Ich mimika kończy się na założeniu okularów przeciwsłonecznych. Warto wspomnieć, że fajnie wypadł debiutujący w roli informatora głównych bohaterów Dave Potter, posiadacz kultowego wąsa a’la Lee van Cleef. Tak, “fajnie”. Słówko “dobrze” mogłoby być już lekkim nadużyciem, ale trzeba oddać facetowi, że się stara. Całkiem uroczo wypada też zaawansowany technicznie, kompaktowy wehikuł czasu poskładany z rowerowej ramy, aluminiowej miski, pary szelek, wiązki kolorowych kabli i kilku przełączników. Adam Słodowy byłby dumny.

Czy Lunopolis posiada jakąś poważną myśl przewodnią, a jego twórcy chcą podzielić się z widzami własnymi spostrzeżeniami i przemyśleniami? Nie sądzę. Na pierwszy rzut oka widać jednak, że mieli oni pomysł i pasję, żeby wyciągnąć co się da z konspiracyjnej konwencji, a to liczy się najbardziej. Nawet jeśli nie wszystko zagrało jak trzeba. Założę się, że nad biurkiem w domu reżysera wisi plakat z latającym talerzem i napisem “I want to believe”, taki sam jak w gabinecie agenta Muldera.

REKLAMA