search
REKLAMA
Zestawienie

GENIUSZ objawiony! FILMY, które POZAMIATAŁY NARRACJĄ

Rafał Donica

22 lutego 2019

REKLAMA

Pulp Fiction (reż. Quentin Tarantino, 1994 r.)

Bez sensu, żebym pisał tu o geniuszu Tarantino, zaburzonej chronologii, bla bla bla… bo to każdy wie i ileż można o tym pisać. Ale coś napisać muszę, więc może wstawię tu moją prywatną, małą retrospekcję. Otóż w 1994 roku, bodajże w “Teleexpressie”, był jakiś reportaż z polskiej premiery Pulp Fiction. Bodajże Wojciech Malajkat powiedział wówczas, bodajże zaraz po seansie, cały skonsternowany i zagubiony jak dziecko we mgle, bodajże coś w stylu, bo nie pamiętam dokładnie: Dobry film, ale chyba go nie zrozumiałem, bo John Travolta ginie w połowie filmu, a potem znów chodzi. Dość powiedzieć, że od premiery nagrodzonego Oscarem za scenariusz (spróbowałaby Akademia nie nagrodzić!) najsłynniejszego dzieła Quentina Tarantino kino dzielimy na epokę przed Pulp Fiction i po Pulp Fiction. I nikt nawet nie próbował zrobić drugiego filmu w tej genialnej, acz, jak się okazało, jednorazowego użytku konwencji. I tak, wiem, że kilka zdań temu napisałem słowo “bodajżecztery razy w bliskim sąsiedztwie, a tak się nie robi, ale chciałem jakoś uatrakcyjnić ten tragicznie krótki i mało ciekawy opis przełomowego filmu. No wiecie, że niby czytacie i nagle widzicie, że coś za dużo tego bodajże, i że trzeba będzie to autorowi wytknąć w komentarzu, a tu twist, bo autor sam się na koniec przyznaje, że wie, no… taka zabawa z narracją w ramach pisania tekstu o narracji. Nieśmieszne? Ok, to idziemy dalej.

Człowiek pogryzł psa (1992 r.)

Protoplasta wszelakich filmów w formule found footage nakręcony został siedem lat przed słynnym Blair Witch Project. Człowiek pogryzł psa to podpisana aż trzema nazwiskami reżyserów opowieść o seryjnym mordercy (bez zlecenia), któremu podczas codziennych zajęć towarzyszy ekipa filmowa robiąca o nim jedyny w swoim rodzaju dokument. Wszystko oglądamy z perspektywy kamery podążającej za psychopatycznym zwyrodnialcem, obserwując jego zbrodnie i słuchając jego drobiazgowych objaśnień, w jaki sposób się zabija, co się czuje, jak obciążyć zwłoki, żeby nie wypłynęły itp. Twórcy Człowieka pogryzł psa (ten tytuł się w ogóle odmienia? Bo jakoś głupio to brzmi), oprócz niewątpliwego epatowania przemocą, wykorzystują swój niecodzienny w formie paradokument, do przemycenia kilku gorzkich przemyśleń nad naturą człowieka w ogóle, a zwłaszcza pochylają się nad odwiecznym dylematem obserwatora z kamerą / aparatem, który może pozostać biernym względem rejestrowanych wydarzeń, albo odłożyć kamerę i pomóc swojemu bohaterowi np. wrzucić zwłoki do rzeki, jak czynią filmowcy w Człowieku pogryzł psa (znów ta dziwna odmiana).

Film kończy się w bardzo zaskakujący sposób (jeden z mocniejszych twistów w historii kina, a tak rzadko się go wspomina), stanowiący bezbłędną wizualizację ironii losu i powiedzenia, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Opisany właśnie film, a zwłaszcza późniejszy o siedem lat Blair Witch Project (tu doszła jeszcze udana wkrętka, że to prawdziwe odnalezione taśmy!) odpaliły niczym Buzz i Chudy rakietę na Panu Sterowanym cały nurt nazwany found footage. W konwencji tej, regularnie, choć ostatnimi laty nieco rzadziej, powstają kolejne, w dodatku w większości naprawdę dobre filmy grozy ([REC], Łowca trolli). Od siebie bardzo polecam niedocenionego Shyamalana z 2015 roku, czyli Wizytę. Artykuł miał traktować o jednorazowych eksperymentach, a ja tu o całym bogatym w tytuły nurcie, wiem, ale nie wspomnieć tutaj o tak oryginalnym pomyśle jak zaginione taśmy było po prostu nie do pomyślenia.

Locke (2013 r.) / Pogrzebany (2010 r.)

Obydwa powyższe tytuły to tzw. teatr jednego aktora i w dodatku jednego (!) pomieszczenia. Tom Hardy w Locke w BMW i Ryan Reynolds w Pogrzebanym w trumnie musieli utrzymać uwagę widza jedynie przy pomocy własnej osoby, używając mimiki, grając oczami oraz przede wszystkim głosem, bo cała narracja opierała się w obydwu filmach na rozmowach telefonicznych. Tom Hardy jedzie autostradą do szpitala, do rodzącej właśnie kochanki, jednocześnie nadzoruje nocne, odpowiedzialne i skomplikowane logistycznie wylewanie fundamentów pod wieżowiec i w międzyczasie przyznaje się żonie do romansu, no i że jedzie właśnie do szpitala do kochanki i nowego dziecka.

Z kolei Ryan Reynolds leży pogrzebany pod ziemią, w trumnie wielkości… trumny, z telefonem z prawie rozładowania baterią, i ma dosłownie kilkadziesiąt minut, zanim umrze z braku powietrza. Szczerze powiedziawszy, do dziś nie potrafię stwierdzić, który z panów znalazł się w gorszej sytuacji… W podobnej konwencji powstały również takie filmy jak Hitchockowskie Okno na podwórze, Sznur, Łódź ratunkowa i M jak morderstwo (twórca Ptaków lubował się, jak widać, w umiejscawianiu całości akcji w jednej lokacji) oraz Telefon Joela Schumachera – we wszystkich tych przypadkach aktorzy mieli jednak znacznie łatwiejsze zadanie niż samotni w kadrze Tom Hardy i Ryan Reynolds, gdyż otoczeni byli innymi aktorami/postaciami, mogąc nawiązywać z nimi kontakt wzrokowy lub fizyczny. Gdzieś pośrodku tych dwóch metod narracji stoją filmy, które na swoich barkach dźwigało dwóch/dwoje aktorów, a fabuły opierały się na dialogu i relacjach między tylko tymi dwiema postaciami. Piekło na Pacyfiku z Lee Marvinem i Toshirō Mifune, trylogia Linklatera Przed wschodem/zachodem/północą z Ethanem Hawkiem i Julie Delpy, czy The Wall z Aaronem Taylorem-Johnsonem i Laithem Naklim (tylko głos) – to przykłady pierwsze z brzegu.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA