search
REKLAMA
Zestawienie

5 najlepszych ról SOPHII LOREN. Silna, niezależna bogini seksu

Odys Korczyński

20 września 2020

REKLAMA

Filumena Marturano, Małżeństwo po włosku (1964), reż. Vittorio De Sica

Jak się okazuje, znajomości zawierane w burdelach często zmieniają całe późniejsze życie. Przekonał się o tym Domenico Soriano (Marcello Mastroianni), człowiek, któremu w życiu niczego nie brakowało, prócz miłości i emocji, które zapewniła mu wreszcie pewna prostytutka. Można powiedzieć, że Sophia Loren w pewnym sensie powróciła do domu tą rolą. Było to w jej karierze jedno z najważniejszych doświadczeń, pewnego rodzaju rozliczenie się z przeszłością, tym, co mówią o niej ludzie, miejscami, w których dorastała, i marzeniami, które niekoniecznie spełniły się w takiej formie, w jakiej ich pragnęła. Tej nieco rozkrzyczanej, klasycznie po włosku emocjonalnej kreacji w filmografii Loren nie sposób pominąć, chociaż osobiście, gdybym miał wybierać między dwoma twarzami Sophii, wybrałbym tę amerykańską, bez owej śródziemnomorskiej emfazy, której nie lubię zarówno w kinie włoskim, jak i po części np. hiszpańskim. Warto zaznaczyć, że dzieje odtwarzanej przez Loren Filumeny i jej trudnej relacji z Domenico Soriano mogą i dzisiaj, w zupełnie innym wieku i w społeczeństwie o innej mentalności, służyć za dobry przykład wszystkich tych problemów społecznych, z jakimi mierzą się dzisiejsze kobiety. Sophia Loren, a u nas np. Kalina Jędrusik przecierały szlak dla kobiecego kina, żeby w filmach wreszcie kobiecą perspektywę widzenia świata zauważono i doceniono.

Dulcynea, Człowiek z La Manchy (1972), reż. Arthur Hiller

W zestawieniu pięciu najlepszych ról Petera O’Toole’a napisałem, że Dulcynea była jedną z bardziej namacalnych postaci w życiu Don Kichota. W ten sposób jej rola została napisana, chociaż gdyby tak jej postać rozpatrywać na poziomie metasemantycznym, mogłoby się okazać, że ontyczne istnienie Dulcynei to jedynie kwestia założenia albo umowy. Na poziomie jednak wyjątkowo twardo stąpających po ziemi odbiorców dzieła Cervantesa, jak napisałem, postać energicznie odegrana przez Sophię Loren jest wyjątkowo fizyczna, a dzięki temu nasza solenizantka miała okazję pokazać, na co ją stać, zwłaszcza u boku takiego aktora jak O’Toole, czyli osobowości zawłaszczającej plan filmowy i nieznoszącej dominacji. Przyczyny tego, że Sophii Loren udało się opanować tę siłę i jednak zapisać się w świadomości widza, upatruję w jej doświadczeniu, bo przecież Człowiek z La Manchy to już są lata 70. Niedługo zacznie się zmierzch pierwszoplanowych ról Loren. Na razie jej autentyzm jest ujmujący – Dulcynea to wieśniaczka, więc w przeciwieństwie do wyfiokowanej farmerki z rzęsami ociekającymi tuszem Dulcynea jest brudna, z tłustymi włosami, błyszcząca od potu na twarzy, a mimo to można o niej marzyć, podobnie jak to robił Don Kichot. No dobrze, ma wymalowane oczy…

Bonus
Lucilla, Upadek Cesarstwa Rzymskiego (1964), reż. Anthony Mann

Sztandarowy przykład kina sandałowego, który okazał się ostatnim przedstawicielem wielkich produkcji kosztujących krocie, lecz w tym przypadku już tyle niezarabiających. Faktycznie twórcy w Hollywood nie dali widzom wytchnąć. Któraś produkcja w końcu musiała pompatycznie i epicko wyzionąć ducha. Sporo jest w obrazie Anthony’ego Manna patosu, rozwlekłości i teatralności. Co ciekawe, bardziej topią się w nich mężczyźni niż kobiety. Lucilla (Sophia Loren) zaś wypadła nadzwyczaj naturalnie i zwiewnie na tle fabularnego tonażu filmu. Dla Sophii Loren było to cenne doświadczenie – zagrać w tak szerokim realizacyjnie tytule. Udowodniła sobie i krytykom, że jest aktorką giętką, nadającą się nie tylko do komedii obyczajowych i dramatów psychologicznych, ale również monumentalnych widowisk historycznych. Pamiętajmy też, że bez Upadku Cesarstwa Rzymskiego z pewnością Ridley Scott nie powróciłby do tematu zapomnianego kina sandałowego i nie nakręcił tak dobrego Gladiatora. Nasza solenizantka zaś, mimo że nie można ukryć jej podrzędności wobec całej tej męskiej historii o wojnie, ocaliła swoją osobowość dzięki lekkiemu wycofaniu, oszczędnej grze i filozoficznemu namysłowi nad poczynaniami napompowanych testosteronem facetów z mieczami w dłoniach.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA