IMAGO. To, co czujesz, to, co wiesz [RECENZJA]
Ku końcowi zmierza ostatnia, niepełna już dekada Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Gdańskiem wstrząsa fala Solidarności, która już niedługo doprowadzić ma do upadku starego systemu i pierwszych częściowo wolnych wyborów. Wszystko to jest zaledwie dalekim tłem dla historii Eli, młodej dziewczyny z klasy robotniczej, której zaburzenia osobowości trafiają na podatny grunt alternatywnej sceny muzyczno-artystycznej Trójmiasta…
Najnowszy film Olgi Chajdas (Nina) to quasi-biograficzna opowieść o losach matki Leny Góry (Roving Woman), współscenarzystki produkcji i odtwórczyni głównej roli. Nie ma tu jednak mowy o linearnej historii skupionej wokół jednej postaci. Twórczynie zabierają nas raczej w pewnego rodzaju immersję przez młodość matki jednej z nich, oniryczną wizję tak macierzyństwa, jak alternatywnej sceny schyłku lat 80. w komunistycznej Polsce.
Film jak punkowa piosenka
A zatem, mimo że w życiu Eli dzieje się dużo – los zaprowadza ją i na scenę, i do szpitala psychiatrycznego – to trudno nie odnieść wrażenia, że treści w filmie Olgi Chajdas jest mało. Nie jest to jednak zarzut, bo reżyserka konsekwentnie i pewną ręką prowadzi nas przez świat na pograniczu naturalizmu i oniryzmu, gdzie ważniejsze są emocje, nastrój, klimat, aniżeli sama fabuła. Imago przypomina punkową piosenkę, która potrafi wzruszyć, rozbawić, zaniepokoić, ale przede wszystkim wprowadzić w prawdziwy trans. To film, w którym można się zatopić.
Duża w tym zasługa nie tylko Olgi Chajdas, ale i doskonałych, bardzo nieoczywistych wyborów autora zdjęć Tomasza Naumiuka i wyśmienitej, w pełni oddającej klimat polskiego punk rocka ścieżki dźwiękowej przygotowanej przez Andrzeja Smolika. Największa jednak być może Leny Góry, która w magnetyczny sposób kradnie dla siebie każdą minutę czasu ekranowego i zamienia wszystkie niedopowiedzenia scenariusza w swój własny aktorski popis.
Nie pozostaje przy tym na scenie sama. Świetna jest tutaj Bogusława Schubert w niejednoznacznej roli matki głównej bohaterki. Bardzo sprawnie radzą sobie też Wacław Warchoł i Mateusz Więcławek (filmografia młodego aktora robi się coraz bardziej imponująca) jako Stach i Tomek, dwaj młodzi mężczyźni wbrew swojej woli uwikłani w miłosny trójkąt z Elą. Ciekawie wypadają też nieoczywiste epizody. Edyta Olszówka w roli ordynator szpitala psychiatrycznego, Łukasz Orbitowski (znany pisarz, autor m.in. Innej duszy) jako jeden z braci Eli, w końcu Marek Siudym jako jej ojciec.
O czym „Imago” opowiada
Mnóstwo jest w Imago niedopowiedzeń, sekwencji otwartych na interpretację, wątków przemyconych w pojedynczych dialogach czy wizualnych zabaw, które każą podważyć wiarygodność tego, co na ekranie obserwujemy. Dlatego też każdy może znaleźć inną odpowiedź na pytanie, o czym Imago rzeczywiście jest. Dla mnie był próbą pokazania życia w Trójmieście (jak dobrze było zobaczyć na ekranie gdańską stocznię, gdyńskie Babie Doły czy charakterystyczne blokowiska z wielkiej płyty!) skraju PRL-u bez geopolitycznego zacięcia („niech chłopcy bawią się w polityków” – mówi w pewnym momencie główna bohaterka), przybliżeniem ducha alternatywnej sceny muzycznej tamtych czasów, portretem młodej kobiety na skraju załamania psychicznego, opowieścią o traumie macierzyństwa, ale i oczyszczającym rozliczeniem z bycia córką.
Był też przede wszystkim bardzo dobrym filmem, który bez wątpienia na długo pozostanie w mojej głowie. Jak brudny refren punkowej, nowofalowej kapeli.
Film prezentowany był w lipcu tego roku na Festiwalu w Karlowych Warach oraz na wrocławskich Nowych Horyzontach. Aktualnie oglądać można go na gdyńskim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.