search
REKLAMA
Nowości kinowe

THE DISASTER ARTIST. Brawurowy portret pasji

Dawid Myśliwiec

9 lutego 2018

REKLAMA

O tym filmie było głośno jeszcze zanim na planie zdjęciowym padł pierwszy klaps. Nie ze względu na postać reżysera i odtwórcy głównej roli w jednej osobie – James Franco realizuje takie ilości projektów, że już chyba nikt za nim nie nadąża – ale na głównego bohatera The Disaster Artist. Tommy Wiseau, autor jednego z największych popkulturowych fenomenów XXI wieku, to postać ze wszech miar nietuzinkowa. Trudno oczywiście uznać go za filmowego geniusza, ale swoją charyzmą i determinacją bezapelacyjnie zasłużył, by ktoś tak utalentowany jak bracia Franco przyjrzał się procesowi powstawania opus magnum Tommy’ego Wiseau, niesławnego The Room.

Dzieł opowiadających historię powstawania innych filmów było mnóstwo, ale takich, które z fabularnym zacięciem zaglądałyby za kulisy kręcenia rzeczywistych tytułów, jest już znacznie mniej. Ed Wood (1994) Tima Burtona czy Chaplin (1992) Richarda Attenborough to pierwsze przykłady, jakie przychodzą na myśl, ale te dwa znakomite filmy biograficzne nie skupiają się na jednym projekcie swoich bohaterów, lecz na dłuższym okresie ich twórczości. The Disaster Artist to jeden z nielicznych obrazów, które w całości skupiają się na historii powstania konkretnego dzieła filmowego – i to nie byle jakiego! The Room to dziś film prawdziwie kultowy, przez wielu uważany za najgorszy obraz w historii kina, typowy przykład dzieła tak złego, że aż dobrego. Podczas 8. edycji American Film Festival, gdzie po raz pierwszy w Polsce pokazano The Disaster Artist, wyświetlano także The Room, dzięki czemu można było przekonać się, że historia powstawania pewnego filmu może być znacznie ciekawsza niż sam temat owej historii.

To, w czym James Franco jest niezrównany, to tzw. wcieleniówka – aktor całkowicie poświęca się swej postaci i nawet jeśli wciąż posiada własne cechy fizjonomiczne, to behawioralnie i mentalnie jest zupełnie kimś innym. Dlatego gdy patrzymy na Jamesa, widzimy Tommy’ego – zwłaszcza w materiałach wyświetlanych podczas napisów końcowych, zestawiających poszczególne sceny z oryginalnego The Room z ujęciami realizowanymi w ramach The Disaster Artist. W niektórych sekwencjach da się zauważyć pewne różnice, inne jednak wyglądają jak idealna kopia scen z niesławnego opus magnum Wiseau. Franco nie skupia się jednak wyłącznie na wiernym odtworzeniu planów zdjęciowych The Room i „gry aktorskiej” głównego bohatera – ekscentryczny twórca interesuje go także jako człowiek, pełen sprzeczności i tajemnic, wymykający się jednoznacznym ocenom i kategoryzacjom.

W The Distaster Artist sporo miejsca poświęca się choćby zagadkowemu pochodzeniu Tommy’ego, które wyraźnie słyszalne jest w jego angielszczyźnie – i choć sam zainteresowany konsekwentnie zaklina rzeczywistość, twierdząc, że pochodzi z Nowego Orleanu, wszyscy współpracujący z nim ludzie doskonale wiedzą, że to nieprawdziwa fasada. Oscylując gdzieś między megalomanią a depresją, Wiseau w interpretacji Franco staje się nie tyle karykaturą, co bezkształtną formą – kimś, kto ma w sobie pierwiastek zarówno szaleńca, jak i artysty czy geniusza, ale żadnego z nich nie potrafi wykorzystać, by zbudować osobowość. Tym samym twórca The Room niektórym może wydawać się człowiekiem śmiesznym, niezrównoważonym, rozbitym i zapewne każde z tych określeń pasuje do Tommy’ego. Jednak mimo wszelkich szaleństw i wybryków bohater The Disaster Artist, znakomicie wykreowany przez Jamesa Franco, jest prawdziwym wulkanem charyzmy i niezwykle zdeterminowanym człowiekiem. Bo ilu ludziom znikąd udało się w pojedynkę sfinansować swój projekt filmowy i doprowadzić do jego premiery w Hollywood?

The Disaster Artist to już dziś jeden z głównych faworytów awards season, ale siła filmu Franco nie tkwi w jego świeżości czy rewolucyjności – to w gruncie rzeczy bardzo zwyczajnie opowiedziane, niespecjalnie rewolucyjne kino – lecz w brawurowym odtworzeniu pasji, jaka towarzyszyła powstawaniu The Room. Jakkolwiek nieudany był bowiem debiut Tommy’ego Wiseau i jego przyjaciela Grega Sestero, jego powstawaniu towarzyszyła taka sama magia jak u Charliego Chaplina czy Eda Wooda.

korekta: Kornelia Farynowska

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA