search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SCIENCE FICTION, które MUSISZ znać, jeśli jesteś fanem FANTASTYKI

Jakub Piwoński

7 czerwca 2020

REKLAMA

Przełomy

Fred M. Wilcox, Zakazana planeta (1956)

Filmowa fantastyka naukowa to gatunek, którego nie byłoby bez wkładu literatury. W tym osobliwym przypadku nie mam jednak na myśli żadnego nazwiska twórcy SF, a samego Williama Szekspira. To bowiem na motywach Burzy stworzono scenariusz Zakazanej planety, o czym dziś niewielu fanów SF pamięta. Film to niezwyczajnie zwyczajny. Opowiadając o kosmicznej podróży i zaskakującej konfrontacji, niesie uniwersalne przesłania. Zakazana planeta to jeden z pierwszych wielkich, wysokobudżetowych filmów w historii kina, a to dlatego, że potrzebne było zgromadzenie większego budżetu do ukazania nowatorskiej wizji reżysera (zatem pionierski blockbuster, gdy jeszcze to pojęcie nie funkcjonowało). Przełomowość Zakazanej planety kryje się w tym, że to pierwszy film w historii w całości rozgrywający się w kosmosie. Tworzący podwaliny m.in. dla Star Treka i innych, późniejszych kosmicznych wizji. Ale film z 1956 roku to także bardzo mądra opowieść pełniąca funkcję swoistej psychoanalizy i konkludująca, że największe potwory, jakich się boimy, a jakie mogą się kryć na niezbadanych terenach, zwykle drzemią w nas samych.

Stanley Kubrick, 2001: Odyseja kosmiczna (1968)

Historię filmowego SF wypada dzielić na czasy przed i po Odysei kosmicznej. Jest to bowiem film dla całego gatunku emblematyczny. Kubrick, jak na ambitnego twórcę przystało, wespół z pisarzem Arthurem C. Clarkiem stworzył dzieło, które do dziś stanowi przykład do naśladowania i ważny punkt odniesienia. Czym sobie Odyseja na to zasłużyła? Dosłownie wszystkim. Począwszy od powalającej na kolana oprawy wizualnej, stanowiącej pokaz ówczesnych możliwości realizatorskich, w której efekty, montaż i scenografię dopracowano do tego stopnia, że nawet dziś, po ponad 50 latach od premiery, mogą stanowić wzorzec. Ale Odyseja to przede wszystkim nietuzinkowa, oryginalna i w pełni przełomowa jak na gatunek SF tematyka, wykorzystująca sztafaż science fiction do snucia filozoficznych dywagacji z matką wszystkich pytań na czele: kim jako ludzkość jesteśmy i dokąd zmierzamy? Podkreślić jednak należy, że Odyseja to też film niezmiernie trudny w odbiorze, ponieważ komunikuje się z widzem głównie przy pomocy wiszącej nad obrazem tajemnicy. Chyba jednak dlatego właśnie film Kubricka ma tak długi „termin przydatności”. To prawdopodobnie pierwszy moment w historii SF, w którym seans filmu z tego gatunku, za sprawą kosmicznej podróży i podjętych w jej trakcie dylematów, dostarcza przeżyć niemalże duchowych.

Robert Wise, Tajemnica Andromedy (1971)

To pewnie jeden z mniej znanych fantastycznonaukowych filmów tego zestawienia. Sympatyk SF powinien jednak kojarzyć nazwisko reżysera, który wcześniej dał światu nie mniej wybitny Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia. Tajemnicy Andromedy brakuje głównie atutów obsadowych, które wpłynęłyby na większą popularność obrazu. Jestem jednak zdania, że to pozycja obowiązkowa dla każdego fana gatunku. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że na modłę wcześniejszej Odysei kosmicznej także Wise postanowił podejść do fantastyki poważnie i zaprezentować widzom coś, co w oparciu o ówczesną wiedzę naukową zdecydowanie mogło się wydarzyć. Po drugie, co wynika z pierwszego, Tajemnica Andromedy to jeden z najoryginalniejszych przedstawicieli science fiction traktującego o spotkaniu człowieka z żywym organizmem z kosmosu. Mamy tu więc do czynienia z sytuacją, w której niedorzeczna fantastyka opowiadająca o kontakcie z Obcym staje się w końcu fantastyką wiarygodną, czyli tzw. fantastyką twardą. Zapomnijcie bowiem na moment o tych wszystkich zielonych ufoludkach, zejdźcie na ziemię. Wraz z bohaterami zmierzcie się z najeźdźcami z kosmosu, którzy widoczni są jedynie pod mikroskopem. Okazuje się, że jest to zagrożenie nie mniej niebezpieczne dla ludzkości od niejednej wielkiej inwazji i w dodatku znacznie bardziej prawdopodobne. Film z 1971 roku to zatem rewolucyjne ujęcie już wtedy wyeksploatowanego tematu, błyskotliwie zapowiadające niemałą rewolucję w gatunku, która nastąpi w kolejnych latach.

Stanley Kubrick, Mechaniczna pomarańcza (1971)

Nie jestem fanem tego filmu. Ale potrafię uznać jego wielkość. Kubrick, jak na prawdziwego mistrza przystało. i tym razem wykorzystał science fiction do tego, by wszystkich całkowicie zaskoczyć. Zadrwić z tradycji i powołać nową jakość. Nieprzeciętny scenariusz przenosi bowiem widza w realia filmowej dystopii. Dystopii chciałoby się powiedzieć totalnej, gdyż niedającej widzowi żadnej nadziei na społeczną odnowę. Świat w filmie Kubricka jest miejscem zepsutym do cna, lecz, co najbardziej przerażające, owo zepsucie jest przez bohaterów kompletnie niedostrzegalne, gdyż stało się elementem trwale wbudowanym w krajobraz. Największą bliznę wyrządza widzowi zatem ta normalność destrukcji, uprawianej przez bandę Alexa DeLarge’a (Malcolm McDowell). Niczym łyk mleka dokonywany jest gwałt, niczym łyk mleka wyrządzane jest zło. Mechanicznej pomarańczy nie trzeba oglądać kilkakrotnie, by dotarły do nas jej morały. Pozostaje tylko gratulować Kubrickowi tego, że tak krótko po Odysei przyniósł kolejną odnowę dla gatunku przy pomocy tak skrajnie negatywnej i nieprzyjemnej w odbiorze wizji. Na tym właśnie miała polegać odwaga kolejnego pokolenia twórców SF.

Steven Spielberg, Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977)

Nazwisko Stevena Spielberga jest bardzo ważne dla science fiction. To on bowiem wyniósł ten gatunek do rangi wielkich, wysokobudżetowych widowisk, które naznaczone duchem kina Nowej Przygody angażowały masy i zarabiały fortunę. Za jego właśnie sprawą tworzenie SF stało się na nowo filmowym przemysłem. Jeśli miałbym jednak wskazać jeden film z jego dorobku, który uważam za najważniejszy tak dla gatunku SF, jak i dla samego autora, wybrałbym właśnie Bliskie spotkania trzeciego stopnia. To po prostu wspaniałe widowisko, które w oparciu o stosunkowo prosty, acz konsekwentnie prowadzący widza za rękę scenariusz odkrywa przed publiką nowe możliwości realizatorskie, ukazując niespotykany od czasu Kubrickowskiej Odysei kunszt efektów specjalnych. Może i tradycja kinowej fantastyki kontaktowej jest długa i szeroka, może i w latach 70. idea UFO nie robiła już na nikim wrażenia. Może. Ale dopiero za sprawą Bliskich spotkań trzeciego stopnia widzowie otrzymali to, na co przez lata zasługiwali – pełną rozmachu przygodę opartą na tajemnicy, ukazaną w sposób absolutnie spektakularny, wizjonerski, słowem – adekwatny do kinowego doświadczenia. Dodajmy do tego jeden jakże kluczowy fakt, wedle którego Spielberg odważył się zmienić oczekiwania widowni i jako jeden z pierwszych zaprezentował pozytywny finał spotkania z Obcymi (do czego skrzętnie powrócił w E.T.). Dlaczego tak zrobił? Bo nikt nie powiedział, że inne istoty zamieszkujące kosmos muszą chcieć nas unicestwić, to tylko nasze lęki kreowały przez lata taki obraz kosmitów.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA