AVATAR. Widowisko absolutne

Po ponad dwóch latach od rozpoczęcia produkcji o filmie wciąż nie wiedziano zbyt wiele (przynajmniej nie wiedzieli zwykli śmiertelnicy), pojedyncze zdania z wywiadów, nieostre zdjęcia z planu, nic, co można by nazwać, cytując z filmowego dorobku Charltona Hestona, „twardymi danymi”. Reżyser bardzo powoli uchylał rąbka tajemnicy – to, co było znane, to obsada oraz firmy pracujące przy projekcie. Jedyne, co można było zrobić, to czekać – czekali zarówno fani, jak i przeciwnicy twórczości reżysera. Godziny debat, tysiące myśli przelanych na niezliczonej ilości forach internetowych, wielkie nadzieje i wygórowane oczekiwania – Avatar począł żyć własnym życiem jeszcze przed premierą filmu. Zanim pojawił się pierwszy trailer, zaczęto budować Cameronowi pomniki, a Avatar uzyskał lecznicze właściwości (podobno miały miejsce cudowne uzdrowienia w Gwatemali oraz na Kaszubach… osobiście nie bardzo daję im wiarę). Gdy pojawił się teaser, a następnie trailer, wybuchła bomba. Złośliwe komentarze dotyczące świata, projektów wyglądu Na’vi (potyczki słowne, a czasem na szable), czy w końcu odwieczna wojna dotycząca efektów specjalnych. Wiele epitetów padło pod adresem filmu, którego wtedy jeszcze nikt nie widział. Jedno zdanie znalezione w internecie podsumowuje pewien ogół myśli dotyczących projektu: „Ostatni tańczący Samuraj randkujący ze Smerfo-Pohacontas w lasach Ferngully”.
Cameronowi chyba było to na rękę – wolał ostudzić zapał i wyobraźnię fanów i przygotować ich na wizję świata, na który czekają – jego wizję. Po latach oczekiwań, a zwłaszcza ostatnich miesiącach, które dla niejednego fana SF były torturą, Avatar ujrzał w końcu światło dzienne. Jestem w tym momencie po dwóch seansach i ciężko jest mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, na ile powrót Camerona się udał i w jakim stopniu film się broni, bo trudno go oceniać jako zwykły film.
Jeśli chodzi o fabułę, to cóż… nie spodziewałem się fajerwerków i nie zostałem w żadnym stopniu zaskoczony. Cameron nigdy nie był odkrywcą, zawsze, pisząc scenariusze, opierał się na wykorzystanych już wcześniej pomysłach, rozwijając tylko utarte schematy i dodając odrobinę własnej wizji. Terminator, Aliens i Abyss intensywnie korzystały z klasyków science fiction lat 50. i 60. True Lies było po prostu remake’em (należy dodać, że zdecydowanie lepszym od oryginału) francuskiej komedii La Totale!, natomiast Titanic mocno opierał się na klasycznych hollywoodzkich melodramatach, a w wielu miejscach był sporym ukłonem w stronę klasycznego A Night To Remember. Podobnie jest w Avatarze. Cameron, pisząc scriptment, jak sam mówił, opierał się na wszystkich książkach fantastyczno-przygodowych, jakie czytał w dzieciństwie i te wpływy, trzeba przyznać, jak najbardziej widać. Mówiąc szczerze, zaraz obok Titanica, jest to najbardziej schematyczny film Camerona, a sama fabuła, nie przesadzając, jest skomplikowana niczym budowa kowadła.
Podobne wpisy
Głównym bohaterem filmu jest Jake, weteran wojenny, były żołnierz korpusu piechoty morskiej, który mimo postępu techniki, z przyczyn czysto finansowych, jest przykuty do wózka inwalidzkiego. Jake dostaje od losu drugą szansę. Po tragicznej śmierci brata bliźniaka, który brał udział w projekcie badawczym „Avatar”, otrzymuje on propozycję kosmicznej podróży na Pandorę, będącą jednym z księżyców gazowego giganta Polyphemusa, znajdującego się w układzie Alfa Centauri. Pandora od ponad dwudziestu lat jest kolonizowana, a projekt „Avatar” ma na celu zbliżenie się do rdzennych mieszkańców Pandory, zwanych Na’vi. Avatary to genetyczne hybrydy stworzone z połączenia DNA człowieka i Na’vi. Jake oczywiście godzi się na podróż i w zastępstwie brata przyłącza się do przedsięwzięcia. Cały projekt badawczy to tylko i wyłącznie dodatek do planów kolonizacyjnych – głównym celem kolonizatorów jest wydobycie super przewodnika zwanego unobtainium. Już na księżycu Jake, zamiast wykonywać powierzone mu zadania (inwigilacja obcych), zaprzyjaźnia się z rdzennymi mieszkańcami oraz zakochuje się w księżniczce (sic!) z klanu Omaticaya. Rozdarty pomiędzy nowonarodzonym uczuciem a poczuciem obowiązku wobec przełożonych, Jake musi wybrać to, co słuszne…