search
REKLAMA
Archiwum

LEGALNA BLONDYNKA 2 (2003)

Paweł Marczewski

1 stycznia 2012

REKLAMA

Już jako małoletnie pacholę odczuwałem wyraźny wstręt do różowego koloru. Śpioszki, rajtuzy, czapeczki mogły być w każdym kolorze, byle nie w przepysznym różu – ta jedna barwa nie była mi wówczas obojętna i darzyłem ją szczególną niechęcią. O ile wówczas moja niechęć miała niezbyt racjonalne podstawy, o tyle po obejrzeniu Legalnej blondynki 2 przybyło mi siedem konkretnych powodów, dla których jeszcze bardziej nie cierpię różowego.

1. Zapatrzony w różowy kolor scenarzysta przestaje być zdolny do wymyślenia historii świadczącej choćby o odrobince inteligencji, w efekcie otrzymujemy fabułę następującej treści: Elle Woods szykuje się do ślubu, godząc przygotowania doń z pracą w dobrze prosperującej kancelarii prawniczej. Zestawiając listę gości przypomina sobie o tym, że na ślubie powinna być koniecznie matka jej najlepszego przyjaciela, pieska rasy Chihuahua (bez komentarza). Zleca zatem odnalezienie zwierzaka najlepszemu prywatnemu detektywowi w mieście i wkrótce okazuje się, że suczka więziona jest w laboratoriach koncernu kosmetycznego. Nasza odziana w róże blondynka, przejęta losem czworonoga, postanawia walczyć z barbarzyńskim obyczajem testowania kosmetyków na zwierzętach…

2. Jak widać, kolor różowy spowija zazwyczaj rzeczy na wskroś przesiąknięte dydaktycznym smrodkiem.

3. Aktorzy odziani w róże, tudzież ci, którzy dostępują wątpliwego zaszczytu grania w ich towarzystwie, zaczynają zachowywać się na ekranie w sposób wskazujący na to, że w ich repertuarze znajduje się tylko jeden wyraz twarzy – głupawy uśmieszek.

4. Różowy kolor (choć może w tym przypadku był to jednak kolor zielony?) może skusić nawet całkiem niezłą aktorkę, jaką jest Sally Field, do wzięcia udziału w przedsięwzięciu pokroju Legalnej blondynki 2. Kończy się to niestety niezbyt fortunnie – pojawienie się na ekranie kogoś o nieco większym mimicznym repertuarze sprawia, że uśmieszki całej reszty wydają się o wiele bardziej głupawe.

5. Reżyserowi, który staje przed karkołomnym zadaniem wyreżyserowania fabuły zarysowanej w punkcie pierwszym oraz poprowadzenia aktorów, których grę opisuje punkt trzeci, nie pozostaje nic innego, jak udać się na kawę, pozostawiając ekipę samej sobie. Efekty rzeczonego manewru taktycznego reżysera są aż nadto widoczne na ekranie.

6. Różowy, jak wiadomo, bardzo dobrze prezentuje się na wszelakich paradach, które Amerykanie uwielbiają i w których chętnie biorą udział, wypuszczając na wolność infantylną część swojej osobowości. Taką właśnie paradą jest Legalna blondynka 2. Autorzy filmu, pomiędzy niezbyt udanymi próbami rozbawienia widzów, starają się ich jednocześnie przekonać, że amerykańska demokracja jest… słodka.

Na koniec wreszcie:

7. Pół biedy, jeśli różowy kolor na ekranie oznacza komedię głupawą. Najgorsze jest to, że oznacza jednocześnie komedię nieśmieszną.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA