MIĘDZY NAMI ŻYWIOŁAMI. Podobieństwo przeciwieństw
Filmy animowane firmowane marką Pixar nie uciekają od ważnych tematów. Wiele z najgłośniejszych produkcji studia z sympatyczną lampką w logo opowiadało o dojrzewaniu, stracie czy radzeniu sobie z oczekiwaniami: rodziców, rówieśników, społeczeństwa. Także w Między nami żywiołami, najnowszej animacji Pixara, która miała premierę na tegorocznym festiwalu w Cannes, znajdziemy tematy, o których z reguły rozmawia się niełatwo. I znowu należąca do Disneya wytwórnia stanęła na wysokości zadania, opowiadając z dużą dojrzałością historię dwojga żywiołów, pomiędzy którymi zrodziło się wielkie uczucie.
Iskra Lumen (w polskiej wersji mówiąca głosem Marii Sobocińskiej) to młoda, energiczna i nieco wybuchowa przedstawicielka żywiołu ognia, która od lat przygotowuje się do przejęcia sklepu swoich rodziców, przybyłych przed laty do Miasta Żywiołów z ognistej Palinezji. Pewnie już dawno byłaby kierowniczką nieźle prosperującego biznesu, gdyby nie problemy z kontrolowaniem gniewu, którego Iskra ma w sobie całkiem sporo. W wyniku jednego z licznych swoich wybuchów dziewczyna doprowadza do uszkodzenia instalacji wodnej w sklepie rodziców, wskutek czego trafia tam niejaki Wodek Potocki (Michał Mikołajczak), dość płaczliwy inspektor nadzoru budowlanego. Należący do „wodnistych” obywateli Miasta Żywiołów chłopak dostrzega szereg uchybień w konstrukcji sklepu i, pomimo licznych wysiłków Iskry, przesyła raport z inspekcji do swoich przełożonych. Stojąc przed wizją likwidacji dorobku życia jej rodziców, Iskra przysięga sobie zrobić wszystko, by zapobiec tragedii, a wspiera ją w tym Wodek, odrobinę spóźniony w uświadomieniu sobie wagi sytuacji.
Choć z początku wydaje się, że wybuchowa ognista i płaczliwy wodnisty w żaden sposób nie będą umieli się porozumieć, Iskra i Wodek szybko otwierają przed sobą nie tylko swoje światy, ale i serca. A oboje mają całkiem bogate tło: chłopak, choć sam jest lekkoduchem i to dość – dosłownie i w przenośni – przezroczystym, pochodzi z zamożnej i artystycznej rodziny, rodzice Iskry reprezentują zaś mit „American dream” (czy może raczej „Elemental dream”), próbując utrzymać niewielki biznes i przekazać go w ręce córki. Klasowość Miasta Żywiołów widoczna jest jak na dłoni, nieobcy obywatelom miasta jest też niestety rasizm – Iskra i jej rodzice nierzadko padają ofiarą niechęci wobec ognistych, uchodzących za najbardziej destrukcyjny żywioł. Między nami żywiołami na szczęście nie staje się opowieścią o walce z rasizmem – wybuchowa bohaterka postanawia po prostu pozostać wierną samej sobie i nie zrażać się żadnymi przeciwnościami. Zanim jednak to się stanie, Iskra i Wodek przeżyją mnóstwo wzruszających i czasem przerażających momentów.
W Między nami żywiołami znalazłem dwie absolutnie wyjątkowe sceny, z których jedna na skali wyciskania łez ma ten sam potencjał, co słynna scena ze zgniatarki w Toy Story 3 czy pożegnanie z Bing Bongiem we W głowie się nie mieści. Naturalnie nie napiszę tutaj, którą scenę mam na myśli, ale wierzę, że obie wspomniane przeze mnie sekwencje – zdradzę, że jedna z nich dzieje się pod wodą – wywołają w was podobne wzruszenie. Jestem natomiast pewien, że rozbawi was postać Gorana (Zbigniew Waleryś), charakternego ojca Iskry, przekręcającego na potęgę słowa i powiedzonka, a niejednokrotnie zaskoczeni będziecie też inwencją polskich tłumaczy, którzy z wielką wyobraźnią wykorzystali możliwości rodzimego języka, by stworzyć całe mnóstwo nazw, powiedzeń i skojarzeń nawiązujących do tematyki żywiołów. Należy tu też oddać animatorom co cesarskie – Między nami żywiołami jest po prostu piękne, gra kolorów i świateł zachwyca, podobnie jak wszystkie sekwencje zmiany kształtu i łączenia się żywiołów. Jest tu też kilka scen ewidentnie popisowych, jak mecz piłki wietrznej (taki quidditch w lokalnym wydaniu), a wiele miejscówek naprawdę zachwyca (sklep państwa Lumenów to magiczne miejsce!). Jednym słowem: Pixar w swym najlepszym wydaniu.
We wstępie tego tekstu pisałem już o tym, że filmy tej wytwórni wielokrotnie poruszały już ważne tematy i właśnie to staje się największym problemem Między nami żywiołami. Przy całym swym uroku pozostaje dziełem mało wyjątkowym, bo nieco wtórnym wobec obszernego i znakomitego skądinąd dorobku studia Pixar. Nie znaczy to, że na film Petera Sohna, twórcy m.in. Dobrego dinozaura, nie warto się wybrać – wystarczy ustawić oczekiwania na odpowiednim poziomie. Bo o ile Między nami żywiołami to naprawdę udana animacja, nie sposób wymieniać jej obok najbardziej przełomowych dokonań Pixara.