NAJLEPSZE FILMY AKCJI WSZECH CZASÓW. Wyniki plebiscytu
40.
Długi pocałunek na dobranoc
The Long Kiss Goodnight, 1996, reż. Renny Harlin
Beczka prochu, nie tylko dla koneserów gatunku. Akcja większości filmów według scenariuszy Shane’a Blacka rozgrywa się w okresie bożonarodzeniowym (Zabójcza broń, Równi goście), zaś pochodzący z Finlandii reżyser Renny Harlin najlepiej odnajduje się w śnieżnych klimatach (Szklana pułapka 2, Na krawędzi). Nic więc dziwnego, że panowie odpowiadają za jeden z najbardziej pamiętnych „zimowych” filmów akcji.
W Długim pocałunku na dobranoc Geena Davis gra kobietę, która po kilku latach amnezji przypomina sobie, że była zabójczynią pracującą na usługach rządu. Szkoda, że dawni koledzy życzą jej śmierci – długo nie pożyją. Dziś taka fabuła pachnie przyszłymi filmami o Bournie, ale Harlin ma dużo większą radochę i wyobraźnię w inscenizowaniu spektakularnych scen akcji niż twórcy serii z Mattem Damonem. Również tekst Blacka, zawieszony pomiędzy mocną, wręcz nihilistyczną sensacją a czarną komedią kryminalną, nie marnuje scen, popychając akcję na złamanie karku. I choć Davis prezentuje się tu nieziemsko jako heroina kina akcji, trudno wyobrazić sobie Długi pocałunek bez udziału Samuela L. Jacksona w roli jej partnera mimo woli, podrzędnego prywatnego detektywa, który nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia potrafi zaśmiać się niebezpieczeństwu w twarz. [Krzysztof Walecki]
39.
60 sekund
Gone in Sixty Seconds, 2000, reż. Dominic Sena
Oto fetyszystyczna bajeczka otwierająca drugie tysiąclecie. Twórcy zrobili wiele, żeby nas przyciągnąć: konwencja filmu heist, w tle mnóstwo aut błyszczących jak fantazja o aucie, programowo szalejący Nicolas Cage w czarnej skórze i tlenionych włosach i Angelina Jolie – także blond i także na autopilocie. Dodatkowo trochę humoru i muzyczny misz-masz w typie “każdemu skoczy nóżka”.
Efekt? Chromowany plastik. Film, który symuluje pęd, napięcie, każe nam wierzyć w istnienie postaci wypełnionych helem i konfetti. Nadużywane przez reżysera filtry mają nas przekonać, że tak wygląda jazda bez trzymanki. Ale życia w tym niewiele, rozrywki zresztą też. Nawet pęd wywiało z tego filmu. Rzecz dla oddanych fanów czterech kółek. [Tomasz Bot]
38.
Adrenalina
Crank, 2006, reż. Mark Neveldine, Brian Taylor
Rok 2006 przyniósł wielki przebój, Adrenalinę – totalnie przerysowany, groteskowy i niesamowicie dynamiczny film akcji ociekający testosteronem i… no cóż, adrenaliną. Jason wcielił się w nim w Cheva Cheliosa, płatnego zabójcę, który postanowił zerwać ze swoją dotychczasową profesją. Niestety, jego nagła decyzja nie spodobała się kilku osobom, przez co bohater budzi się pewnego dnia i pierwszą rzeczą, jakiej się dowiaduje, jest to, że w jego organizm został wstrzyknięty toksyczny środek, który sprawi, iż jego serce przestanie bić. Jedynym sposobem, żeby do tego nie dopuścić, jest ciągły przypływ adrenaliny. Film stał się sporym przebojem i zyskał duże grono fanów. Nie była to produkcja ambitna, ale jako kino rozrywkowe sprawdzała się znakomicie. Statham ponownie odnalazł się w roli cynicznego osiłka o dobrym sercu, ale rys postaci ma w tym filmie małe znaczenie. To, co nasz przypakowany Angol wyprawia na ekranie, przechodzi wszelkie pojęcie. Przypala sobie ręce, jeździ na motorze w pidżamie ze szpitala i uprawia seks na środku chińskiej dzielnicy, a wszystko to przy akompaniamencie szybkiej muzyki i montażu rodem z MTV. Rola być może nie wymagała dużych zdolności aktorskich, ale była niesamowicie sugestywna i żywiołowa. [Szymon Pajdak, fragment artykułu]
37.
Wykidajło
Road House, 1989, reż. Rowdy Herrington
Wykidajło to nie film, a styl życia, który starzeje się jak wino. Proste warunki – knajpa na zadupiu, nagrzani gangsterzy robiący bajzel i bramkarz-karateka, deformujący zakazane mordy. Odyseja naszych czasów, na której Homer bawiłby się jak prosię – dla takich produkcji stworzono kasety VHS i wypożyczanie filmów w piątki. Uprzejmy Swayze w wymiętej koszuli i przetartych dżinsach rachuje tutaj kości zawodowo, wyrywa gardła, cały czas ma też w oku romantyczną iskrę, więc nóż w bebechach to dla niego okazja do topienia serc, a nie rozpaczania. A jak do akcji wchodzi jeszcze jego mentor, dziwnie młody Sam Elliot, robi się z tego bratni western najlepszego sortu. Jeden z tych filmów, które wybitnie podsumowują całą epokę. Podobno nowojorskim policjantom swego czasu podczas ewaluacji puszczano sceny z Wikidajły, bo stanowiły tak konkretny materiał treningowy. [Radosław Pisula, fragment artykułu]
36.
Francuski łącznik
The French Connection, 1971, reż. William Friedkin
Francuski łącznik jest filmem, który spokojnie mógłby powstać i dziś; wystarczy zobaczyć, jak dużo z niego jest w Narc Joego Carnahana czy American Gangster Ridleya Scotta. Łączy efektowność kina sensacyjnego z psychologicznym portretem człowieka tak owładniętego pragnieniem pokonania swojego wroga, że się w tym zatraca. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że film Friedkina zmienił nie tylko kino sensacyjne, ale i kino lat 70. – od teraz rządzić będą brud, realizm, przemoc i żaden bohater się przed tym nie uchroni. Jednocześnie jest to obraz tak efektowny i pełen energii, że jego oglądanie nie sprawia widzowi bólu, a wręcz przeciwnie – zachwyca. Dzięki temu arcydziełu Gene Hackman i grający jego partnera Roy Scheider stali się gwiazdami (ten drugi, niestety, tylko przez dekadę), zaś hiszpański aktor Fernando Rey do końca życia pozostał francuskim łącznikiem. [Krzysztof Walecki, fragment recenzji]
35.
48 godzin
48 Hrs., 1982, reż. Walter Hill
W 1982 powstały dwa filmy, które zdefiniowały współczesne kino akcji. Pierwszy to Rambo: Pierwsza krew, drugi to 48 godzin. Wtedy również rozpoczęła się era magnetowidów kasetowych, które wydawały się wręcz stworzone dla takich filmów – w domowym zaciszu zyskiwały jeszcze bardziej, na co wpływało wiele czynników. Przede wszystkim dynamiczna akcja prowadząca do spektakularnego finału. Po drugie, charyzmatyczny główny bohater – w 48 godzinach jest ich dwóch i są tak zróżnicowani jak biel i czerń, jak powaga i humor. Surowy klimat dramatów sensacyjnych z lat siedemdziesiątych został w filmie Waltera Hilla złagodzony luźną atmosferą, jaka tworzy się między dwójką niedopasowanych, mimowolnych wspólników. Dialogi, jakie wybrzmiewają między nimi, to efekt współpracy czterech ludzi, czterech różnych charakterów, które jednak potrafiły się zgrać w taki sposób, by stworzyć spójną i logiczną historię. Męską, brutalną historię, w której brak sentymentów kontrastuje z dosadnym dowcipem, mającym na celu nie tylko dostarczenie rozrywki, ale i wykpienie postaw takich jak cynizm i agresja. Takie filmy określane są często mianem buddy movie, co też jest dobrym tropem interpretacyjnym, bo mimo tej całej sensacyjnej otoczki ważnym motywem jest solidarność, dążenie do celu wspólnymi siłami, odrzucając na bok uprzedzenia i konflikty. [Mariusz Czernic]
34.
Pan i pani Smith
Mr & Mrs Smith, 2005, reż. Doug Liman
Pan i pani Smith to film lekki i błyskotliwy. Na pierwszy rzut oka zwyczajna komedia sensacyjna, przy dłuższym obcowaniu okazuje się jednak produkcją starannie przez twórców nadbudowaną. W tej nadbudówce kryją się zaś najlepsze rodzynki tego ciasta – zjadliwa satyra obyczajowa połączona z rozmachem i gadżetami filmów o Bondzie. A jakby ktoś w miejsce tego gustował raczej w gorących nazwiskach, na niniejszym polu również znajdzie coś dla siebie. Chociażby spoconą Angelinę Jolie wraz ze spoconym Bradem Pittem.
W ich rękach natomiast śliczności arsenał – od wazonu i patelni po granaty i wyrzutnię rakiet. Na co komu jednak przemoc w rodzinie? Państwo Smith są przecież piękni, młodzi i bogaci. W ich związku są mimo to tematy przemilczane. Otóż pani Smith nie wie, że małżonek dorabia jako tajny agent, ukrywając w szopie komplet uzbrojenia współczesnego commando. Pan Smith nie wie zaś, że żona również para się agenturą, (ba, niejedną głowę w swej karierze już ucięła), a w piekarniku ukrywa starannie własny arsenał śmierci.
33.
Hot Fuzz – Ostre psy
Hot Fuzz, 2007, reż. Edgar Wright
Hot Fuzz – ostre psy to wynik miłości do kina popularnego i masowego; do kina o wielkim znaczeniu artystycznym, o ile owo znaczenie idzie w parze z audiowizualnym rozpasaniem i klasycznego typu zajebistością (którą swoją drogą należałoby poddać również interpretacji, lecz to nie czas i nie miejsce). Każdy, kto wychował się w latach 80. przed telewizorem i magnetowidem, czuje podskórnie w czym rzecz: w efektownym spektaklu, w zachwycie formą, w błyskotliwym dialogu i w nie oszukiwaniu widza, który ma do czynienia z nieskrępowaną niczym rozrywką bez pretensji do subtelnych i pryncypialnych ambicji. Wright i Pegg zmyślnie korzystają z całego arsenału kina rozrywkowego, przy tym są w każdym momencie, o ironio, oryginalni.
Ich działalność łatwo postawić w jednym szeregu z dokonaniami Tarantino, który, w przeciwieństwie do Brytyjczyków tkwiących w zachwycie nad latami 80., więcej czerpie z kina lat 60. i 70., z kina klasy B i offowych wytworów amerykańskich. Ale to wciąż ten sam rodzaj zabawy w kino – nieskrępowany formą i treścią, wolny od artystowskich zapędów i skierowany do publiczności pozbawionej nazbyt ambitnych potrzeb intelektualnych (co nie jest oczywiście tożsame z brakiem wymagań). Wright & Pegg i Tarantino zaspakajają potrzeby wynikłe z sentymentalnych westchnień widza kojarzącego rozrywkę z czasami już minionymi. Ponadto serwują kino łączące dawną wrażliwość ze współczesnymi wymaganiami wobec kinowych uciech – igrają z przyzwyczajeniami, ze skojarzeniami i tworzą zarazem nową jakość, o którą dopraszają się widzowie. Takich artystów, w ten sposób podchodzących do sztuki, tak właśnie widzących potrzeby publiczności, jest niewielu, tym bardziej fajność Hot Fuzz – ostre psy należy docenić. [Rafał Oświeciński, fragment recenzji]
32.
Taxi
Taxi, 1988, reż. Gérard Pirès
Luc Besson – reżyser Nikity i Leona – postawił lata temu na produkcję kina rozrywkowego. Napisał scenariusz komedii sensacyjnej o taksówkarzu i policjancie, którzy łączą siły, by przyskrzynić zuchwały gang. Besson nie wiedział jeszcze, że kładzie podwaliny pod przyszłą serię – dochodową, lubianą, ale krytykowaną przez wielu za brak realizmu, ambicji i ekranowy chaos. Ten film to właściwie czysta akcja – żarty terkoczą na prawo i lewo, auta pędzą jak szalone, ołów tnie powietrze. Niby mamy tu kopię jankeskich szablonów, a jednak całość pozostawia nader europejski posmak. Jeśli odpowiada ci kinowy wariant komiksu, a potrzebujesz filmu, przy którym dobrze je się chipsy lub lody, Taxi będzie dobrym pomysłem. [Tomasz Bot]
31.
Liberator
Under Siege, 1992, reż. Andrew Davis
Liberator odchodzi od formuły wcześniejszych, nader miejskich filmów Seagala i pozwala nam na wycieczkę po uzbrojonym statku wypełnionym nowoczesną technologią. Labirynt korytarzy okrętu, jak i jego zewnętrzny pokład, to wymarzona sceneria do ostrej rozgrywki na falach. Poza tym mamy tu migoczące ekrany, głowice, radary, a z czasem pojawią się także samoloty, transmisje satelitarne, łódź podwodna, bazooki i broń palna różnego typu. Nie jest to może jeszcze takie zagęszczenie techniki, żebyśmy poczuli się jak w technothrillerze Toma Clancy’ego czy adaptacjach jego powieści, ale twórcy jasno dają nam do zrozumienia, że oglądamy nowoczesne kino akcji. [Tomasz Bot, fragment recenzji]