search
REKLAMA
Ranking

Najbardziej pamiętne… reklamy

Jacek Lubiński

5 stycznia 2016

REKLAMA

klej Atlas – Krzyżacy po przejściach

A jeśli już przy wąchaniu jesteśmy, to i budowlanemu Atlasowi udało się całkiem zgrabnie i bez poczucia zażenowania odwołać nie tyle do atrakcyjnej formy rymowanej (choć to też), co klasyki rodzimej literatury/historii. Alternatywna wersja bitwy pod Grunwaldem, do której tym razem nie doszło dzięki klejowi z symbolicznym bocianem (obecnym na drugim planie) wypada nawet po latach naprawdę dobrze. Zrobienie z rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie ciamajdowatych jegomościów, którzy wymieniają broń na lepiące glazurę wynalazki, to zawsze miód na polskie, skołatane serce. Przerobienie ich pieśni na zachwalającą spełnienie, niezobowiązującą przyśpiewkę także może się podobać, a i czuć w tym wszystkim rozmach godny filmu Aleksandra Forda. Gut gemacht!

 

maszynka Polsilver – sing-along

Hej, a teraz prawdziwy hit dla tych, którzy właśnie się golą! Jeśli ktoś kojarzy jeszcze tę reklamę z okolic 1996 roku, to na pewno pamięta też przyjemną nutkę nostalgii, która po latach jedynie się umocniła. Niby nic specjalnego – jakiś facet postanawia dość ryzykownie ogolić się w rytm akurat lecącej w radiu piosenki, której wydźwięk przy okazji modyfikuje w trakcie. Już sam hit Tadeusza Nalepy odnosi się bezpośrednio do wspomnień. A jeśli przywołać po blisko dwudziestu latach od premiery jasny, niczym niezmącony przekaz reklamy i przyjemne ryło tragicznie zmarłego Waldemara Goszcza, który z charyzmą wciela się w zadowolonego użytkownika Polsilvera (od nieistniejącego już łódzkiego Wizametu), to okazuje się, że mamy do czynienia z rzadkim okazem reklamówki, która nie denerwuje i bez problemu potrafi dotrzeć do grupy docelowej. Tylko tyle i aż tyle.

 

Knorr – zupy i dania do sfixowania

Sproszkowane dzieci dawnych pomysłów Carla Heinricha Knorra znajdziemy przypuszczalnie w każdej polskiej kuchni. Nie dziwi zatem, że kiedy niemiecka marka powróciła na salony naszego kraju na początku lat 90. XX wieku, postanowiono zareklamować ją z pompą. Albo z odpowiednim wyrazem twarzy Andrzeja Grabarczyka, zanim jeszcze na ekrany telewizorów trafił Klan. Już wtedy zrobiono jednak z jego życia nowelę, której nie miał dosyć, bowiem bynajmniej na jednym spocie się nie skończyło. Niemniej w każdym przyszły Jerzy Chojnicki wypadł na tyle przekonująco, że dla niektórych po dziś dzień pozostaje „panem Knorrem” (dobrze, że nie knurem). Abstrahując przy tym od jego filuternego, odwracającego uwagę wąsika i iście kucharskiej aparycji, reklamy te należy zaliczyć do jak najbardziej udanych prób przekonania widza do zakupu. Przyjemna aura, smakowicie wyglądające potrawy, niespieszne tempo oraz nie naprzykrzający się humor (zwłaszcza w poniższym przykładzie) kojarzą się pozytywnie również w obecnej dobie. Chemia, że palce lizać.

 

Energizer – urobiony króliczek

 Na sam koniec istna legenda, kanon (nie mylić z Canonem), gwiazda, bohater i wzór w jednym. Trudno o bardziej rozpoznawalny symbol konkretnej marki niż różowa maskotka baterii. Ba! W całej historii telewizyjnej propagandy nikt nie może się równać temu wyluzowanemu bębniarzowi, jeśli idzie o wpływ na popkulturę i żywot pozaekranowy (sukinkot ma nawet własne hasło w słowniku!). Urodzony w 1989 roku heros wystąpił dotychczas w ponad stu piętnastu reklamówkach i był parodiowany wielokrotnie (m.in. w Hot Shots! 2), co jest o tyle ironiczne, że sam powstał jako parodia również całkiem popularnego zającowatego od konkurencji, firmy Duracell. Co więcej, stał się tak chwytliwym i śmiesznym pomysłem, że bardzo szybko małpował (tak, króliki czasem potrafią małpować!) swoje wcześniejsze występy. Często wchodził w interakcje z innymi ikonami kina i telewizji (jak Darth Vader czy King Kong), a w reklamówkach z nim można wypatrzeć wiele znanych twarzy szoł biznesu.

Przy tak barwnym życiu dziwić może zatem, że uszatego często mylono ze starszym o ponad dekadę kolegą z Duracella, któremu pocisnął na ambicję, a akcje Energizera w końcu zaczęły spadać. Parę lat temu firma rozeszła się zresztą z agencją DDB, która królika wymyśliła. Lecz on sam zdaje się niewzruszony tym faktem, wciąż chodzi i chodzi, i chodzi, i chodzi…

 *

Z pewnością daleki jestem od wyczerpania tematu, zwłaszcza że – parafrazując zajawkę pewnego leku – różni ludzie, różne potrzeby, różne zestawy ********. Dlatego też liczę, że komentarze szybko pójdą w ruch, zanim Frugo mi wyjdzie z lodówki!

korekta: Kornelia Farynowska

TV_off-shutdown2

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA