Dlaczego PSY 3 to ten polski film, na który CZEKAM JAK DZIECKO
Wydawać by się mogło, że moda na sequele to zjawisko zarezerwowane dla Hollywood. To tam od lat w sposób raz zręczny, raz bezmyślny odcina się kupony od sprawdzonych tytułów w myśl zasady, że nic tak na widownię nie działa, jak obietnica powrotu na stare śmieci. Ale to zjawisko znacznie szersze, występujące zwykle tam, gdzie nastąpił odpowiedni rozwój przemysłu filmowego. Rozwój, dzięki któremu producenci decydują się na zastosowanie klasycznej powtórki z rozrywki, wynurzając z odmętów zapomnienia to, co kiedyś osiągnęło sukces.
Czy Polska kinematografia wskoczyła już na ten charakterystyczny etap? Poniekąd tak, poniekąd nie. Z jednej strony nasz filmowy dorobek pozwala dostrzec wiele kultowych i znamienitych filmów, od premiery których minęła odpowiednia do wymiany pokoleniowej liczba lat. Jest zatem do czego wracać, jest co odświeżać. Z drugiej jednak strony da się w tej ekonomii zauważyć usilną próbę podrabiania zachodnich sposobów na robienie w kinie kasy. Ale, jak to mówią, kto bogatemu zabroni?
Remake lub sequel to nic złego, jeśli jest w tym sens i uzasadnienie fabularne. Ostatnimi czasy na horyzoncie pojawiła się perspektywa na to, by tworząc kolejną część danego tytułu, przyczynić się do dania początku serii (bo ta uwzględnia minimum trzy filmy), lub – jak kto woli -trylogii. Wiemy już bowiem, że to, co kiedyś leżało w sferze marzeń fanów polskiego kina sensacyjnego, dziś jest już więcej niż pewne i pozostaje modlić się o efekt końcowy. Powstaną trzecie Psy. I odpowiada za to nie kto inny jak Władysław Pasikowski, angażujący do projektu, a jakże, Bogusława Lindę.
Muszę się przyznać do tego, że bardzo długo walczyłem ze sobą, nie potrafiąc zaakceptować tej informacji. Nie dlatego, że się nie cieszę, ale dlatego, że wiadomość o powstawaniu kolejnych Psów według mnie przyszła po prostu za łatwo. Doskonale pamiętam czas fascynacji dylogią Władysława Pasikowskiego. Doskonale pamiętam kult oddawany pierwszej i drugiej części. Kult, który rozciągał się przez wiele lat. Bo trwał od zabaw na podwórku, udawanych strzelanin i uczenia się słowa “kurwa”, aż do wieczornych spotkań z kumplami przy wódce, w towarzystwie wyświetlanego na ekranie Franza Maurera. Ale doskonale pamiętam też to, że choć wszyscy śnili o trzeciej części, to nikt nie brał perspektywy jej powstania za realną. Był to bowiem ten rozdział rodzimej kinematografii, który choć wciąż posiadał potencjał, to jednak przez wszystkich zgodnie uznawany był za zamknięty.
Zawsze powtarzałem, że tak jak nie przepadam za polskim kinem, tak do Psów, przede wszystkim tych pierwszych, przejawiam osobliwy sentyment. Ujmowało mnie przede wszystkim to, w jak niezwykle atrakcyjny sposób zaprezentowano temat ustrojowej przemiany i dramatów z nim związanych. Ta historyczna sensacja została nakreślona bowiem w ramach narracji ociekającej testosteronem, dającej upust historii o mężczyznach, ich ciemnych stronach, pozoranctwie, ambicjach, poczuciu wyższości oraz bezradności wobec kobiety.
Podobne wpisy
Ośmielę się stwierdzić, że drugiego tak dosadnego polskiego filmu do dziś ze świecą szukać. Filmu, który w otoczce sensacyjnego kina z natury rozrywkowego, potrafi sprzedawać charakter i koloryt newralgicznego wycinka historii kraju. Filmu, w którym dramat Polski odzwierciedlałby dramat jednostki, kreślącej swą figurą rozczytywany na wielu poziomach uniwersalizm. Filmu, w którym cała ta fasadowość i prowizoryczność ówczesnej rewolucji ustrojowej, symbolicznie zobrazowanej paleniem teczek, dokładnie pokrywałaby się z wszechogarniającym, społecznym fałszem.
Dlatego ostatecznie kojącą okazała się przede wszystkim ta myśl, stanowiąca obietnice powrotu do tego świata, tych bohaterów, tych dylematów. Oczywiście, to już nie będzie to samo. Ale kto powiedział, że musi to być to samo? Że da się zrobić to samo? Nie da się i trzeba się z tym pogodzić. To jednak nie zmienia faktu, że historia może być kontynuowana. Franz po odsiadce ma zastać kompletnie nową rzeczywistość – pytanie zatem jak się w niej odnajdzie oraz czy demony przeszłości zdołają go pożreć. Mi to wystarczy. Zawsze lubię wracać do przykładu Blade Runnera 2049, który choć nigdy nie dorówna kultowi swego pierwowzoru, to jednak zostanie przeze mnie zapamiętany, jako sequel, który stanowił po prostu kompleksowe i mądre rozwinięcie raz poznanej historii. I nie przeszkadzał w tym fakt, że pomiędzy jednym a drugim filmem istnieje kilkadziesiąt lat różnicy.
Uspokaja mnie także myśl, że za Psy 3 odpowiada ten, od którego wszystko to się zaczęło, z którego głowy pierwotnie wyszedł cały ten pomysł. Różne były koleje losu Władysława Pasikowskiego – nie tylko te artystyczne. Zachwycał mnie na etapie serialu Glina, dając wiarę, że jego powrót do formy może nadal coś znaczyć. Ale gdy ponownie wszedł do kina, zacząłem zauważać, że ciekawe, pełnokrwiste projekty, przeplatają się z rozmienianiem talentu reżyserskiego i scenopisarskiego na drobne. Nie mam jednak wątpliwości, że on nadal posiada w sobie ten żywioł, zdolny do rozpalenia serc widowni. I kto, jeśli nie on, ma dokończyć historię Franza Maurera? I kto, jeśli nie Linda, z wymalowanym na twarzy zmęczeniem, ma ponownie się w niego wcielić? I przede wszystkim – jak tu do diaska się z tego nie cieszyć?