Na czym polega FENOMEN serialu PSI PATROL?
Czy wy także czasem znajdujecie Psi Patrol w lodówce? Ta kanadyjska kreskówka, nieprzerwanie tworzona od 2013 roku, nie traci na popularności. Można wręcz odnieść wrażenie, że z roku na rok animacja przybiera na sile, jeśli chodzi o moc oddziaływania i grono odbiorców. Warto dodać, że jeszcze w tym roku premierę kinową ma mieć pełnometrażowa wersja serialu. Postanowiłem przyjrzeć się temu fenomenowi, próbując jednocześnie dociec, jaka może być jego przyczyna. Czy zgadzacie się z moimi wnioskami? A może macie już serdecznie dosyć Psiego Patrolu?
Spostrzeżenie, że Psi Patrol rządzi w dziedzinie dziecięcych animacji, dojrzewa we mnie już od ładnych paru lat, wraz z dorastaniem mojego syna. Nie mogę się nadziwić, że produkcja ta wciąż tak silnie oddziałuje na jego wyobraźnię, nawet w obliczu pojawiania się na horyzoncie nieco poważniejszych przygód, drak i opowieści. Coś te psy muszą w sobie mieć, że skupiają na sobie tyle uwagi. Widać to także po tym, jak mocno serial wyrósł do rozmiarów franczyzy, przybierającej przeróżne, popkulturowe formy. Psi Patrol stał się maszynką do zarabiania pieniędzy. Dotarł już do dzieci i rodziców w każdy możliwy sposób. Prócz serialu telewizyjnego (w Polsce emitowanego na przykład na Pulsie 2 lub udostępnianego na platformie Netflix) pieski zamieniły się też w zabawki, gadżety, ubrania, książeczki, artykuły spożywcze i mnóstwo innych kolorowych form, skierowanych do najmłodszych odbiorców.
Powodów popularności serialu wymieniłbym kilka. Zacznę od jego formuły, która jest dość prosta i do dziś konsekwentnie prowadzona od 2013 roku, czyli od czasu emisji pierwszego odcinka serialu. Poznajemy w nim bowiem szóstkę psiaków, zaprzyjaźnionych z dziesięcioletnim chłopcem Ryderem, którzy przy wykorzystaniu swych ponadprzeciętnych umiejętności oraz wysoce specjalistycznego sprzętu ratują mieszkańców Zatoki Przygód z licznych opresji. Wszystko przy udziale dobrej zabawy, w duchu przyjaźni, szacunku do drugiej osoby. Każdy odcinek stanowi więc dla siadającego przed telewizorom dziecka zaproszenie na odbycie niezwykłej, emocjonującej i wciągającej przygody, z obietnicą pozytywnego finału akcji.
W ten sposób podkreślić chciałem, że odcinki Psiego Patrolu cechują pewne ramy, które stanowią, przy każdorazowym podejściu, bezpieczną przestrzeń poruszania. Dziecko i rodzic wiedzą, czego spodziewać się po kolejnym odcinku, wiedzą, że mniej więcej po kilku minutach od wstępu nastąpi zawiązanie akcji, sformułowanie ekipy psiaków oddelegowanej do konkretnego zadania oraz podążanie przez nich do centrum problemu w celu niesienia ratunku. Obietnica składana przez twórców jest zawsze spełniana – jeśli dziecko szuka w produkcji przygody, to zawsze ją otrzyma.
Podoba mi się także to, co samą akcję urozmaica, a jest nią wpisana w serial różnorodność osobowościowa, będąca, jak się domyślam, odbiciem różnorodności społecznej (i nie chodzi mi tylko o płcie i kolory skóry, tfu, sierści). Jednym z powszechnych truizmów socjologicznych, który wypada tu raz jeszcze przytoczyć, jest to, że każdy z nas jest inny. Załoga Psiego Patrolu została więc rozpisana w taki sposób, by każdemu bohaterowi przyporządkować oryginalny bagaż cech i umiejętności. W sposób naturalny odwołuje się to do tradycji kina suberbohaterskiego, gdzie od zawsze ogromne znaczenie odgrywają umiejętności poszczególnych postaci, które po skumulowaniu i wejściu w interakcję stanowią siłę trudną do pokonania. A zatem – każdy z nas jest inny, owszem, ale dopiero razem, jako członkowie wspólnoty, jesteśmy w stanie pokonać przeciwności losu i zło.
Psi Patrol prowadzi nas zatem od skojarzeń hołdujących indywidualizmowi, dbających o to, że owszem, twoja inność jest w cenie, bo jest twoja, jest unikatowa, w konfrontacji ze złem, przybierającym w serialu postać różnorakich kłód rzucanych przez los, potrzebne jest już skonfrontowanie twoich doświadczeń i umiejętności z doświadczeniami i umiejętnościami innych. I ta właśnie suma atomów ma przywracać wiarę we wspólnotę, o czym doskonale uczą też inne grupowe opowieści superbohaterskie jak X-Men, Liga sprawiedliwości czy Avengers: Wojna bez granic.
Gdzieś w tym wszystkim wybrzmiewa także wątek zabawy i fascynacji możliwościami technologicznymi, będący kolejną wspólną cechą kina superbohaterskiego. Psi Patrol, pomimo typowej dla dziecięcej animacji infantylizacji świata przedstawionego oraz jego umowności, stara się jednak ściśle trzymać ram znanej nam rzeczywistości. Stąd między innymi wzięła się bardzo ciekawa inicjatywa scenarzystów, za sprawą której wszelkie fantastyczne, magiczne i nierealne historie, które mają miejsce w poszczególnych odcinkach serialu, rozgrywają się najczęściej w umyśle rubasznego buldoga o imieniu Rubble, w trakcie gdy ten właśnie śni. Cała reszta wydarzeń w mniejszym lub większym stopniu jest możliwa do „zadziania się” za sprawą wysoce rozwiniętego technologicznie sprzętu, przywodzącego na myśl najlepsze i bodaj najbardziej absurdalne chwyty kina szpiegowskiego oraz science fiction.
Psi Patrol hołduje technologii i się z tym w żaden sposób nie kryje. To nie jest serial, dzięki któremu twoje dziecko odłoży na bok smartfona, wręcz przeciwnie, to właśnie dzięki inicjowanym przez Rydera akcjom widzowie raz jeszcze uzmysławiają sobie, że w ich pobliżu znajdują się narzędzia, które wyniosły możliwości telekomunikacyjne na absolutne wyżyny. Czy istnieje w tym pułapka? Istnieje, ale tylko wówczas, gdy w seansie oraz jego przebiegu nie towarzyszy dziecku rodzic. Jeśli przestanie nas interesować to, co dziecko wyciąga z Psiego Patrolu, jeśli przestaniemy pełnić rolę przewodników, po treściach, które docierają do naszych dzieci, wówczas staniemy przed sytuacją, w której dziecko zacznie interpretować psie akcje w wygodny tylko dla siebie sposób. A to krok od sytuacji, w której technologia oraz potrzeba wykorzystywania jej w codziennych sytuacjach, przyćmi płynący równocześnie wniosek, iż tu po skończeniu akcji przychodzi czas rozprężenia, w którym odkładane są na bok wszelkie gadżety po to tylko, by znowu najzwyczajniej pobyć razem i cieszyć się chwilą.
Jako rodzic bardzo pozytywnie oceniam w Psim Patrolu także to, że nie posiada on czarnego charakteru w klasycznym tego słowa znaczeniu i wydaniu. Bo przecież trudno fajtłapowatego burmistrza Humdingera oraz świtę jego kotów tym mianem określić, jeśli wynik jego działań, zwykle skazany na porażkę, sprowadza się każdorazowo do przeprosin i podania ręki. Trudno też jego grzeszne, niecne zapędy wpisać w ramy zła konfrontującego się z dobrem, bo to nieco innym wymiar konfliktu. Humdinger pełni w serialu według mnie inną rolę. On po prostu daje twarz przewrotnościom losu, z którymi mierzą się pieski, stanowi ich personifikację. A z problemami jest zwykle tak, że gdy już je ujarzmimy, to zwykle tracą one na znaczeniu, co kojarzy mi się ze skulonymi ze wstydu uszami burmistrza po skończonym odcinku. Jego postawa nie jest zatem postawą stricte antagonistyczną, bo choć proponuje przeciwność moralną, to jednak jest to przeciwność stojąca na glinianych nogach.
Dla osób wpisujących się w przedział wiekowy do 7 roku życia raczej nie trzeba spieszyć się z nauką życiowego dualizmu, opartego na tarciach dobrego i złego. Nie chodzi o to, że dziecko tego nie zrozumie, bo zrozumie, ale chodzi raczej o to, by przeciwna strona medalu nie stała się przedwcześnie dla dziecka zbytnio pochłaniająca, zbytnio wciągająca i zbytnio przerażająca. Do pewnego momentu uznawałem, że nie ma takiej treści, której dziecko nie mogłoby otrzymać i przetrawić. Wydawało mi się, że zamiast trzymać dzieci w bańce, lepiej od razu ukazywać złożoność świata, obok dobrych pasterzy stawiając strachy na wróble, by w ten sposób dziecko poczęło krzepnąć i wzmacniać się na stres.
Zmieniłem jednak zdanie tuż po tym, gdy mój kilkuletni syn nie mógł przespać nocy po tym, jak w innej bajce zobaczy jedynie SUGESTIĘ pojawienia się smoka. Za sprawą tej niegroźnej wzmianki miał trudności z zaśnięciem. Być może zatem taka świadoma infantylizacja niegodziwości płynącej od Humdingera jest o tyle dobra, że nie posiada ona żadnych realnych narzędzi podjęcia z dobrotliwymi bohaterami równej walki i jest z miejsca skazana na porażkę. Czas smoków palących wioskę i czas prawdziwych bohaterów stojących naprzeciw jeszcze przyjdzie. Niech Psi Patrol będzie przed tym etapem rozgrzewką.
Twórcy w sposób wyraźny postawili bowiem na humor. Psi Patrol to serial, który przede wszystkim ma nas bawić, a dopiero w drugiej kolejności ostrzegać przed występującymi w świecie pułapkami. Koloryt, różnobarwność, dynamizm tej produkcji mają nas przede wszystkim napawać optymizmem. Twórcy sprowadzają całość perypetii do wniosku, z którym trudno jest polemizować – że bez względu na to, co się stanie, przebywając w relacjach z innymi, zawsze możemy liczyć na pomoc. Biada zatem temu, który zamknie się w jaskini.