SZEŚĆ STÓP POD ZIEMIĄ. „Wielkie oczekiwanie”, czyli wszystko się kończy

W poprzednim odcinku #36: SZEŚĆ STÓP POD ZIEMIĄ. „Wielkie oczekiwanie”, czyli wszystko się kończy
Kiedy telewizja nieśmiało wchodziła w XXI wiek, stacja HBO miała już na swoim koncie takie kultowe dziś produkcje jak Oz, Rodzina Soprano czy Seks w wielkim mieście. Definiowała nimi na nowo produkcje małego ekranu, kształtowała gusta, przełamywała liczne tabu. Tworzyła po prostu prestiżową markę, którą – mimo przynajmniej kilku wpadek – do dziś pozostaje. Wtedy też, w połowie 2001 roku, wyemitowano pierwszy odcinek Sześciu stóp pod ziemią. W mojej recepcji najlepszego serialu w historii telewizji i streamingu.
W zamkniętym w pięciu sezonach i liczącym łącznie 63 odcinki formacie Alan Ball, jego twórca, przedstawił nam historię rodziny Fisherów; mieszkających w Kalifornii właścicieli domu pogrzebowego, którzy po nagłej śmierci głowy rodziny muszą zmierzyć się z codziennymi trudami tego niecodziennego biznesu oraz własnymi życiowymi problemami i napiętymi relacjami rodzinnymi.
„(Don't Fear) The Reaper”
Sześć stóp pod ziemią opowiadało o życiu i strachu przed jego końcem, mierzyło się z ludzką moralnością i ciągłą walką o to, aby pozostać dobrym człowiekiem. Traktowało o szukaniu szczęścia i godzeniu się ze swoimi ograniczeniami. Alan Ball powiedział o swoim serialu, że odnosi się on do siły życiowej starającej się przebić przez cierpienie, żal i depresję.
Był to też serial, który niezwykle odważnie, ale w niesilący się na kontrowersje sposób, mówił o tematach, na które w telewizji konserwatywnej Ameryki nie było miejsca. Jak oczywiście homoseksualność jednego z głównych bohaterów, ale też chociażby fizjologiczność śmierci, problemy ze zdrowiem psychicznym czy życiem w klatce „rodziny z przedmieścia”.
Wszystko to w trudnej do opisania konwencji żonglującej między gorzkim dramatem, obyczajową codziennością a czarną komedią. W akompaniamencie aktorskich popisów, scenariuszowej ekstraklasy, realizacyjnej pomysłowości i wybitnie wykorzystywanych utworów muzycznych.
Serial pochwalić się może kilkudziesięcioma zdobytymi nagrodami, w tym dziewięcioma Emmy. Do dziś figuruje na licznych listach najważniejszych i najbardziej udanych seriali w historii.
„Cold Wind”
O ile całe Sześć stóp pod ziemią uważane jest za jeden z najlepszych seriali w historii, tak jego finałowy odcinek, Wielkie oczekiwanie (Everyone’s Waiting), regularnie wraca w licznych rankingach i plebiscytach dotyczących najbardziej udanych zakończeń formatów telewizyjnych.
Odcinek nie rozpoczyna się – jak poprzednie sześćdziesiąt dwa – od charakterystycznej sekwencji prowadzącej do śmierci bohatera będącego późniejszym klientem domu pogrzebowego Fisherów, ale przewrotnie od narodzin córki Brendy i zmarłego w tym sezonie Nate’a, najstarszego syna Ruth i Nathaniela Fisherów.
W krótkiej, ale niezwykle emocjonującej scenie widzimy poród i problemy z samodzielnym oddychaniem noworodka. Ostatecznie jednak ekran rozświetla plansza z imieniem i nazwiskiem córki Brendy, jej rokiem narodzin, ale – znów w opozycji do poprzednich odcinków – bez daty śmierci.
W kolejnych minutach odcinka obserwujemy, co dzieje się u pozostałych członków rodziny. Ruth pozostaje w szpitalu z Brendą i wnuczką, Claire samotnie stara się pozbierać po stracie brata, David wyprowadza się od partnera i adoptowanych synów, nie mogąc wciąż poradzić sobie z traumami po porwaniu (odcinek To mój pies z czwartego sezonu) i śmierci Nate’a.
W ciągu odcinka bohaterowie mierzą się ze swoimi demonami. Ruth godzi się ze swoją rolą w życiu wnuczek. W metafizycznej scenie snu dochodzi do pojednania Brendy i Nate’a („Kocham to dziecko i zawsze będę”). David odzyskuje wiarę w siebie i postanawia w pełni przejąć rodzinny biznes, zamieszkując ze swoją rodziną w domu Fisherów. Claire podejmuje decyzję o przeprowadzce do Nowego Jorku i zaczęciu kariery fotografki.
Swoistym zwieńczeniem wszystkich wątków jest pożegnalna kolacja Claire. W wyremontowanym przez Davida i Keitha domu Fisherów spotyka się cała rodzina i jej bliscy. Przy wspólnie jedzonym posiłku wspominają Nate’a („najfajniejszy starszy brat, jakiego można było mieć”) i kolejno wznoszą za niego toast.
Pięć lat śledzenia wspólnych losów bohaterów Sześciu stóp pod ziemią dobiega końca, ale widz ma pełne prawo czuć, że żegna się z własną rodziną. Alanowi Ballowi i pozostałym twórcom serialu udało się bowiem stworzyć intymną i ponadczasową więź między odbiorcą a wykreowanymi na ekranie postaciami.
„I Just Want to Celebrate”
Po kolacji w domu Fisherów przechodzimy do finałowej sekwencji serialu i niezaprzeczalnie jednego nie tylko z najbardziej kultowych momentów w historii telewizji, ale też tego najbardziej emocjonalnie angażującego.
Claire żegna się z rodziną na ganku rodzinnego domu tuż przed wyjazdem do Nowego Jorku. Niemal każde wypowiedziane tu zdanie i interakcja przynoszą spełnienie i radość dla tych widzów, którzy dotarli do końca tej drogi. Najpierw dziewczyna prosi brata, aby był szczęśliwy, a ten bez chwili zastanowienia – a wiemy, ile zniósł w trakcie życia – odpowiada, że już jest. Następnie, gdy Claire dziękuje matce, że dała jej życie, ta odpowiada, że to ona dziękuje za to, że ona dała je jej. Co oczywiście pięknie koresponduje z dotychczasowym, wciąż powracającym motywem rozczarowania Ruth jej życiowymi wyborami. Claire żegna się ze szwagrem i bratankami. Wtedy jeden z synów Keitha niewymuszenie nazywa go tatą, a wiemy przecież jakie trudy przeszli David i Keith w trakcie procesu adopcji.
W końcu Claire postanawia zrobić ostatnie zdjęcie swojej rodzinie, a pojawiający się za nią duch Nate’a szepcze jej do ucha najpiękniejszą sentencję w historii tego utkanego z mądrości serialu:
Nie możesz sfotografować tej chwili, już minęła.
„Breathe Me”
Claire wsiada do swojego samochodu, włącza składankę przygotowaną przez Teda i rusza w stronę Nowego Jorku. W tle zaczynamy słyszeć przepiękne „Breathe Me” Sii, Claire jeszcze przez chwilę widzi w bocznym lusterku biegnącego za nią zmarłego Nate’a, ale ten w końcu znika na horyzoncie. Auto Claire wjeżdża na – zdaje się – bezkresną szosę. Droga ta niemal metaforycznie przeplatana jest prześwietlonymi fragmentami przyszłości rodziny Fisherów.
Najpierw widzimy szczęśliwą Ruth prowadzącą z przyjaciółką coś na wzór psiego przedszkola, co jest zupełnie spójne z wcześniej omawianymi planami kobiet. David tłumaczy synowi tajniki pracy w domu pogrzebowym, co każe przypuszczać, że chłopcy mogą przejąć rodzinny biznes podobnie jak David i Nate prowadzili zakład po śmierci ojca. Rodziny Fisherów i Chenowithów świętują urodziny Willi, co z ulgą można przyjąć jako potwierdzenie zachowania ich poprawnych relacji. David i Keith biorą ślub, którego udziela ksiądz wcześniej w serialu negatywnie odnoszący się do homoseksualności Dave’a. Wśród gości znajdziemy Brendę z nowym partnerem, Rico z żoną, z którymi wcześniej David wszedł w konflikt, George’a wciąż obecnego w życiu Ruth.
Następnie twórcy pokazują nam chwilę śmierci Ruth. Przy szpitalnym łóżku towarzyszą jej najbliżsi, kobieta widzi też zmarłego męża, ale odwraca wzrok i odchodzi dopiero, zauważając uśmiechającego się do niej również nieżyjącego już syna. Ruth zmarła w 2025 roku i dożyła 79 lat.
Na pogrzebie zarządzanym oczywiście przez Davida niespodziewanie pojawia się Ted, dawny ukochany Claire. Z kolejnej sceny dowiadujemy się z kolei, że Keith został zastrzelony w trakcie pracy w swojej firmie, Charles Security. Tragedia ma miejsce w 2029 roku, a mężczyzna ginie w wieku 61 lat.
Kolejna sekwencja przynosi nam ślub Claire i Teda. W pierwszym rzędzie na ceremonii widzimy Davida w towarzystwie synów i ich bliskich. Jeden z nich jest w jednopłciowym związku, drugi siedzi u boku ciężarnej partnerki i syna. W dalszych rzędach dostrzec możemy też Brendę.
Następnie widzimy bardzo duży piknik rodzinny. Claire rozmawia przy stole z Brendą. Bardzo już źle wyglądający David obserwuje wnuka grającego w niezobowiązujący football. Nagle dostrzega w nim młodego, przystojnego Keitha. Chłopak uśmiecha się do dziadka, a David umiera. Jest to rok 2044, mężczyzna ma 75 lat.
Kilka lat później, w 2049 roku, umiera też Rico. Mężczyzna ma zawał na luksusowym jachcie. I w wieku 75 lat czyni żonę wdową.
Smutna śmierć spotyka Brendę. Kobieta wciąż wydaje się uzależniona od chorego psychicznie brata, prawdopodobnie odwiedza go w zakładzie dla chorych, wciąż, po tylu dekadach, słuchając o jego fascynacji Claire. W końcu po prostu umiera. To 2051 rok, a Brenda ma 82 lata.
Ostatnia scena antycypacji przenosi nas do domu Claire. Widzimy na jej ścianach liczne pamiątkowe zdjęcia. Te z czasów edukacji, które doskonale znamy z wcześniejszych sezonów serialu, ale też liczne rodzinne fotografie, w końcu zdjęcie młodego, nagiego męża. Claire leży we własnym łóżku. Jest niewidoma. Towarzyszy jej tylko opiekunka. To 2085 rok, a Claire Fisher umiera w imponującym wieku 102 lat.
Jako widzowie wracamy do młodej Claire, wciąż sunącej przez amerykańskie pustkowie. Arcydzieło telewizji dobiega końca, pozostawiając widza z oczami spuchniętymi od łez, ale i poczuciem pełnego katharsis.
Decyzja twórców, aby zakończyć ten wybitny serial tak charakterystycznym dla serii motywem, jakim były białe karty z informacją o śmierci danego bohatera poprzedzone krótkim segmentem o tym, jak do niej doszło, to pomysł iście natchniony. Trudno wyobrazić sobie lepszy finał Sześciu stóp pod ziemią.
Śródtytuły w tekście to tytuły utworów muzycznych (kolejno) Blue Öyster Cult, Arcade Fire, Rare Earth i Sii, które wykorzystane zostały także w serialu.