6 filmów science fiction o SZTUCZNEJ INTELIGENCJI, dzięki którym odłożysz smartfona

Projekt Forbina
Podobne wpisy
Jedno z tych zapomnianych arcydzieł SF – daje wyraz niezwykle oryginalnej i, co istotne, realistycznej wersji sztucznej inteligencji. Na wzór Odysei kosmicznej i Alphaville i tym razem postawiono na formułę superkomputera, któremu powierzona zostaje – najwyraźniej zbyt duża – odpowiedzialność. Kolos, bo tak zwie się maszyna, która z dumą prezentowana jest w filmie jako najwyższe narzędzie pacyfizmu, okazuje się jednak kompletnie nie rozumieć celów, do jakich został powołany. Szybko przejmuje kontrolę i wprowadza nowe porządki, żywiąc przekonanie, że tylko przy udziale reżimu jest w stanie osiągnąć zamierzony skutek. Wprowadza pokój, owszem, ale za wszelką cenę, a w tym wypadku wiąże się to z pełną kontrolą i terrorem ludzkości. Projekt Forbina z pewnością zainspirował twórców kultowego Terminatora. Powoływany w celu niesienia militarnego wsparcia komputer jak żywo przypomina Skynet, gdyż tak jak i on wypacza swoją powinność i miast słuchać się człowieka, sprzeciwia się mu, wytaczając w jego kierunku działa. Wymowne miny naukowców dają jasno do zrozumienia, że tam, gdzie pieczołowicie budowana była szansa, poniesiono sromotną porażkę. Oszczędność w wypowiedzi i surowość formalna filmu potęgują to wrażenie.
Łowca androidów
Trudno jest opowiadać o sztucznej inteligencji w kinie bez przytoczenia ewidentnych, topowych przykładów. Nie będę zatem silił się na oryginalność, bo dla mnie, tak jak i dla was, Łowca androidów to także kamień milowy w podejściu do tej tematyki. Dylematy poruszone dekady wcześniej we Frankensteinie zostały tu atrakcyjnie przetworzone na modłę nowoczesnego kina fantastycznonaukowego, naznaczonego w dodatku silnym znakiem dystopii. Ukazany w filmie krajobraz przyszłości nie pozostawia wątpliwości względem tego, co nas czeka. Wyjęta z głowy Philipa K. Dicka wizja opowiada o świecie, który się skończył, ludzkości, która upadła. Brak tu życia, świeżości, a prawda jest wartością zapomnianą. Dominuje zatem symulacja. Replikanci to kolejni ożywieńcy, którym tylko wydaje się, że są prawdziwi. Humanoidalny wygląd nie legitymizuje ich jako człowieka, daje tylko tego człowieczeństwa iluzję. Z tym właśnie egzystencjalnym dylematem boryka się Roy Batty, android zbuntowany, który niczego tak nie pragnie, jak życia. Konfrontacja ze stwórcą kończy się w jego wypadku porażką. Z kolei ostatnia modlitwa, której oddaje się w deszczu, stanowi świadectwo ostatecznego pogodzenia się z nieuchronnością losu. Widzę zatem w Łowcy androidów przejmującą metaforę naszej niedoskonałej relacji z Bogiem. Przychodzimy na świat zagubieni, mali, krusi, łaknący uwagi. Szukamy swego miejsca, przeznaczenia i wyższego celu. Co jeśli wartości te nigdy nie istniały i nadaliśmy je sobie sami, z potrzeby dostrzeżenia sensu tam, gdzie zwyczajnie go nie ma? Wcielający się w głównego bohatera Harrison Ford nie ma zamiaru zaprzątać sobie tym głowy – jeśli jego dni są policzone, to woli przeżyć je na własnych warunkach.
Obcy: Przymierze
Ridley Scott po raz drugi. Śmiem twierdzić, że Brytyjczyk zapisze się w historii kina jako ten, który zdołał stworzyć najbardziej przejmujące portrety filmowych androidów. Jednym jest wspomniany już Roy Batty, drugim jest David. Wieszajcie sobie psy do woli na prequelach serii Obcy. Też ubolewam, że jest w nich mniej znanego z serii mięsa. Faktem jest jednak, że tak Prometeuszowi, jak i Przymierzu jednego nie brakuje – egzystencjalnej filozofii. Mam wrażenie, że gdyby te filmy byłby odrębnymi bytami i skupiały się tylko wokół postaci androida, nie stanowiąc przy tym części kultowego uniwersum, głosy oburzenia byłyby mniejsze. Wielu zdołałoby docenić wówczas fascynujące, głębokie oblicze syntetyka, jakie udało się Scottowi nakreślić. Widzimy bowiem sumiennie podchodzącego do swych obowiązków towarzysza człowieka, który z każdym dniem, z każdą minutą zaczyna lepiej adaptować się do warunków świata, do którego został powołany. Obserwuje, dodaje, wyciąga wnioski. Dochodzi do niego refleksja, dochodzi samoświadomość. Rachunku człowiekowi pozytywnego nie wystawa, ale jedna jego cecha pozostaje dla niego inspirująca – wola tworzenia. Jeśli Bóg stwarza człowieka, a człowiek stwarza androida, to pragnieniem tego ostatniego będzie dołożenie do tego kontinuum także swojej cegiełki. Pozwoli mu ona nadać znaczenie jego istnieniu. W ten właśnie sposób Obcy przestaje być nam obcy. Ale wnioski te nie byłyby możliwe, gdyby nie brawurowa kreacja Michaela Fassbendera – najlepiej zagranego androida w historii kina.
Po więcej tekstów autora na temat filmów science fiction zapraszamy do „Fantastycznego cyklu”.