search
REKLAMA
Archiwum

NIEŚMIERTELNI, NIEZNISZCZALNI…

Adam Łudzeń

8 października 2018

REKLAMA

Odsłona druga – ci źli

Z kolei w tych osobistościach drzemie mniejsze lub większe zło, napędzające ich do bezlitosnego działania…

Jason Voorhees

seria Piątek Trzynastego

Nie jest zwyczajnym mordercą. Spośród całej masy innych “killerów”, wyróżnia go posiadanie niesamowitego daru. Jak pewnie zdążyliście się domyślić po tytule niniejszego artykułu – nie można go zabić. Jason zaczyna mordować od drugiej części Piątku Trzynastego. W pierwszej bowiem zabija jego matka, o czym oczywiście nikt nie wie, a sam Jason pojawia się tylko przez chwilę, jako mały chłopiec tonący w jeziorze. W trzeciej części serii przyodziewa słynną maskę hokejową i bierze maczetę do ręki – te dwa elementy staną się nieodłącznymi atrybutami Voorheesa. W czwartej odsłonie Jason zostaje zabity własną bronią – maczeta przeszywa jego głowę… W kolejnej części morduje naśladowca… Wydawałoby się, że to koniec legendarnego mordercy krążącego w okolicach obozu kempingowego Crystal Lake. A jednak nie… bo oto nadciąga część szósta, Jason Lives – morderca rażony prądem powstaje z grobu, przyodziewa swoją ulubioną maskę, bierze maczetę do ręki i ponownie zaczyna się rzeź. Od tego odcinka serii, Jason uznawany jest za żyjącego trupa, coś w rodzaju zombie, który nie musi się żywić ludzkim mięsem – siłą napędową jego “życia” jest mordowanie niewinnej młodzieży – i nie tylko młodzieży. Powstało 11 filmów, w których występuje postać Jasona Voorheesa. Morderca był już “zabijany” na różne sposoby – m.in. przebijany różnymi ostrzami, topiony, przywalany zgliszczami, rażony prądem…

Zawsze jednak albo powstaje z grobu, albo wyłania się z jeziora Crystal Lake. Pozostawiony w spokoju nie sieje zamieszania i spokojnie spoczywa “udając” martwego, jednak filmowa konwencja ciągnięcia serii zmusza go do kolejnych krwawych pochodów, pełnych niewinnych ofiar. Nie pomogło nawet wysadzenie Jasona w dziewiątej części cyklu. Jego wciąż bijące serce zjada koroner i w nim właśnie zamieszkuje duch Jasona, który na końcu, wśród domków Crystal Lake, i tak reinkarnuje się do znanej wszystkim, barczystej postaci. Morderca doskonały – i do tego niezniszczalny. Reinkarnacja napisałem? A i owszem – coś w tym jest. W filmie Freddy vs. Jason Krueger wbija ostrza w oczy Voorheesa. Jednak oczy za chwilę ponownie są na swoim miejscu. Ale odcięte przez Freddy’ego palce już nie powracają na swoje miejsce, co widać po końcowym wyłonieniu się z wody Jasona. Czyżby niekonsekwencja twórców? Uwaga! Jasona do tej pory nikomu nie udało się zabić! Przez wszystkie filmy z jego udziałem morderca wciąż powraca, a w chronologicznie ostatniej (Jason X) mamy zapowiedź kolejnego powrotu… Cóż, skoro nic nie pomaga, a Jason wciąż powraca i się reinkarnuje na różne sposoby, może by tak zniszczyć jego wciąż bijące serce, które wydaje się kluczem do wiecznego życia tego lubianego w niektórych kręgach psychola? Bohaterzy ewentualnych, kolejnych odsłon Piątków Trzynastego – pomyślcie nad tym. Warto spróbować w przeciwieństwie do innych metod, takich jak spalanie, miażdżenie, rozsadzanie czy ćwiartowanie – wierzcie mi, to nic nie da.

Freddy Krueger

seria Koszmar z Ulicy Wiązów

To imię i nazwisko jest znane chyba wszystkim kinomanom. Postać poparzonego mordercy dzieci z tytułowej Ulicy Wiązów, z kapeluszem na głowie i z rękawicą naszpikowaną zabójczymi ostrzami. Krueger został przez sądową pomyłkę oczyszczony z zarzutów, ale rodzice nie wybaczają i przychodzą zlinczować Freda. Po latach Krueger powraca. Jednak już nie w postaci ludzkiej. Powraca w snach. Jeszcze gorszy, jeszcze bardziej morderczy. W tych snach kocha torturować i męczyć “swoje dzieci” z Ulicy Wiązów. Nie byłoby w tym nic strasznego – ot, zwykłe koszmary, jednak problem tkwi w tym, iż osoby zabite przez Kruegera we śnie, giną naprawdę… Obrona wydaje się prosta – nie zasypiać. Ale każdy kiedyś cholera musi spać. Jako że Freddy Krueger istnieje tak naprawdę w snach – jest teoretycznie niezniszczalny. Sny to jego świat, którym rządzi, który może dowolnie modyfikować i w którym nikt nie da rady go zabić. A jako że już od dawna nie żyje – jest również w pewien sposób nieśmiertelny. Ale nie do końca, bowiem istnieją dwa “sposoby” na pokonanie go. Jednym z nich jest “wyciągnięcie” Freddy’ego ze snu do realnego świata, w którym już nie będzie niepokonany – odczuje każdą ranę i w realnej rzeczywistości będzie bezbronny. Ale nawet gdy uda się po zabić w prawdziwym świecie – Fred znów powróci w snach… i taki schemat zdarzał się przecież w kilku częściach serii. Pozostaje więc zapomnieć. Nie wymawiać imienia, wymazać postać Kruegera z pamięci, wtedy nikogo nie będzie męczył w objęciach Morfeusza…

Tak właśnie czynią rodzice z Elm Street, broniąc swoich pociech przed legendą i nie wspominając o niej ani słowem. Absolutna cisza w temacie. Sami natomiast biorą specjalne tabletki, dzięki którym nie miewają snów – idealne rozwiązanie! Ale konwencja serii to konwencja serii – zawsze znajdzie się ktoś, kto sobie przypomni Kruegera, zawsze znajdzie się ktoś, kto puści przysłowiową “parę z gęby”. I nasz senny psychol powraca. Raz zdarzyło się, że był w tak beznadziejnej sytuacji (o dziwo – nikt nie chciał sobie o nim przypomnieć – a to dranie), że musiał wykorzystać Jasona Voorheesa do pomocy. Co oczywiście zaowocowało powstaniem filmu Freddy vs. Jason – będącego jednocześnie ósmą odsłoną Koszmaru z Ulicy Wiązów i jedenastą częścią Piątku Trzynastego. Freddy Krueger to bez wątpienia postać-klasyk nieśmiertelności i niezniszczalności. Bądźcie pewni, że powróci jeszcze nie raz. Nie ma żadnego pewnego sposobu aby go uśmiercić raz na zawsze! Gdy go spotkacie we śnie – dajecie nogę i modlicie się, by jak najszybciej ktoś was obudził. A potem tabletki likwidujące sny. Innego sposobu nie ma. Chyba że pokusicie się – podobnie jak filmowi bohaterowie – o wyciągnięcie Freda do realnego świata. Ale nawet gdy go “uśmiercicie” w naszej rzeczywistości – nic to w sumie nie da, bo “oni” zawsze wracają…

Michael Myers

seria Halloween

“Ten chłopiec ma w sobie niewyobrażalne zło, ma w sobie diabła”

Tak mówił o Myersie jego lekarz-psychiatra, doktor Loomis. Bo cóż innego można powiedzieć o kilkuletnim chłopcu, który w noc Halloween bierze do ręki wielki, kuchenny nóż i zaczyna bez powodu mordować? Zabija jedną siostrę i obsesyjnie chce dopaść drugą. Nie udaje mu się, zostaje przewieziony do zakładu psychiatrycznego. Po wielu latach ucieka i chce do końca zrealizować swój plan. W rolę dzielnej, walczącej z bratem siostry wcieliła się Jamie Lee Curtis, a sam Michael Myers zostaje zabity w pierwszej części filmu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, Myers byłby kolejnym psycholem z nożem w ręku, gdyby nie fakt, że powstało 7 kolejnych odsłon “Halloween”. Jako rasowy “niezniszczalno-nieśmiertelny”, Myers wciąż powraca (pomińmy może trzecią część cyklu, która ma z resztą niewiele wspólnego). Zawsze udaje mu się przeżyć mimo licznych ran kłuto-szarpano-ciętych, i nie tylko. W tym gościu naprawdę drzemie zło… Zło, które nie pozwala mu umrzeć. Nawet nie pomaga ścięcie głowy przez Jamie Lee Curtis (czyżby oglądała Nieśmiertelnego?) w siódmej części serii (Halloween: 20 Lat Później). Bo w prologu ósmej odsłony okazuje się, że Myers nagle ożył, znokautował koronera i przebrał go w swoją słynną maskę. Tak więc siostrzyczka ścięła główkę zupełnie niewinnej osobie…

A tymczasem Michael znów powraca by ją zabić – i tym razem mu się udaje. W końcu… gratulacje panie Myers. Tak więc Jamie Lee Curtis w kolejnych częściach Halloween nie uświadczymy, chyba że twórcy ją ożywią i stworzą kolejną nieśmiertelną postać, heh. Niekonsekwencją twórców jest fakt, iż morderca osiągnął cel, a jednak dalej zabija. Mógłby wreszcie zasłużenie odejść na emeryturę… niestety – praca czeka, bo twórcy nikogo nie oszukają końcową sceną Halloween: Resurrection, gdzie dwójka bohaterów “uśmierca” Michaela. Kolejna odsłona cyklu będzie – to niemal pewne jak w banku. Strzeżcie się Amerykanie swojego święta zmarłych… Michael Myers czuwa i jest zawsze gotowy do akcji. I niech wam się nie wydaje, że możecie go zabić – bo skoro nawet Jamie Lee Curtis się nie udało, to któż inny da radę…

Candyman

seria Candyman

Tytułowy Candyman był niegdyś czarnoskórym niewolnikiem, który zakochał się w córce swego pana. Srogo przyszło mu za to zapłacić, gdy ten dowiedział się o zakazanym romansie… Niewolnik został zlinczowany – oblany miodem zginął od ukąszenia afrykańskich pszczół, dodatkowo pozbawiono go jednej dłoni. Po latach powraca. Stań przed lustrem i wypowiedz pięć razy jego imię – wtedy powróci, by się zemścić. Z każdej jego rany wydobywa się rój wściekłych pszczół, a na miejscu odciętej dłoni figuruje ostry hak. Powraca w trzech częściach filmu, jednak dopiero w ostatniej sprytna główna bohaterka znajduje sposób, by “uśmiercić” Candymana. Wystarczy zapomnieć legendę, ludzie nie będą pamiętać imienia i Candyman przestanie istnieć. Do czasu, gdy ktoś sobie w jakiś sposób nie przypomni… Wtedy powrót mordercy mamy gwarantowany – podobnie jak z Freddym Kruegerem w serii Koszmar z Ulicy Wiązów. Zatem Candyman to rasowa, klasyczna, nieśmiertelna postać, której nie da się w zabić w żaden konkretny sposób. Spróbujcie sami coś wymyślić… trudno, prawda?

Pinhead

seria Hellraiser (Wysłannik Piekieł)

Skoro machina znanych, kultowych i cenionych postaci z klasycznych horrorów ruszyła – nie zapomnijmy o serii Hellraiser i o tytułowych wysłannikach piekieł – Cenobitach. Tak naprawdę raniąc je sprawiamy im tylko radość i zwyczajną satysfakcję – wszak Pinheada i jego podopiecznych bawi właśnie ból, który jest zarazem filozofią ich egzystencji. Wspomniany Pinhead, ikona horroru z głową nafaszerowaną gwoździami, to główna postać całej, wciąż rozrastającej się serii. Mimo, iż towarzyszący mu w kolejnych częściach Cenobici (Cenobity?) zmieniają się niczym kolejni partnerzy przy boku rozkapryszonej nastolatki – on jeden pozostaje niezmiennym przywódcą. To numer jeden wśród piekielnych sługusów, mający jednak kilka słabych stron. Odesłać w piekielne czeluście może go oczywiście tylko i wyłącznie słynna kostka. Ale tylko odesłać… (gorzej, jeśli kostka dostanie się w ręce Pinheada…). Natomiast w samym piekle Pinhead został pokonany przez innego Cenobita (druga część filmu), gdy – przypominając sobie kim był kiedyś – zaczął tracić swoją moc… A jednak nie zginął – o czym świadczą kolejne części filmu, bynajmniej nie będące w większości prequelami. Tak naprawdę jedyny sposób na całkowite zniszczenie Pinheada znalazł potomek twórcy kostki. Przy pomocy wielkiej stacji kosmicznej, zbudowanej na wzór charakterystycznego sześcianu, oraz dzięki odpowiedniej strudze światła zgładza ostatecznie dość upierdliwego Cenobita… Ostatecznie…? Nie wiem jak Wy, ale ja w to nie wierzę.

Lord Himuro Gemma

anime Ninja Scroll

Największy przeciwnik głównego bohatera tego jakże wspaniałego anime. Jubei niegdyś ściął Himuro Gemmie głowę, jednak wtedy jeszcze nie wiedział o jego zdolności reinkarnacji. Dzięki temu Gemma stał się prawdziwym demonem. Jego reinkarnacja jest nie do przezwyciężenia. Jubei odcina demonowi rękę – a ta za chwilę wraca na swoje miejsce. Nie pomaga zmiażdżenie (dosłownie) twarzy, gdyż ta po chwili nabiera pierwotnych kształtów. Rozcięcie Gemmy na pół jest również pomysłem chybionym. Zatem jak zabić takiego przeciwnika? I tutaj mamy haczyk. To, że jest niezniszczalny nie oznacza, że jest również nieśmiertelny. Nie jest powiedziane, że Lord Himuro Gemma nie starzeje się wcale – zatem mija kilkadziesiąt lat i śmierć nadchodzi sama. Na statku demon zostaje pokonany przez własną chciwość – zalewa go roztopione ogniem złoto. Pokryty tym jakże cennym pierwiastkiem Gemma, ląduje na dnie morza. Pewnie tam doczeka wspomnianej wyżej starości i umrze w spokoju, w dodatku będąc bogatym! Ale uwaga! Demon może w każdej chwili wrócić, gdy tylko znajdzie jakiś sposób, by uwolnić się ze złotego “więzienia”! Wtedy znów będzie nękał prawych, dobrych bohaterów. Aż do śmierci… chyba, że i na niezwyciężoną starość znajdzie jakiś sposób – w świecie czarów i demonów wydaje się to nie być żadną utopią.

T-1000

Terminator 2: Dzień Sądu

Zapewne niektórych zdziwi, że w swoim małym rankingu niezniszczalnych i nieśmiertelnych “ulubieńców” ująłem robota… No ale cóż – nawet roboty wiodą pewnego rodzaju “życie”, które podobnie jak ludzkie – z czasem dobiega końca. Robot (lub android) kojarzy się zawsze z pewnego rodzaju kupą złomu. To, co udało się stworzyć i zbudować człowiekowi można również zniszczyć. Ale T-1000 to zupełnie inny model. Jedna z najbardziej oryginalnych postaci filmowych, bo znajdźcie proszę inną produkcję, gdzie mamy postać zbudowaną z płynnego metalu, mogącą dowolnie się “modyfikować” i obierać różne kształty. W tym właśnie tkwi niesamowitość T-1000, w którego rolę genialnie wcielił się Robert Patrick. Jak zniszczyć coś, co po zamrożeniu i roztrzaskaniu na setki kawałków z powrotem się “składa”? Jak zniszczyć coś, co dzielnie przyjmuje na siebie kule z broni palnej czy ostrza broni białej, po czym wypełnia powstałe luki ciekłym metalem – substancją, z której jest zbudowane…? Sarah Connor wpada jednak na pomysł (a do końca realizuje go sam Schwarzenegger, czyli model T-800). Gorąca surówka w hucie metali rozwiązuje problem. Nawet tak wspaniały, płynny metal będący “ciałem” T-1000 nie wytrzymuje niesamowicie wysokiej temperatury. Choć już wcześniej pojawiały się nadzieje na zniszczenie robota, gdy pokazano jego usterki (tylko w wersji reżyserskiej filmu!) po ponownym “złożeniu się” (po zamrożeniu i roztrzaskaniu). Ale pomyślcie tylko – gdyby tak ów metal udoskonalić i uodpornić na każdą, nawet najbardziej krytyczną temperaturę – byłoby ciekawie… i zarazem nieciekawie dla tych “dobrych”.

Agent Smith

trylogia Matrix

Skoro jest robot – dlaczego by nie wymienić innej, sztucznie wytworzonej postaci. Agent Smith – czarny charakter trzech części Matrixa. Agent komputerowego systemu, wirtualna postać, której jeszcze nikomu nie udało się pokonać – nie mówiąc o całkowitym zniszczeniu… Smith nie jest jedynym agentem, ale na pewno najgroźniejszym ze wszystkich. Nie dość, że potrafi się wcielać w każdą postać podłączoną do Matrixa, to jeszcze “zabity” za chwilę powraca… zastępując inną systemową “osobę”. Zniszczyć agenta może tylko i wyłącznie Wybraniec, czyli filmowy Neo (Keanu Reeves) – co z pozoru udaje się w pierwszej części filmu. Ale Smith nie daje za wygraną – w Reaktywacji powraca jeszcze groźniejszy, z możliwością powielania swojej osoby, niczym wirus. Wyzwolony i już niezależny od Matrixa, staje się zagrożeniem nie tylko dla garstki ocalałych ludzi, ale także dla maszyn i stworzonej przez nie wirtualnej rzeczywistości. Nadchodzą Rewolucje i końcowy pojedynek Smitha z Wybrańcem. Bowiem legenda nadal jest aktualna i tylko ten Jedyny może zniszczyć agenta (czy raczej byłego agenta). I tak właśnie się dzieje, ale czy na pewno Smith został całkowicie zniszczony? Gwarancji nie ma i jestem niemal pewny, że gdyby bracia Wachowscy zdecydowali się nakręcić kolejną część Matrixa – nie zabrakło by w niej tak lubianej przez niektórych postaci Smitha, w którą nota bene rewelacyjnie wcielił się Hugo Weaving.

Scorpion

seria Mortal Kombat

Może już na początku trzeba wyjaśnić, że większość wojowników Zaświatów w Mortal Kombat to różnego rodzaju potwory, postacie z nadnaturalnymi zdolnościami, roboty, czarnoksiężnicy, bogowie itp. itd. A wśród nich Scorpion – zdecydowanie jedna z najciekawszych postaci całej mitologii i jednocześnie ulubieniec samych twórców gry komputerowej (a właściwie całej serii gier). Jego brak w filmowej adaptacji byłby niewybaczalnym grzechem popełnionym przez producentów i samego reżysera. To wojownik ninja w żółtym wdzianku, co jest odwzorowaniem żywiołu, nad którym częściowo panuje (ogień). Dodatkowym atutem jest posiadanie w dłoni słynnego “sznurowadła”, możliwość teleportacji oraz fakt, że Scorpion jest w Zaświatach panem piekła. Piekła, do którego zawsze trafia po rzekomej “śmierci”, by po jakimś czasie powrócić i wziąć udział w kolejnej edycji turnieju Mortal Kombat. To wyjaśnienie powinno szczególnie zadowolić zdezorientowanych drugą częścią filmu (Annihilation), gdzie Scorpion pojawia się ponownie – nie wiadomo skąd i dlaczego… Ciężko zabić kogoś, kto już praktycznie nie żyje, a po zdjęciu maski imitującej ludzką skórę – zieje ogniem wydobywającym się z trupiej czaszki… Scorpion zawsze był, jest i będzie jedną z głównych postaci mitologii Mortal Kombat. Wspólnie z innym wojownikiem ninja – Sub-Zero – jest swoistą wizytówką kultowego tytułu. Nawet w serialu (Mortal Kombat Conquest) poświęcono mu całkiem sporo miejsca. W zapowiedzianej, trzeciej części filmu, nie może zabraknąć tej postaci… Bo bez Scorpiona będzie po prostu nieciekawie

REKLAMA