search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

MARTWY I POGRZEBANY (1981). Trupi oddech

Krzysztof Walecki

7 czerwca 2019

REKLAMA

Scenariusz Ronalda Shusetta i Dana O’Bannona, którzy zasłynęli tekstem do pierwszego Obcego, mnoży akty okrucieństwa, przerywając je kolejnymi odkryciami szeryfa. Z jednej strony morderstwa są wyjątkowo brutalne, a z każdym kolejnym coraz bardziej makabryczne, z drugiej śledztwo głównego bohatera nierzadko zahacza o rejony czarnego humoru. Jest to najbardziej widoczne w wątku żony Dana, Janet (w tej roli znana z Flasha Gordona Melody Anderson), która od samego początku wydaje się podejrzana, choć nawet jej mąż nie potrafi sprecyzować swoich obaw. Czy podejrzewa ją o zdradę, współuczestnictwo w morderstwach, a może coś gorszego? Jedną z lepszych scen jest ta, w której Dan przychodzi odwiedzić żonę w szkole, ale wycofuje się, kiedy widzi, że Janet uczy dzieci… historii czarnej magii.

Nie zdradzę, czy właśnie ten trop służy wyjaśnieniu tego, co dzieje się w Potter’s Bluff, gdyż ani to najważniejsze, ani nawet jasne. Dla Shermana, który jest również autorem Linii śmierci, horroru o mieszkających w londyńskim metrze kanibalach, liczy się posępna atmosfera rozkładu miasteczka – jak na ironię – znajdującego w tym procesie szansę dalszego trwania. Na długo przed wyjawieniem, kto stoi za morderstwami (bo choć widzimy twarze tych, którzy uczestniczą w zabójstwach, mamy świadomość, że ktoś inny pociąga za sznurki), domyślamy się jego tożsamości, ale ważniejsza od niej jest pełna niepokoju świadomość, że po śmierci nie będziemy mieli żadnego wpływu na to, co się stanie z naszymi ciałami. Te okazują się materią wielokrotnego użytku, niezwykle plastycznym tworzywem, zbyt doskonałym, aby je grzebać. Mieszkańcy Potter’s Bluff mogą mieć tylko nadzieję, że nie będą pamiętać swojej śmierci i tego, że powinni już leżeć sześć stóp pod ziemią.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić w tym bardzo solidnym kawałku amerykańskiego gotyku, byłoby to zakończenie. Dosłownie ostatnie sekundy, które zamieniają autentyczną tragedię w ponury żart, na dodatek czyniąc to w bardzo telewizyjnej manierze. Do tego momentu Martwy i pogrzebany doskonale nawiązuje do klasycznych opowieści grozy, proponując makabryczną zagadkę, ale bez nadmiernego epatowania gore. Podobnie jak powstałe nieco wcześniej Phantasm i Mgła, ukazuje małe amerykańskie miasto jako miejsce skażone złem i trupim oddechem, w którym zagrażający bohaterom element nadprzyrodzony ma ostatnie słowo. U Shermana, bardziej nawet niż u Coscarellego i Carpentera, czuć beznadziejność sytuacji i daremny wysiłek głównego bohatera siłującego się z własnym przeznaczeniem.

REKLAMA