search
REKLAMA
News

SPICE GIRLS W FILMIE ANIMOWANYM. Czy “girl power” jeszcze działa?

Berenika Kochan

24 marca 2018

REKLAMA

„Ja jestem Emma, Baby Spice!”. „A ja Posh Spice, ona jest najładniejsza”. „Ja jestem Mel B.!”, „Ja jestem Mel B., ty jesteś Mel C., bo masz krótkie włosy!”. Kilka lat dzieciństwa spędziłam przy trzepaku, przekrzykując się, wymieniając karteczkami i puszczając z magnetofonu (jak się później okazało, covery) przeboje brytyjskiego girlbandu. Wiadomość o rzekomej reaktywacji zespołu ani mnie ziębi, ani grzeje, jednak dla 10-letniej mnie spajsetki były autorytetami.

Wszystkie – bo udowadniały dziewczynkom z Polski przełomu wieków, że różnorodność jest cool. Pojedynczo – każda z nich miała charakterystyczny styl, którego nie obawiała się wyrażać. Sporty Spice w pewien sposób nauczyła mnie, że gdy kobieta ma twardy charakter, ubiera się na sportowo i wykrzywia, zamiast uśmiechać do zdjęć, to też jest ok.

Z perspektywy czasu, Spice Girls to doskonale zaprojektowany produkt medialny. Po zamiarze ponownego powołania do życia zespołu przyszedł czas na odcinanie kuponów od dawnej sławy. Variety podzieliło się informacją, jakoby Spajsetki miały użyczyć swoich sylwetek i głosów bohaterkom filmu animowanego, który ma głosić hitową przed laty filozofię „girl power”. Co więcej, każda z członkiń zespołu ma władać dziewczęcą, dopasowaną do swojego wizerunku scenicznego (czy autentycznego charakteru?) supermocą.

Zastanawia mnie, czy to aby na pewno dobry środek wyrazu.

Filmowi owe kobiety po czterdziestce raczej się nie przysłużą, a czy grupa docelowa (nikt chyba nie ma wątpliwości, że są to w większości dziewczyny, które dopiero wkraczają w wiek nastoletni) nie uzna ich starań za obciach? Czy w ogóle je zauważy? W późnych latach 90. nie było dyskoteki bez “Viva Forever”, dziś reaktywacja zespołu wydaje się być skokiem na pieniądze.

Poza tym słynne Brytyjki wystąpiły już w filmie. 20 lat temu Spice World (1997), choć zarobił krocie, ogłoszony został najgorszym gniotem, jaki kiedykolwiek wyprodukowano. Dziś fanki powracają do niego z sentymentem, twierdząc, że żadnemu innemu żeńskiemu zespołowi nie udało się uzyskać tak dobrej kombinacji osobowości, słowem: chemii. Ów pseudofabularny film opowiada o przygodach rozkrzyczanego, przerysowanego girlbandu w trasie koncertowej. Nie ratują go Elton John, Alan Cumming, Dominic West ani nawet Roger Moore, jednak, na dłuższą metę, w tym szaleństwie jest metoda. Osadzoną w Wielkiej Brytanii historię z solidną dawką kiczu ogląda się dzisiaj jak wspomnienie z dzieciństwa.

Czy animacja o Spajsetkach trafi do dzisiejszych podlotków, czy może obejrzą go jedynie żądne wspomnień trzydziestki? Podejrzewam, że film dokumentalny o fenomenie Spice Girls, połączony z fragmentami fabularnymi, mógłby wnieść do kina o wiele więcej dobrego.

REKLAMA