search
REKLAMA
Recenzje

MALOWANY PTAK. Krajobraz zła

Krzysztof Dylak

11 maja 2020

REKLAMA

Jak się do tych opinii ma wersja filmowa? Czy mało znany, niemający wielkiego dorobku reżyser w ostatecznym rezultacie wyszedł z tej sytuacji obronną ręką? Zdecydowanie tak. Po pierwsze: podszedł do ekranizacji mądrze w sensie merytorycznym i profesjonalnie pod względem filmowym. Duch wizji Kosińskiego został zachowany. Marhoul dochował wierności literackiemu pierwowzorowi, uniknął jednak bezzasadnej, dosadnej przemocy i widoku krwi, umiejętnie operując mocnymi środkami wyrazu. Ekranizację Malowanego ptaka można nazwać poezją okrucieństwa. W filmie nie mamy do czynienia z normalnym podkładem muzycznym – dźwięk tworzy tutaj tło opowieści, a cisza jest równie wymowna co odgłosy. Długie ujęcia, zbliżenia na twarze postaci, gra mimiką i gestami oraz ograniczone do minimum kwestie mówione koegzystują tu zarówno z symbolicznymi, jak i naturalistycznymi przedstawieniami zła. Operator i montażysta wykonali kawał dobrej roboty, sprawiając, że ocenianie filmu wyłącznie przez pryzmat jego brutalności byłoby uproszczeniem. Co więcej, postacie po raz pierwszy w dziejach kina posługują się językiem międzysłowiańskim, co zdecydowanie oddala posądzenia o antypolskie intencje, a prędzej przekonuje o uniwersalności historii. Widać, że reżyser bardzo rzetelnie i starannie zorganizował całość. Czech przełożył na taśmę tyle scen ze stronic dzieła Kosińskiego, ile się dało, niektóre łagodząc i skracając. Rozmach niektórych sekwencji, jak najazd Kozaków na wioskę, dowodzi, że nie jest to wyłącznie kameralny, minimalistyczny dramat wojenny. Asceza dominuje w odpowiednich momentach, lecz kiedy przychodzi czas na gwałtowną zmianę tonu, reżyser sięga po takie zabiegi z pełną świadomością, nie pozbawiając jednak scen posągowej surowości cechującej kino europejskie.

Malowany ptak nie trafił na nasze ekrany kinowe. W Czechach został już wydany w formacie DVD i Blu-ray z polskimi napisami. Jak wiadomo,  oficjalna premiera odbyła się w zeszłym roku na festiwalu w Cannes, a w Polsce podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Produkcja miała w naszym kraju problemy dystrybucyjne ze względu na trudny temat i reputację autora literackiego pierwowzoru. Obraz był bliski nominacji do Oskara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, ale finalnie został pominięty. Ta opinia może się wydać niektórym wewnętrznie sprzeczna, jednak moim zdaniem Malowany ptak zasługiwał na zwycięstwo w tej kategorii, skoro Parasite triumfował jako najlepszy film roku. Fotogeniczne ujęcia, klaustrofobiczne przestrzenie, przejrzysta poetyka cierpienia i śmierci, wyczucie kontrastów, dojrzałość małoletniego odtwórcy głównej roli, obecność znanych, międzynarodowych aktorów (w tym Stellana Skarsgarda i Barry’ego Peppera) – wszystko to świadczy o ogromnej sile filmu. Do tego dochodzi pozbawiona tanich chwytów podskórna groza „ciszy przed burzą” oraz unikanie nadmiernego patosu dzięki harmonii pomiędzy ulotnym spokojem i bezkompromisową dzikością.

Malowany ptak jest jakby pomostem pomiędzy Idź i patrz Klimowa i Wołyniem Smarzowskiego. Pierwszoplanowy aktor z rosyjskiego, antywojennego klasyka już jako dorosły człowiek trafił do obsady filmu Marhoula, natomiast Lech Dyblik pojawił się przecież w filmie o ludobójstwie na Kresach. Są to akcenty raczej nieprzypadkowe. Obraz Czecha nie należy do lekkich, łatwych i przyjemnych, lecz unika toporności filmu radzieckiego i realizacyjnej nierówności propozycji naszego rodaka. Václav Marhoul stworzył długi pejzaż wojennego koszmaru widzianego oczami dziecka – dzieło poważne i ciężkiego kalibru, wymagające przetrawienia, lecz z pewnością potrzebne w okresie dominacji politycznej poprawności i cukierkowatości na rynku filmowym. Wojciech Smarzowski (obecny na polskiej premierze Malowanego ptaka) mówił o swoim Wołyniu, że chciałby, aby widzowie po jego obejrzeniu docenili czasy, w których żyją, a po powrocie z kina przytulili swoje rodziny. Ekranizacja książki Jerzego Kosińskiego jeszcze dobitniej nakłania do takich gestów.

REKLAMA