RÓD SMOKA jest SUPER. Recenzja i podsumowanie całego sezonu

Do poprawy: Tanie szokowanie
Najlepsze – czytaj: początkowe – sezony Gry o tron cechowały się dużym przywiązaniem do przyczyno-skutkowości i wyciągania konsekwencji z zachowań bohaterów. Serial był bardzo dobry tak długo, jak trzymał się surowego realizmu w typie low fantasy. Ród smoka jest utrzymany w podobnym duchu, ale miał kilka momentów, w których poczułam, że logika narracji została zaburzona na poczet efektowności. Przykład? Zamordowanie kochanka Leanora na jego weselu z Rhaenyrą. Criston Cole nie poniósł za swoją zbrodnię żadnych konsekwencji, nie odebrano mu także zaszczytu reprezentowania Gwardii Królewskiej, a przecież bez wyraźnego powodu zabił na oczach wszystkich szlachetnie urodzonego mężczyznę! Domyślamy się, że za rycerzem wstawiła się królowa Alicent, ale ta kwestia nie zostaje nigdy wyjaśniona. Inny przykład? Wielka ucieczka Rhaenys podczas koronacji Aegona. Kiedy ona zdążyła ubrać się w zbroję? W jaki sposób, sama, wykradła smoka będącego pod strażą? Dlaczego bez skrupułów rozdeptała biedaków, ale kiedy miała okazję w jednej chwili zapobiec wybuchowi wojny – nagle tknęło ją sumienie i nie spaliła Zielonych? Zgoda, scena była epicka (pomijając słabe CGI, o którym pisałam wyżej), ale w gruncie rzeczy pozbawiona logiki. Również cała akcja unieszkodliwienia Karmiciela Krabów prezentowała się bardzo naiwnie z czysto militarnego punktu widzenia i budziła skojarzenia raczej z kinem superbohaterskim niż z dobrą sekwencją wojenną. Mam nadzieję, że takich widowiskowych, ale bzdurnych scen będziemy otrzymywać jak najmniej.
Do pokochania: Królowa Alicent
Najbardziej zniuansowana psychologicznie postać w całym serialu. Uwielbiam to, jak scenarzyści rozwinęli wątek Alicent, która w książkach Martina była dużo bardziej jednowymiarową postacią, wpisującą się w utarty schemat złej macochy. W Rodzie smoka Alicent jest niewolnicą roli narzuconej jej przez ojca i społeczeństwo, która mimo wszystko stara się wpływać na los swój i dzieci. Grzeczna, posłuszna dziewczynka wyrasta na tłumiącą swoje uczucia i emocje kobietę. Jako nastolatka dawała upust lękowi i złości, kalecząc skórki od paznokci, jako dorosła miewa ataki histerii i rozpaczy, kiedy maska ułożonej osoby zaczyna pękać. Niby jest ważną figurą w państwie, ale po śmierci męża boleśnie uświadamia sobie, że w świecie rządzonym przez mężczyzn nikt nigdy nie będzie się z nią tak naprawdę liczył i może jedynie pośrednio wpływać na swojego króla-syna oraz namiestnika-ojca. Trochę zazdrości Rhaenyrze jej dzikiej natury, trochę jest zła o to, że przyjaciółka z dzieciństwa ma odwagę sięgać po rzeczy, które Alicent zostały odebrane już w młodości, w chwili wydania za starego króla (swobodę, przyjemność fizyczną). W ostatnim odcinku próbowała przemówić do serca Rhaenyry i zapobiec wojnie, co skutecznie udaremnił jej syn Aemond chwilę później. Znów pochwały należą się obu aktorkom wcielającym się w Alicent: Emilii Carey i Olivii Cooke.
Do poprawy: Larys Strong, lord Szpotawa Stopa
Larys Strong jako następca lorda Varysa i Littlefingera jest dla mnie nieco zbyt groteskowy, przejaskrawiony: nie pasuje do opowieści utrzymanej w klimacie brutalnego realizmu. Typ już na pierwszy rzut oka wydaje się podejrzany, a jego dojście do wysokiej pozycji jest mało przekonujące. Kiedy Larys wymordował całą swoją rodzinę i przedstawił to Alicent jako dar oraz dowód lojalności, to na miejscu królowej od razu doszłabym do wniosku, że to człowiek szalony i potencjalnie niebezpieczny, działający z subtelnością słonia w składzie porcelany. Już po tej pierwszej akcji Alicent powinna zlecić potajemnie zabicie Larysa, zamiast obdarzać go specjalnymi względami. I jakiego konkretnie haka na królową ma lord Szpotawa Stopa, że musi mu ona pokazywać swoje nagie kończyny dolne, by w ogóle dostać od niego informacje?! To ona jest w pozycji władzy i to on powinien dawać jej przysługi w celu przypodobania się, nie na odwrót.
Do pokochania: Kostiumy i charakteryzacja
Ród smoka zachwyca całą swoją warstwą realizacyjną i zdjęciami (z pominięciem niedociągnięć CGI, o których pisałam wyżej). Szczególną uwagę chciałabym jednak zwrócić na wygląd postaci. Kostiumy wyglądają przepięknie, dużo mówią także o noszących je osobach (np. o przynależności do danego rodu, statusie, sympatiach politycznych). Czuć potęgę i bogactwo rodu Targaryenów. Charakteryzatorzy również odwalili kawał dobrej roboty, upodabniając młodsze i starsze wersje głównych bohaterek do siebie czy kreując kolejne stadia choroby na obliczu Viserysa. To takie detale decydują o realizmie przedstawionego świata. Kostiumografowie z Pierścieni Władzy powinni obejrzeć serial konkurencji i porobić notatki: może w drugim sezonie nie ubiorą swoich bohaterów w ciuchy, które wyglądają jak poliestrowe, karnawałowe przebrania wygrzebane z magazynów Amazonu.
Do poprawy: Otto Hightower
To jeszcze nie jest godny następca Tywina Lannistera. Na razie Otto Hightower to dla mnie postać nieco zagadkowa, ale i papierowa. Co właściwie napędza jego knowania i ambicje? Skąd tak silna determinacja do posadzenia swoich potomków na tronie? Czy to jego inicjatywa, czy jest tylko pionkiem w grze swojego rodu, a może i Cytadeli? Mało wiemy o Ottonie jako o człowieku i ojcu. Nie dostaliśmy głębszego wglądu w jego psychikę. Rhys Ifans nadał jednak swojej postaci na tyle dużo powściągliwej charyzmy, że jego obecność na ekranie nie nużyła i rozbudziła ciekawość na więcej w kolejnych sezonach.
Do pokochania: Wątki i postaci z drugiego i trzeciego planu
Twórcy mają duży talent do zarysowywania charakteru danej postaci w zaledwie kilku krótkich scenach. Wielokrotnie chciałoby się, żeby pokazali nam więcej z życia tych bohaterów, którzy pojawili się tylko na chwilę, by szybko umrzeć albo przemykać gdzieś na trzecim planie. Chciałabym zobaczyć np. rozwój romansu Harwina Stronga i Rhaenyry, bo ich kilka wspólnych scen wystarczyło, by oddać ich wzajemną czułość i przywiązanie, a także zaprezentować kochanka księżniczki jako oddanego ojca i opiekuna swojej ukrytej rodziny. Każde pojawienie się Helaeny-Kasandry było intrygujące i budziło niepokój. Laena w swoim krótkim epizodzie również zdążyła wzbudzić sympatię, a na końcu współczucie ze względu na swoją straszną śmierć. W skrócie: nie tylko pierwszy, ale też drugi i trzeci plan Rodu smoka zaludniają pełnokrwiste postacie.
Do poprawy: Dziury i dziurki fabularne
Ten punkt łączy się z zarzutem o tanie szokowanie. Twórcy nie bazują na tak bogatym materiale powieściowym, jaki stanowiła Pieśń Lodu i Ognia dla Gry o tron, dlatego wiele wątków muszą rozpisywać sami. Nie jest to w rezultacie serial tak silnie przywiązany do detalu i realizmu, jak pierwsze sezony GOT, co niekoniecznie stanowi wadę, po prostu zaznacza pewną różnicę między obiema produkcjami. W rezultacie jednak otrzymaliśmy kilka wątków, które po głębszym zastanowieniu się nad nimi… nie kleją się w sensowną całość. Na przykład wątek sfingowanej śmierci i ucieczki Laenora. Jakim cudem rodzona matka nie rozpoznała, że tylko częściowo nadpalone ciało zabitego mężczyzny nie należy do jej syna? Obaj mieli inny odcień skóry, inną budowę ciała, zapewne i własne znaki charakterystyczne. Zamordowanie niewinnego człowieka, by pomóc mężowi, nie robi też z Rhaenyry szczególnie szlachetnej osoby… Na szczęście takich zgrzytów w całości było niedużo.
Do pokochania: Styl szekspirowskiej tragedii
Sukcesja w świecie fantasy – takie skojarzenia z Rodem smoka miało wielu komentujących. Mnie oprócz tego serial skojarzył się z teatrem, z dylematami godnymi antycznych bohaterów lub rozterkami szekspirowskich postaci. W tym miejscu warto pochwalić showrunnerów, którzy znacznie zniuansowali książkowy pierwowzór. W Ogniu i krwi opis wydarzeń był oszczędny i często sugerujący stronniczość narratora, bo to książka stylizowana na kronikę historyczną o dziejach rodu Targaryenów. Scenarzyści dobrze wykorzystali ten szkielet. Bazując na nim, dodali swoim postaciom głębi. W zasadzie każdy z bohaterów ma swoje racje, wady i zalety, nie ma stron jednoznacznie złych i dobrych. Ród smoka jest też w swojej tonacji dużo poważniejszy od Gry o tron, w której wątki komediowe wprowadzał chociażby Tyrion.
Do poprawienia: Tempo narracji
Pewną trudność w odbiorze pierwszego sezonu stanowiły przeskoki czasowe. Krytyczny był ten, który nastąpił między piątym a szóstym odcinkiem – podmiana głównych aktorek w połączeniu z przeskokiem aż o dziesięć lat sprawiły, że w połowie serialu otrzymaliśmy de facto restart całej opowieści. Być może dobrą decyzją byłoby wydłużenie całego sezonu do kilkunastu odcinków, zgodnie z pierwotnymi założeniami showrunnerów – wtedy wiele wątków miałoby szansę lepiej wybrzmieć, a z niektórymi postaciami moglibyśmy dłużej pobyć. Ja kupiłam tę konwencję, ale rozumiem widzów, którzy mogli się poczuć wytrąceni z fabuły takim skakaniem po wydarzeniach. Na szczęście w kolejnych sezonach takich przeskoków najpewniej nie dostaniemy już wcale. Obejrzeliśmy rozpiętą na kilkadziesiąt lat akcji genezę wojny, a od teraz będziemy już obserwować jej przebieg. Wydarzenia w kolejnych sezonach będą postępować dużo szybciej.
Do pokochania: Wątki kobiece
Martin jak mało który mężczyzna potrafi opowiadać o kobietach, a Ród smoka jeszcze wymowniej niż Gra o tron portretuje kobiece doświadczenie osadzone w realiach historycznych. Porody, poronienia i macierzyństwo stanowią tutaj istotne wydarzenia fabularne, jest to fantasy skupione na uczuciach i relacjach mocniej niż na wojnach i awanturach (jeszcze). Czuć wyraźnie, że w ekipie scenopisarskiej i reżyserskiej dużą grupę stanowiły twórczynie. Ród smoka pokazuje, jak tworzyć dobrą produkcję kostiumową z kobietami w rolach głównych. Rhaenyra to nie bezwzględny Superman z cyckami w typie Wonder Woman, a Alicent to nie wiecznie nieszczęśliwa ofiara patriarchatu – obie są wyrazistymi indywidualnościami, a ich płeć jest istotnym elementem ich doświadczenia, ważną składową ich osobowości, a nie tylko uatrakcyjniającym je atrybutem. Żadna nie wpada w schematy i stereotypy przedstawiania kobiet w popkulturze. Zresztą i pozostałe bohaterki są wyraziste i ciekawe: dumna Rhaenys, marzycielska Helaena, tajemnicza Biały Robak…
A jak wam podobał się Ród smoka? Piszcie w komentarzach!