REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #106. Najlepsze filmowe dialogi
REKLAMA
Dzisiejszą odsłonę Szybkiej piątki poświęcimy scenom dialogowym. Wybierzemy te, które zrobiły na nas największe wrażenie, przyciągnęły swoją błyskotliwością, tempem lub humorem i zostały z nami na długo. Te, które w doskonały sposób zostały zagrane przez aktorów. Oto nasze propozycje – śmiało dorzucajcie swoje!
Tomasz Raczkowski
- Chłopcy z ferajny: „Funny how?” – ikoniczna scena idealnie naświetlająca postać Tommy’ego De Vito. Niepozorna uwaga Henry’ego (Ray Liotta) prowokuje bohatera Pesciego do gwałtownej i niepokojącej groźbą wybuchu złości reakcji. Znakomicie napisany dialog, w którym Tommy dopytuje kolegę, co miał na myśli, nazywając zabawnym, to prawdziwy popis scenopisarskiego kunsztu Martina Scorsese oraz Joe Pesciego, którego artykulacja coraz bardziej dociekliwych pytań robi piorunujące wrażenie. Tak samo jak Henry nie wiemy, czy Joe żartuje, czy też zaraz sięgnie po broń. Tym razem kończy się na śmiechu. Tym razem.
- Zabójcza broń: konfrontacja Riggsa i Murtaugha – właściwie co drugi dialog Rogera Murtaugha i Martina Riggsa to mała perełka, jednak na mnie największe wrażenie robi zawsze ich rozmowa z pierwszej części Zabójczej broni, gdy po niekonwencjonalnym uratowaniu niedoszłego samobójcy przez Riggsa jego wściekły partner zmusza go do odpowiedzi na pytanie – czy naprawdę jest szalony i chce umrzeć? Wyrażona krzykiem mieszanka dramatycznego ładunku i komediowego sznytu sprawia, że to jedna z najbardziej poruszających scen całego cyklu. Jeden z najbardziej bezpośrednich dialogów, który ostatecznie odkrywa przed widzami i samymi postaciami osobowość Riggsa, przypieczętowując dynamikę jego relacji z postacią Danny’ego Glovera, napisany i zagrany tak, że można oglądać go w nieskończoność.
- Monty Python i Święty Graal: Król Artur vs. komunizm – filmy Monty Pythona to właściwie luźno powiązane ciągi skeczowych scenek, nie dziwi więc, że łatwo znaleźć w nich dialogi świetne, a czasami wybitne. Za taki uważam wymianę zdań Artura z przypadkowo spotkanymi na polu wieśniakami o rozbudzonej społecznej świadomości. Parafrazujący marksowską retorykę i postulaty rewolucji proletariatu, dialog zarówno satyrycznie obśmiewa konflikt klasowy, jak i wskazuje na immanentne dla przedstawianego świata legend arturiańskich feudalne paradoksy i niesprawiedliwości. Wypowiadane przez polemizującego z Arturem chłopa „I’m being repressed” to błyskotliwa w swej dwuznaczności kwestia, doskonale puentująca znakomity dialog.
- Kawa i papierosy III: Tom i Iggy – wypełniająca cały krótki film (włączony później do pełnometrażowej antologii) rozmowa Toma Waitsa i Iggy’ego Popa to kwintesencja Jarmuschowskiego paplania, hipnotyzującego w swojej banalności. Klasyką jest wymiana zdań pomiędzy dwoma panami na temat nieuzależnienia od palenia. Prosty, komiczny dialog u Jarmuscha urasta do poetyckiej niemal refleksji nad życiem. Tym właśnie jest ta scena – minimalistycznie lirycznym komentarzem do życia, w którym każde słowo jest zużyte, a równocześnie niesamowicie celne.
- Zabicie świętego jelenia: pogawędka na przyjęciu – kino Yorgosa Lanthimosa opiera się w znacznej mierze na dziwaczności świata przedstawionego i groteskowym przerysowaniu codzienności. Świetnym przykładem autorskiego stylu reżysera może być jedna z moich ulubionych scen Zabicia świętego jelenia, w której grający na granicy katatonicznego otępienia Colin Farrell prowadzi towarzyski small talk podczas wystawnego przyjęcia. Jak gdyby nigdy nic w rozmowie pojawiają się intymne sprawy dzieci i naturalistyczny język nieprzystający do dystyngowanej sytuacji. Znakomicie pomyślany i zrealizowany dialog oddaje absurdalnego ducha całego filmu.
Agnieszka Stasiowska
- Pół żartem, pół serio: scena końcowa. Najlepszy dialog filmowy świata, w którym Jerry rozpaczliwie wylicza swoje uniemożliwiające zamążpójście wady, a Osgood beztrosko je odrzuca – aż do ostatniej kwestii, która jest szczytem absurdu. Kwintesencja świetnego humoru i rewelacyjna interakcja pomiędzy postaciami.
- Manchester by the Sea: rozmowa Randi i Lee na ulicy. Kino świetnie sprzedaje emocje. Ale to, co robi z widzem dialog tych dwojga, to zupełnie nowy poziom. Bezpardonowo szczery, mocny, świetnie zagrany. Mamy wrażenie oglądania czegoś niesłychanie intymnego, co nie powinno zostać obnażone nawet przed wszędobylskim widzem.
- Wyspa tajemnic: scena finałowa. Zmieniona w stosunku do wersji książkowej, nadaje całej historii głębi, sensu i dziwnego niepokoju. Pytanie zadane przez DiCaprio w tej rozmowie snuje się za widzem jeszcze długo po zakończeniu seansu.
- Notting Hill: każdy dialog w wykonaniu Spike’a. Rhys Ifans w roli ekscentrycznego współlokatora głównego bohatera robi ten film, więc każda scena z jego udziałem mogłaby się tu znaleźć. Szczególnie czule jednak wspominam moment wybierania koszulki na randkę.
- Obcy: decydujące starcie: Vasquez i Hudson. Głupia zaczepka, doskonała odpowiedź. Młodzież by pewnie powiedziała, że go zaorała. Ja powiem, że w zasadzie cały film oglądam zwykle tylko dla tego jednego jedynego momentu. I zawsze wywołuje on pełen satysfakcji uśmiech na mojej twarzy.
Maciej Niedźwiedzki
- Gladiator: Maximus i Marek Aureliusz – Ridley Scott w Gladiatorze konsekwentnie buduje wrażenie dekadencji i krańcowości, wraca do tematów rozliczeń i podsumowań. Największe tego stężenie dostajemy w przepięknie napisanej, literackiej i bogatej w cytaty rozmowie między Maximusem i Markiem Aureliuszem. Cesarz krytycznie spogląda na swój dorobek – tyrana, zdobywcy, zabójcy? – i duma nad przyszłością Imperium. Maximus w wyobraźni wraca do ukochanego domu-raju, gdzie czekają na niego żona z synem. To dwie zagubione postacie, nieczujące się dobrze w rolach, które muszą pełnić, niezadowolone z odpowiedzialności spoczywającej na ich barkach. Ta pełna goryczy i smutku rozmowa otrzymuje przepiękną puentę, prośbę Marka Aureliusza, by Maximus „przyniósł starcowi jeszcze jeden koc”. Drobny gest u końca czasów.
- The Social Network: Mark Zuckerberg i Erica Albright – w filmie Davida Finchera bohaterowie wyrzucają z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Otwierająca film scena rozstania Marka z Eriką wprowadza wszystkie tematy, wokół których będziemy krążyć przez cały seans: dumy, ego, klasowości, elitarności, wyścigu szczurów, rewanżu. Tak naprawdę mniejsza o brawurowy tekst napisany przez Aarona Sorkina (za ten jeden scenariusz powinien dostać z pięć Oscarów), o błyskotliwość argumentów i wnikliwość diagnozy. The Social Network to kino gadających głów, w którym słowa nie tyle znaczą, ale przede wszystkim brzmią, stając się kolejnym muzycznym instrumentem. Dyktującym rytm, perfekcyjnie zmontowanym i nastrojonym, zsynchronizowanym z pulsującą ścieżką dźwiękową. To wszystko w arcydziele Finchera składa się na polifonię dźwięków, aranżacji, pisków i tonacji. Symfoniczne cudo.
- Bękarty wojny: Hans Landa i Mr LaPadide – Christoph Waltz zaznacza swoją obecność w wielkim Hollywood, przebojem wchodząc z drzwiami, framugą i całą przylegającą ścianą. Quentin Tarantino tworzy prawdopodobnie swoje scenopisarskie magnum opus. Scena otwierająca Bękarty wojny ma trudną do porównania z czymkolwiek emocjonalną siłę rażenia. Na poziomie dramatycznej tonacji przechodzimy od absurdu i dowcipu, przez suspens i przesadę, do tragedii i cierpienia. W dwóch słowach: mistrzostwo świata.
- Mroczny rycerz: Joker i Batman (przesłuchanie) – Wśród tych wszystkich pościgów, walk, napadów, gonitw, wybuchów, akcji i atrakcji najbardziej zapadła mi w pamięć (i najczęściej do niej wracam) scena przesłuchania Jokera na komisariacie. W trakcie tej sceny niemal bezpośrednio obcujemy z aktorskim popisem i kunsztem Heatha Ledgera (gestykulacja rąk, ekspresyjna i pełna niuansów mimika, zastanawiająca poza). Uwielbiam również zaskakującą oprawę wizualną, polegającą na przeniesieniu ceniących mrok i cień bohaterów do jasnego, ciasnego pomieszczenia. Karty zostają rzucone na stół i nikt nie ma nic do ukrycia. To zarazem niekonwencjonalny i spełniony pomysł inscenizacyjny. Przesłuchanie jest swoistym sercem Mrocznego rycerza i najistotniejszym punktem całej fabuły. Do niego wszystko zmierza i z niego wszystko wynika.
- Milczenie owiec: Hannibal Lecter i Clarice Starling (pierwsza wizyta) – Podejrzewam, że w głowie niejednego widza krąży myśl o ucieczce jeszcze nawet przed momentem, gdy na własne oczy zobaczymy Hannibala Lectera. Jonathan Demme z pomocą ekspresyjnych środków wyrazu (krwistoczerwonego światła, huku zamykanych więziennych krat i dołującej muzyki) buduje niesamowite napięcie i gęsty jak smoła klimat. To jednak tylko przedsmak, bo prawdziwy potwór dopiero przed nami. Sama rozmowa, wygrana na przesadnych zbliżeniach, wzmaga fascynację Lecterem, połączoną z narastającym przerażeniem. Każde słowo Hannibala-kanibala, wypowiadane z niespotykaną precyzją i akcentem, jest ostre jak brzytwa i waży tonę. To była nierówna konfrontacja. Legendarna scena, wyciągnięta prosto z koszmaru.
REKLAMA