NETFLIX I (OCENZUROWANE) PAPIEROSY. Jarmusch ma przechlapane!

Rzecz jasna, to już dawno nie są czasy, kiedy autentycznie zachęcało się ludzi do palenia istniejącymi wszędzie reklamami (także w kinie, zwłaszcza amerykańskim). Kiedyś bowiem palenie było po prostu cool. Palili więc dosłownie wszyscy – zarówno w życiu, jak i na ekranie. Dziś szlugi już takie fajne nie są, przynajmniej w rzeczywistości. Ale jest różnica między społecznym uświadomieniem a odgórną cenzurą sztuki. Bo ten zapis tym właśnie jest. To kolejna forma wiązania rąk twórcom, którzy już przecież i tak mają niewiele swobody w mainstreamie – żeby wspomnieć tylko nagminny wstręt do nagości i seksu. Rzeczy tak naturalnych, jak to tylko możliwe, jednak cały czas postrzeganych w zachodnim świecie jako coś, od czego nieletnim miałyby eksplodować mózgi.
Cenzura papierosów i fakt, że filmowcy będą musieli teraz o nie walczyć (przynajmniej na Netfliksie, ale przecież zawsze ktoś pierwszy musi przetrzeć nowy szlak), wydaje mi się równie absurdalna i śmieszna. To dokładnie ten sam kaliber, co japońskie filmy pornograficzne, w których zamazuje się genitalia, bo kultura/religia tego zabrania. Albo jak przeprowadzona dawno temu w Ameryce akcja prohibicji wśród narodu, co wszystkim odbiło się tylko jedną, wielką, krwawą czkawką. Jasne jest, że tutaj mamy zdecydowanie mniejszy kaliber, niemniej mechanizm działania jest dokładnie ten sam. Jest problem, to go zakazujemy. Tylko że to nie jest rozwiązanie. Młodzież – koksująca i używkująca obecnie ponad miarę w porównaniu choćby z moim, wyzwolonym przecież z komunistycznego jarzma i zachłystującym się zachodnim stylem życia, pokoleniem sygnowanym przez Młode Wilki – nie zacznie się nagle zachowywać inaczej, bo coś zniknęło z ekranów. W końcu czy wspomniany seks, tak bardzo gorszący starszych panów stojących za idiotycznymi wykładnikami MPAA, nie ma miejsca wśród nieletnich? Już Dzieciaki z 1995 roku pokazywały jak infantylne jest to myślenie. A wtedy nie było nawet tych widowiskowych nalepek z rakiem na paczkach fajek.

Podobne wpisy
Poza tym – na Borga! – to filmy! Fikcyjne historyjki dziejące się w sztucznym świecie (nawet jeśli udającym nasz), gdzie rządzą trochę inne prawa i zasady. Idąc do kina nie oczekuję więc, że bohater będzie się zdrowo odżywiał, zapinał pasy, nie przekraczał prędkości, walczył o prawa zwierząt, chadzał na marsze równości, nie pił, nie palił, nie pieprzył się i tak dalej. Oczywiście wszystko zależy od bohatera, ale nie oszukujmy się, papierosy w filmach są tak samo naturalne, jak broń, superbohaterowie i smoki (trudno mi wyobrazić sobie jakikolwiek film noir lub western bez fajka, a i kino Jima Jarmuscha byłoby bez nich jakieś takie puste). I tak samo neutralne dla widza. W końcu gdyby było inaczej, na ulicach już dawno rozgrywałyby się dantejskie sceny pościgów zwieńczonych wybuchającymi autami, ludzie skakaliby po budynkach z pajęczą siecią w ręku i pojedynkowali się na miecze świetlne lub w samo południe okładaliby się po mordach na modłę Bourne’a. I pili martini, każdemu przedstawiając się najpierw z nazwiska, a potem z imienia. A potem strzelali mu w plecy.
Ale hej, to tylko Netflix, nie ma co dramatyzować! Sęk w tym, że to nie pierwszy taki przypadek. Parę miesięcy wcześniej w Anglii ogłoszono – dla dobra obywateli, rzecz jasna – że przestanie się finansować filmy, w których antagoniści, czyli tak zwani bad guye, będą fizycznie okaleczeni lub posiadali jakieś inne defekty wizerunkowe (żegnaj, Blofeldzie!). Cel? Dobre samopoczucie osób, które na co dzień straszą innych swoim wyglądem. Sorry, ale krok po kroczku wracamy mentalnie do lat 50. Albo też przeskakujemy w przyszłość – tę kuriozalną, którą kiedyś straszył nas Stallone w swoim Człowieku demolce. Tę, w której nie można było przeklinać, mieć fizycznego kontaktu z kobietą, stosować przemocy… No i palić.