search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które POWINIENEŚ OBEJRZEĆ, jeśli podobał ci się TENET

Odys Korczyński

3 października 2020

REKLAMA

Atlas chmur (2012), reż. siostry Wachowskie, Tom Tykwer

Jeśli w Tenecie podobała się wam mnogość przeplatających się wątków, to warto pójść dalej i zapoznać się z przeplatającymi się całymi historiami. Siostry Wachowskie całkiem sprawnie ustrzegły się nielogiczności, podczas gdy Nolan poszedł pod tym względem na całość. Przypomnijmy sobie chociażby teorię, że płuca nie mogą oddychać odwróconym powietrzem, dlatego bohaterowie potrzebują masek tlenowych. A co z wydzielaniem pary wodnej przez skórę? Co w takim razie z ciśnieniem krwi, na które wydatny wpływ ma ziemska grawitacja? Wreszcie, jak to jest możliwe, że siatkówka oka jest w stanie widzieć odwrócony świat – odwrotne fotony są normalnie widoczne, a podobnież odwrócone powietrze jednak niezdatne do oddychania? Nie trzyma się kupy ten Nolanowski świat. A w Atlasie chmur każda z historii ma swoje miejsce w liniowo płynącym czasie, a jednocześnie można je oglądać zupełnie achronologicznie.

Twin Peaks (2017), reż. David Lynch

Nie żebym specjalnie cenił najnowszą odsłonę niegdyś jednego z najlepszych seriali, jakie miałem okazję zobaczyć. Wspominam o Twin Peaks tutaj ze względu na pewne wspólne Nolanowi i Lynchowi podejście wynikłe z niewątpliwej świadomości estymy, jaką obydwaj twórcy cieszą się wśród widzów. Powiedzmy, że jest to rodzaj artystycznego zadufania w sobie, które postępuje wraz z czasem. Lynch jest znacznie starszy, więc u niego z pewnością nie będziemy mieli już często aż takich wybuchów swobody twórczej. Przed Nolanem zaś jeszcze wiele filmów. Wiele łechtania swojej dumy skomplikowaną formą produkcji. A widzowie? Niech topią się w domysłach. Wierzą, że stojący za fasadą skomplikowanego montażu koncept jest odkrywczy i genialny. Nic bardziej mylnego, gdy zna się teorię utożsamiającą entropię ze strzałką czasu. Wręcz przeciwnie. Feynman sugerował, że teoretycznie mogą istnieć we wszechświecie cząstki odwrócone, czyli np. pozytony będące odwróconymi elektronami, ale u Nolana cząstki i antycząstki zostały zastąpione ludźmi, czyli zbiorami cząstek z systemem konkretnych oddziaływań na siebie, a wg reżysera najważniejszą ich cechą jest poruszanie się do tyłu. Ta prezentacja genialnej teorii jest dość pretensjonalna. Co do najnowszej odsłony Twin Peaks i Lynchowskich fanaberii, najbardziej boli to, co zrobiono z Agentem Cooperem, postacią jeszcze dawno temu, przez wiele odcinków, wyrabiającą sobie charakterystyczny styl, pewien rodzaj powagi itp. Teraz nic z tego nie zostało – zastąpił to wszystko chaos tworzony przez szalenie sztuczne alter ego Coopera. Sytuację dodatkowo zaciemnia mnóstwo ról epizodycznych odgrywanych przez znanych aktorów. Po co? Oglądając serial, z odcinka na odcinek wie się mniej, a wręcz doświadcza się zażenowania, że na ekranie odgrywany jest tak bezsensowny performance, a nie kontynuacja wciągającej historii sprzed lat.

Pi (1998), reż. Darren Aronofsky

Aronofsky jest tyleż zdolnym, „prawdziwym” artystą, co filmowych blagierem, który jedynie udaje, że jego obrazy są wielką sztuką. Pi nie jest inne. Przez to, że jest czarno-białe, ziarniste w cieniach, już na starcie ma wymiar radykalnego debiutu artystycznego. Na dodatek niepokój, który przebija z wielu niedopowiedzianych, nerwowych scen, drażni psychikę widza. Po głębszym zastanowieniu jednak całość fabuły wydaje się cholernie pretensjonalna, na czele z tym robionym pod publiczkę przewiercaniem sobie mózgu wiertarką. Zakodowane imię Boga w ciągu liczbowym również nie jest zbyt odkrywcze, a wręcz zdaje się za bardzo wydumane. To jest myślenie dobre dla humanistów, którzy matematykę zawsze mieli za tajemną naukę, a przecież to podstawowa dyscyplina naukowa wespół z filozofią, które umożliwiają zrozumienie rzeczywistości. Nie zaliczam się do widzów, którzy lubią się dręczyć w ten sposób, w jaki potrafi ich zadręczyć Pi, dlatego wydaje mi się, że zadręczeni Tenetem mogą odnaleźć jakąś masochistyczną przyjemność w doświadczaniu seansu Pi. Nie będę im zazdrościł, bo długo z własnej woli nie mam zamiaru wracać ani do jednej, ani do drugiej produkcji.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA