search
REKLAMA
Ranking

W ŚWIECIE MASZYN. Najlepsze filmowe roboty

Jacek Lubiński

30 lipca 2017

REKLAMA

Choć te najprostsze formy elektronicznego życia są już z nami od jakiegoś czasu, wciąż dążymy do stworzenia bardziej zaawansowanych maszyn, które będą mogły zastępować nas w ryzykownych pracach, przy nadmiernym wysiłku, w niebezpiecznych miejscach. Inspiracji szukamy oczywiście w kulturze, gdzie największe wrażenie robią wymysły dużego ekranu, dawno już oswojonego z wizją blaszanego niewolnika. W ponad stuletniej historii dziesiątej muzy trochę się ich nazbierało, zatem jest w czym wybierać. Oto piętnaście najlepszych i/lub najfajniejszych robotów filmowych – przy założeniu, że skupiamy się de facto na robotach, a nie na znacznie bardziej zaawansowanych androidach o typowo ludzkich cechach oraz powłoce, ani tym bardziej na sztucznej inteligencji zamkniętej w twardych dyskach komputerów pokładowych. A żeby jeszcze bardziej ułatwić sobie sprawę, stawiamy na jasną stronę mocy i olewamy seriale.

AMEE

Czerwona planeta

Miało być bez złych robotów, ale w końcu trudno w pełni uznać za takowy Autonomous Mapping Evaluation and Evasion, czyli Autonomiczne mapowanie ewaluacji i uniku (lub, jak twierdzą polskie napisy, Automat Maszerujący do Eksploracji i Eskorty). Posiadająca zdecydowanie żeńskie programowanie AMEE jest w zamierzeniu dosłownie pomocną dłonią razy cztery – wiernym psem, który został niestety zdradzony. Sama w sobie pozostaje niezwykle realistycznym, dającym się lubić stworzeniem. Zwiadowcą wyładowanym po brzegi techniką i potrafiącym walczyć do końca, ale broni jako takiej nie posiadającego. Ot, najlepszy mechaniczny przyjaciel człowieka, przynajmniej do pierwszego zwarcia…

Atom

Giganci ze stali

Przykład pancerza bez ducha w środku. Atom ma bowiem tylko jedno zadanie – imitować bokserskie ruchy i przyjmować ciosy na klatę. Cała reszta jest już na tak zwanego pilota, co niejako z automatu wpisuje Atoma bardziej na listę gwiazdkowych prezentów niż świadomych swej egzystencji robotów. Jest w nim jednak jakiś bliżej nieokreślony ludzki pierwiastek, który sprawia, że nie tylko nie da się go nie lubić, ale też trudno stawiać go na równi z latarką oraz konsolą Playstation.

Baymax

Wielka Szóstka

Ten robot o czysto medycznym przeznaczeniu na pierwszy rzut oka przypomina raczej ogromny balon do zabawy niż jakąkolwiek inteligencję. Paradoksalnie jednak staje się najlepszym bohaterem całego filmu, swą olbrzymią naturalnością i właśnie tą innością formy zostawiając wszelkie postaci ludzkie daleko z tyłu. Rzecz jasna spora w tym zasługa słabego scenariusza i banalnej intrygi, ale też i Baymax to najzwyczajniej w świecie pomysł w dechę, którego aż chciałoby się doczekać w realnym świecie. Podejrzewam, że również i ten potrafiłby rozjaśnić swoją osobowością.

Chappie

Chappie

Czapi daje ci pewność, że twój pies… nie, wróć! Chappie to trochę takie dziecko wojny i slumsów, o czym dobrze świadczy jego wygląd gangstera. W środku to jednak naiwne, ciekawe świata dziecko, które chce jedynie dobrze. Powstały w wyniku – a jakże! – przypadku, współczesny Pinokio i zarazem monstrum Frankensteina to generalnie swój chłop, którego chciałoby się przytulić – zwłaszcza gdy kładzie po sobie swoje uszko-antenki. Można go też sobie odpowiednio wychować, aby służył i chronił. Z założenia to wszak robot policyjny, czyli zewnętrznie twardy typ.

Gort

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (1951)

Jeden z przykładów, że i na innych planetach potrafią robić efektowne roboty (pomijając już fakt, że to po prostu koleś pokryty farbą, co w oryginale jest aż nadto widoczne). Gort co prawda nie jest duszą towarzystwa, a gdy otworzy „oko”, to nic, tylko uciekać, ile sił w nogach. Ale jest niezwykle posłuszny, wierny i, mimo wszystko, działa w dobrej wierze. Trudno oczywiście jednoznacznie stwierdzić, czy za tą metalową powłoką kryje się coś więcej niż tylko bezmyślny chłopiec na posyłki, lecz czasem to właśnie takiego najlepiej jest mieć pod ręką.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA