search
REKLAMA
Recenzje

PODRÓŻ FELICJI. Śmierć, kłamstwa i kasety wideo

Wybitny dreszczowiec Atoma Egoyana z 1999 roku.

Maciej Kaczmarski

9 listopada 2022

REKLAMA

Znacie dobrze Normana Batesa, Hannibala Lectera i Patricka Batemana, ale czy znacie Josepha Hilditcha?

Więźniowie przeszłości

Oto pan Hilditch. Korpulentny kawaler w średnim wieku, kierownik stołówki w jednym z wielu zakładów przemysłowych w Birmingham. Poznajemy go, gdy grzecznie, acz stanowczo poucza personel, że „wszystko zaczyna się od bulionu”, więc nie można polegać na kostkach rosołowych. Wieczorami w zaciszu swego archaicznego domostwa, pan Hilditch ogląda na wideo stary, czarno-biały program kulinarny i przyrządza kunsztowne potrawy, które później pochłania w samotności, słuchając sentymentalnych piosenek Malcolma Vaughana. Po okolicy porusza się śmiesznym, staroświeckim autkiem o kształtach równie beczułkowatych, co jego właściciel. Jednym słowem: sympatyczny dziwak, trochę nudziarz, wydawałoby się – zupełnie nieszkodliwy człowieczek.

Oto Felicja. Zagubiona nastolatka w ciąży, która opuszcza rodzinną Irlandię, aby odszukać w Anglii ojca swego nienarodzonego dziecka. Traf chce, że drogi pana Hilditcha i Felicji przecinają się – i to kilkukrotnie. Mężczyzna próbuje pomóc naiwnemu dziewczęciu odnaleźć ukochanego, wspiera ją zarówno duchowo, jak i finansowo, w pewnym sensie zastępując jej ojca (biologiczny rodziciel Felicji, surowy irlandzki katolik, przeklął ją do wszystkich diabłów, gdy dowiedział się, że nosi w sobie nieślubne dziecko). Relacja działa w obie strony: pan Hilditch czerpie otuchę z rozmów z Felicją, dzieli się z nią swoim życiowym doświadczeniem i zwierza ze śmiertelnej choroby żony. Ale zaraz, przecież pan Hilditch, jak się rzekło, to stary kawaler. Skąd więc umierająca żona?

Stopniowo wychodzi na jaw, że nie ma żadnej żony, pan Hilditch to notoryczny kłamca i seryjny morderca, który na swoje ofiary wybiera młode, samotne kobiety na życiowym zakręcie. Porzucone przez rodzinę, daleko od domu, bez środków do życia, błąkające się po ulicach Birmingham. „Beth, Elsie, Sharon, Gaye, Bobby, Jackie, Samantha…” – wylicza pan Hilditch. „Byłem dla nich całym światem. Kiedy były w potrzebie, mogły na mnie liczyć. A potem zasypiały, gdy układałem je do snu”. Zanim je zamorduje i zakopie w ogrodzie, pan Hilditch nagrywa kobiety kamerą ukrytą w samochodzie, a kasety z tymi nagraniami – dziesiątki, może nawet setki kaset wideo – przechowuje w specjalnym „pokoju trofeów” w swym domu. Czy Felicja podzieli los innych dziewczyn?

Z pozoru pan Hilditch i Felicja nie mają ze sobą nic wspólnego, ale seria retrospekcji ujawnia znaczące podobieństwa między nimi. Okazuje się, że pan Hilditch to syn Gali – gwiazdy owego starego programu kulinarnego. Mężczyzna nigdy nie wyrwał się spod przemożnego wpływu matki: nie tylko powtórzył te same wybory zawodowe, ale i zamieszkał w jej przestronnej posiadłości, której wnętrza wyglądają tak, jak przed laty. Na domiar złego matka wykorzystywała chłopca do kręcenia programu w sposób daleki od przyzwoitości. Felicja również jest produktem dysfunkcyjnej rodziny, w której ciężarnej córce mówi się, że jest dziwką noszącą wroga w swym łonie. Oboje, pan Hilditch i Felicja, są więźniami przeszłości, ale tylko ona będzie w stanie wydostać się z tej psychicznej pułapki.

Banalność zła

Podróż Felicji – ekranizacja powieści Williama Trevora w reżyserii Atoma Egoyana – rozwija się powoli, lecz z konsekwencją godną największych mistrzów kina. To, co rozpoczyna się jak drobny dramat z pogranicza realizmu społecznego, przeistacza się w mroczny portret wyalienowanego, głęboko zaburzonego człowieka. Nie jest to krwawy horror, lecz kameralny thriller psychologiczny niemal całkowicie pozbawiony scen przemocy. Widz ani razu nie widzi zabójstw dokonywanych przez Hilditcha ani nawet ich rezultatów, a liczba ekranowych ofiar wynosi jeden (dwa, jeśli liczyć dziecko Felicji usunięte za namową Hilditcha). Zamiast epatować literalną brutalnością, twórcy krok po kroku budują gęstą, pełną grozy i napięcia atmosferę rodem z sennego koszmaru.

Największe przerażenie budzi tutaj wizja zła ukrytego pod maską dobrodusznej przeciętności. Pan Hilditch nie jest Hannibalem Lecterem – demonicznym psychopatą, który w tyleż ikonicznej, co przerysowanej kreacji Anthony’ego Hopkinsa był wręcz nadczłowiekiem. Hilditch, z jego tłuściutką sylwetką, okrągłym brzuszkiem i jowialną twarzą, jest bardzo ludzki. To mężczyzna powściągliwy, powierzchownie uroczy, wzbudzający zaufanie – a przy tym bezwzględny, przebiegły manipulator. Prawdziwi psychopaci zachowują się właśnie w taki sposób. Bob Hoskins zagrał tę rolę bez zbędnej szarży i na półtonach, z precyzją wydobywając ze swojej postaci wszelkie, najdrobniejsze niuanse. Najwspanialsza rola w karierze tego znakomitego i niedocenianego, nieżyjącego już aktora.

Przewrotność polega na tym, że pan Hilditch – ucieleśnienie tezy o banalności zła – jest zarówno oprawcą, jak i ofiarą. Ten potwór w ludzkiej skórze wzbudza współczucie Felicji, która w finale konstatuje, że „choć zagubiona, była to dusza jak każda inna”. Hilditch to udręczona jednostka, spadkobierca traumatycznych, choć ledwo zasugerowanych błędów wychowawczych, zbrodniarz, który nie potrafi kontrolować swoich morderczych odruchów. Jest on mentalnym potomkiem Hansa Beckerta z M – Morderca Fritza Langa, Marka Lewisa z Podglądacza Michaela Powella i Normana Batesa z Psychozy Alfreda Hitchcocka. Duch tego ostatniego jest tu wyraźnie obecny: sekwencja, w której Hilditch niesie tacę z kakao dla Felicji, to ukłon w stronę jednej z ostatnich scen Podejrzenia.

Do pewnego stopnia Podróż Felicji stanowi parafrazę Pięknej i Bestii oraz wariację na temat kina drogi. Felicja podróżuje z jednej wyspy na drugą i zarazem odbywa wewnętrzną wędrówkę, która z prostolinijnej nastolatki uczyni silną, dojrzałą kobietę. Jest to kolejny film Atoma Egoyana, w którym powracają wątki skomplikowanych relacji rodzinnych (Najbliższy z rodziny, 1984), krzywdy wyrządzanej dzieciom (Słodkie jutro, 1997), a także obsesji na punkcie bliskości (Exotica, 1994) i technologii (Filmowanie rodziny, 1987). Hipnotyzujący, niespieszny rytm tego wysmakowanego filmu złożonego z długich panoramicznych ujęć uwypukla prostotę opowieści, która prawem paradoksu ukazuje całą złożoność charakterów pana Hilditcha i Felicji. Zaginiona klasyka.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA