DICAPRIO niczym KAPITAN PLANETA. Czy wygra z GLOBALNYM OCIEPLENIEM?
Nigdy nie byłem wojującym ekologiem. Zawsze natomiast przemawiała przeze mnie ekologiczna wrażliwość. Innymi słowy, zawsze czułem, że jestem jedynie niewielkim trybikiem wielkiej natury, w stosunku do której wypada przejawiać pokorę. Ta postawa prawdopodobnie ugruntowała się we mnie już za dzieciaka, gdy podczas seansów Kapitana Planety zacząłem rozumieć, że działalność człowieka w sposób bezpośredni wpływa na środowisko. Że nasz jakże piękny świat może żyć tak długo, jak długo mu na to pozwolimy.
Ostatnimi czasy dużo myślę o globalnym ociepleniu. Zastanawia mnie, ile na szali tej sprawy jest mitów, a ile faktów. Najważniejsze pytanie w tej kwestii odnosi się do tak zwanej antropogenicznej genezy tego zjawiska, czyli mówiąc po ludzku – czy człowiek przyczynił się do zmian klimatycznych, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Po wczytaniu się w głosy jednej i drugiej strony postanowiłem wzbogacić się o doświadczenie filmowe. Pomyślałem, że idealnym filmem do tego, zwłaszcza na początek, będzie Czy czeka nas koniec? produkcji Leonardo DiCaprio, od lat angażującego się w działalność proekologiczną jako ambasador ONZ. Film dostępny jest w bibliotece Netflix. (W jego wypadku ciekawostkę stanowi fakt, że choć inicjatorem filmu jest DiCaprio, to jednak został on poprowadzony reżyserską ręką Fishera Stevensa – tak, tego niepozornego, zabawnego aktora).
Otwierająca i zamykająca film analogia do obrazu Hieronima Bosha wzbudziła moje dogłębne zainteresowanie. Jest coś niesamowitego w sztuce dawnych artystów, którzy nie mylili się w swojej obserwacji świata i zasad nim rządzących, dając wyraz spostrzeżeniom aktualnym tak kiedyś, jak i w czasach współczesnych. Ogród rozkoszy ziemskich nie wystawia ludzkości dobrego świadectwa. Sugeruje bowiem to, co podskórnie czujemy wszyscy, ale nie wszyscy potrafimy się z tym pogodzić – że w miarę jedzenia rośnie apetyt, a razem z apetytem rośnie też nieumiarkowanie. W dalszej kolejności przychodzi lenistwo i ignorancja, oślepiające człowieka na autodestrukcyjne procesy, które uruchomił. To jak tak historia się kończy, najlepiej zreferowałby Noe – archetyp bohatera, który przeżył upadek.
Podświadomie czułem, że zadane w tytule Czy czeka nas koniec? pytanie nie jest takim, na które da się jednoznacznie odpowiedzieć. Ujęło mnie jednak, w jaki sposób Leo i jego ekipa przemierzają świat po to, by zaobserwować zachodzące w nim zmiany. Podstawową sprawą, którą każdy człowiek powinien sobie uświadomić – a co dokument poniekąd udowadnia – jest to, że klimat faktycznie się zmienia. Ale przecież żeby to wiedzieć, niepotrzebny jest seans filmu. Widać, co dzieje się za oknem, jak zimą brakuje śniegu, jak w upały pobijane są kolejne rekordy temperatur. A także – jakie anomalie pogodowe mają miejsce i jak bardzo nie przystaje to do tego, co odczuwaliśmy jeszcze kilkanaście lat temu. Tym, którzy jeszcze tego nie widzą lub nie chcą widzieć, radzę się obudzić.
Inną kwestią jest natomiast to, co powinno stanowić clou dokumentu DiCaprio, a co zostaje potraktowane zdawkowo. Jak bardzo człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych, na ile te zmiany występują naturalnie i co najciekawsze, jakie następstwa, sprężenia zwrotne mogą tym procesom towarzyszyć? Tu następuje rozczarowanie, ponieważ Czy czeka nas koniec? jest filmem rozpisanym pod odgórnie przyjętą tezę. Według niej emisja gazów cieplarnianych w XX wieku była tak duża, że przyczyniła się do zwiększenia dwutlenku węgla w atmosferze, a co za tym idzie – do stopniowego wzrostu temperatury. Odpowiednio do narracji roztaczane są katastroficzne wizje, mające na celu wzbudzić konkretną reakcję emocjonalną. Następnie mikrofon podkładany jest pod usta polityków, by skłonić ich do zajęcia w tej sprawie konkretnego stanowiska i podjęcia działania.
Najpierw jednak trzeba uruchomić myślenie. Poszukując w Internecie filmu, który zdołałby w sposób rzetelny przedstawić argumenty obu stron, natrafiłem na ten krótki, acz bardzo dociekliwy materiał z kanału „Wojna Idei”. Przedstawia on punkt widzenia, którego próżno szukać tak w dokumencie Czy czeka nas koniec?, jak i wielu innych produkcjach mierzących się z problemem globalnego ocieplenia, jak chociażby słynną, nagrodzoną Oscarem Niewygodną prawdą. Filmik ujawnia, jak bardzo postrzeganie problemu utrudnia wykorzystywanie go w rozgrywkach politycznych. Odzywają się jedynie grupy interesów stojące po jednej i drugiej stronie barykady. A prawda, jak to zwykle bywa, leży pośrodku.
Bo przecież nie da się lekceważyć głosu ogromnej części świata nauki, dowodzącego, że paliwo kopalniane to zło zagrażające naszemu środowisku. Nie da się odwrócić głowy podczas prezentacji wykresu wskazującego, że jakimś dziwnym trafem od czasu rewolucji przemysłowej nastąpił drastyczny wzrost emisji CO2 do atmosfery – czego z pewnością nie wywołały jedynie wulkany, w sposób naturalny oddające atmosferze to, czego jest w niej dziś za dużo. Nie da się nie zauważyć, że nasza planeta może wkrótce nie być w stanie poradzić sobie z nadmiarem dwutlenku węgla, gdy jednocześnie postępować będzie wycinka lasów czy tworzenie ogromnych przestrzeni życiowych dla zwierząt hodowlanych, „dokładających” do całego tego interesu nie mniej groźny metan. (Ten ostatni problem szerzej porusza zresztą film Cowspiracy, także dostępny na Netfliksie, w którym mimo równie ciekawego ujęcia tematu wyczuwam jeszcze większą stronniczość, wręcz zakrawającą o świadomą manipulację tak przekazem, jak i osobami zaprzęgniętymi do wywiadów).