O ZWIERZĘTACH I LUDZIACH. Dokument o czasach heroizmu i zezwierzęcenia
Mam nietypowe kryteria oceniania dokumentów – szczególnie gdy chodzi o poruszaną tematykę, bo czasem już samo podniesienie rękawicy zwraca komuś należyty szacunek. Niekiedy sam fakt, że jakiś temat został ugryziony, winduje dla mnie produkcję o kilka poziomów, wszak poszukiwania twórcze również zaliczają się do pracy reżysera. Jeśli bowiem odkryliśmy lub usłyszeliśmy coś wartego udokumentowania, jesteśmy wielcy, bo intencje mamy dobre. O zwierzętach i ludziach to właśnie tego typu produkcja, odkrywająca na nowo historię, która łapie za serce i w którą trudno uwierzyć. Poprawną realizacyjnie, ale zrobioną ze szczerej chęci przypomnienia odruchów humanizmu.
Wprawdzie wydarzenia z czasów wojny posłużyły już jako inspirację dla wysokobudżetowego filmu Azyl Niki Caro, ale skromniejszy dokument Łukasza Czajki oddaje głos tym, którzy byli bliżej opisywanych wydarzeń. Podczas okupacji niemieckiej na terenie ogrodu zoologicznego ukrywani byli Żydzi, a Teresa Żabińska wiele lat po tych wydarzeniach przenosi się w czasie dzięki pracy ekipy filmowej, poznając na nowo swoich rodziców. W materiałach archiwalnych budowany jest obraz małżeństwa, które wbrew historii oraz morderczej narracji poświęciło swój los, aby ratować niewinnych. Opowieść sięga nawet czasów przedwojennych, gdy rodzina Żabińskich, mieszkająca w willi na terenie zoo, prowadziła jeszcze sielankowe życie. Niemieckie bomby, które zabiły większość zwierząt, były jednak dopiero początkiem końca. Prawdziwym sprawdzianem dla serca Antoniego, nestora rodu Żabińskich, okazało się zrozumienie, że mogą pomóc tym, którzy nie mieli już sił, aby krzyczeć lub uciekać.
Dokument Czajki opowiada o uniwersalnym złu: głupim, gniewnym, nagłym, mrocznym, ale jednak ślepym, gdy przeciwstawi mu się dobro. Jak głosi napis na końcu filmu, Żabińscy uratowali około 300 osób. Wieloletnia praca ze zwierzętami miała swoją kontynuację w specyficznych kryptonimach, jakie były nadawane ukrywającym się ludziom. „Bażanty” zajmowały tereny dawnej bażanciarni, a ci, którzy musieli ukrywać się przed nadchodzącymi Niemcami, nazywano między swoimi „wiewiórkami”. Czajka utkał swój film głównie z materiałów archiwalnych, zmontowanych poprawnie, okraszonych narracją bohaterów z offu, a także pokusił się o autorski komentarz. Nie ma w tym filmowej wariacji, a dramaturgia oparta jest na „mocy” materiału źródłowego, ale mimo wszystko ogląda się to dobrze. Czajka umiejętnie łączy różne filmowe elementy – archiwalne materiały i rekonstruowane sceny przeplata rozmowami z ludźmi będącymi integralną częścią tej opowieści. Nic nowego, ale całość wypada przejrzyście mimo kilku nut dydaktyzmu. W centrum wydarzeń stoją dumnie Żabińscy, mimochodem czyniący dobro, bez większej refleksji, automatycznie, dokładnie tak samo, jak zajmowali się zwierzętami. Jest pewna filozoficzna dychotomia między trzymaniem w klatce dzikich zwierząt oraz ratowaniem istnienia ludzkiego, ale dokument stara się wytłumaczyć obie te motywacje obsesyjnym poszanowaniem dla życia. Czasami w klatce jest najbezpieczniej.
Wracanie myślą do czasów, gdy zawieszono w nas człowieczeństwo, bywa traumatyczne, o czym opowiada dokument Czajki. Bardzo inteligentnie trzyma jednak na początku Niemców na uboczu, niczym ciemne chmury, które widać w oddali, ale jeszcze nie zasłaniają nieba. Każdy akt heroizmu jest wtedy na wagę złota i warto się na nim skupiać. Między tym wszystkim biega sobie po zoo mała dziewczynka, której najbliżsi starają się obronić trzy światy: zwierząt, uciśnionych, a przede wszystkim – swoich dusz. Po latach ponownie otrzyma głos.