search
REKLAMA
Zestawienie

KULTOWE FILMY, które skończą w 2024 roku 30 lat

Które produkcje obchodzą w 2024 swój jubileusz?

Mary Kosiarz

17 lutego 2024

REKLAMA

Aż trudno uwierzyć, iż od premiery tych wielkich filmowych dzieł upływa już kolejna dekada. Rok 1994 przyniósł nam wiele niezapomnianych ekranowych wrażeń – część z nich przeszła do historii kina jako prawdziwe klasyki. Słynny taniec z Pulp Fiction to jedna z najsłynniejszych muzycznych scen (z pewnością w top 3 najbardziej charakterystycznych w filmach Tarantino), Hugh Grant chyba każdemu kojarzy się z wizerunkiem uroczego brytyjskiego romantyka, który wykreował w Czterech weselach i pogrzebie, a Króla Lwa z uporem maniaka pokazujemy wciąż nowym i nowym pokoleniom jako przykład idealnego wręcz filmu familijnego, który z każdym rokiem zamiast tracić na znaczeniu, zyskuje kolejnych fanów. Oto mała pocztówka z 1994 roku, a konkretniej – lista filmów, które w najbliższym czasie będą obchodzić swoje 30-lecie.

„Cztery wesela i pogrzeb” (reż. Mike Newell) – 20 stycznia 1994

Słynna komedia romantyczna Mike’a Newella i Richarda Curtisa całkiem niedawno obchodziła swoją 30. rocznicę. Historia skomplikowanej miłości między doświadczoną w związkach mężatką a wiecznym kawalerem, który nie ma szczęścia do kobiet, pomimo skromnego budżetu stała się prawdziwym hitem – jej zyski liczono wówczas w setkach milionów. To jeden z filmów, które absolutnie definiują karierę młodego Hugh Granta, który za rolę Charlesa odebrał zresztą zasłużony Złoty Glob. Patrząc na całą filmografię Curtisa, nie uważam wcale, iż to właśnie ten film zasługuje na najwięcej laurów (w moim sercu specjalne miejsce ma bowiem Czas na miłość czy kultowe To właśnie miłość), lecz mimo to zawsze wracam do seansu Czterech wesel i pogrzebu z sentymentem i również was zachęcam do małego rewatchu w związku z tą okrągłą rocznicą.

„Król Lew” (reż. Rob Minkoff, Roger Allers) – 9 lutego 1994

Film legenda, na którym wychowały się całe pokolenia młodych widzów. Ponadczasowa historia o dorastaniu lwa Simby debiutowała w kinach równo 30 lat temu, 9 lutego 1994 roku, stając się przy tym wówczas najbardziej kasową produkcją Disneya. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że utwory skomponowane na potrzeby filmu zaliczają się do najbardziej kultowych piosenek w dziecięcych musicalach – nie bez przyczyny bilety na teatralną wersję tej opowieści wciąż sprzedają się jak świeże bułeczki. Dodając do tego genialne wprost aktorstwo dubbingowe, przepiękną animację i dogłębnie poruszającą fabułę, przy której rozklejają się zarówno dzieci, jak i dorośli, ponadczasowości i magii Króla Lwa nie przebiła jak dotąd żadna disneyowska produkcja, nawet mimo większych kwot w box offisie (change my mind).

„When a Man Loves a Woman” (reż. Luis Mandoki) – 29 kwietnia 1994

Dramat obyczajowy z Meg Ryan i Andym Garcią pt. Kiedy mężczyzna kocha kobietę też obchodzi w tym roku swój jubileusz. Królowa amerykańskich komedii romantycznych tym razem wciela się w rolę nieco oddaloną od swojego stałego repertuaru – jej postać to Alice, żona i matka dwóch córek, którą na oczach rodziny całkowicie zmienia choroba alkoholowa. W filmie Luisa Mandokiego przede wszystkim skupiamy się na jej relacji z ukochanym mężem, która od czasu jej pobytu na odwyku coraz bardziej się psuje, ujawniając największe słabości małżonków. Sentymentalny, a jednak po amerykańsku delikatny i nieinwazyjny portret rodziny zmuszonej do konfrontacji z alkoholizmem.

„Pulp Fiction” (reż. Quentin Tarantino) – 21 maja 1994

Obecnie trwają dyskusje nad obsadą ostatniego filmu Quentina Tarantino, podczas gdy premiera jego wyjątkowo barwnej, pompatycznej mieszanki gatunkowej, jaką bez wątpienia była Pulp Fiction, miała miejsce aż trzy dekady temu. Słynne role Johna Travolty, Samuela L. Jacksona i Umy Thurman na zawsze zdefiniowały ich kariery, podobnie jak z Tarantino, który za scenariusz do produkcji otrzymał Oscara. Reżyser uwielbia stawiać przed widzem zagadki, bawić się formą i tworzyć niezwykle barwne postaci, których nie sposób wyrzucić z głowy. Takie właśnie jest Pulp Fiction – niejednoznaczne, absolutnie zwariowane, i w tym szaleństwie po dziś kultowe.

„Forrest Gump” (reż. Robert Zemeckis) – 6 lipca 1994

Niedawno pisałam o tym, że kilka lat po premierze Forresta Gumpa mówiło się o rzekomej kontynuacji, która przedstawiałaby historię opisaną w drugiej części książki o przygodach tego słynnego Amerykanina. Całe szczęście pomysł ten utknął jedynie w sferze gdybania, a my powracamy do historii Forresta z ulgą, że jej fenomenowi nie zaszkodził sequel. Wybitne aktorstwo Toma Hanksa, Gary’ego Sinisego i Sally Field porusza za każdym razem, dostarczając widzom niezwykle wyraziste i wielowymiarowe postacie, podobnie jest i z resztą znakomitej obsady produkcji. Równo 30 lat temu Gump po raz pierwszy zaczepiał ludzi na ławce w parku i z pasją i wzruszeniem opowiadał o fascynujących historiach, jakie wewnętrznie zmieniły i ukształtowały życie zarówno jego, jak i z pewnością nas.

„Urodzeni mordercy” (reż. Oliver Stone) – 26 sierpnia 1994

Po kilku finansowych filmowych porażkach Oliver Stone stworzył jeden z najczęściej omawianych filmów końca XX wieku, do którego scenariusz napisał sam Quentin Tarantino. Urodzeni mordercy to historia małżeństwa seryjnych morderców: Mickeya (Woody Harrelson) i Mallory (Juliette Lewis), którzy z początku w ramach zemsty zabijają rodziców dziewczyny, by następnie rozpocząć krwawą podróż przez Stany, praktycznie na każdym przystanku zostawiając kolejne ofiary swojego szaleństwa. Mimo kontrowersji, wielu zarzutów dotyczących gloryfikowania przemocy i braku konkretnego przekazu, poza oczywiście fascynacją morderstwami (z którymi w dużej mierze się zgadzam), Urodzeni mordercy niekwestionowanie stali się dziełem kultowym, jeśli nie w tym pozytywnym znaczeniu, to chociażby ze względu na niewpisanie się w schematy i wyjście naprzeciw gustom większości krytyków, przez co do dziś wywołuje w dyskusjach mocno sprzeczne opinie. Jednego nie można mu jednak odebrać – to film wizjonerski, nastawiony na samodzielną interpretację, do której wprost zachęcają niektóre chaotycznie zmontowane, kompletnie odjechane sceny.

„Skazani na Shawshank” (reż. Frank Darabont) – 10 września 1994

Jeden z tych filmów, w których trudno dopatrywać się skazy. Oparty na prozie Stephena Kinga Skazani na Shawshank opowiada historię niesłusznie skazanego za zabójstwo żony Andy’ego, który stara się wytrwać w więzieniu o zaostrzonym rygorze, jednocześnie przez kilkadziesiąt lat odsiadki, kawałek po kawałku realizując imponujący plan ucieczki. Mamy tu wszystko, czego potrzeba do prawdziwego hitu: rewelacyjnych hollywoodzkich aktorów, świetny scenariusz, motyw odkupienia winy, bohaterów, z którymi łączy nas niezwykła więź od samego początku do ostatnich, pełnych suspensu minut. Za pośrednictwem tego wyjątkowego dramatu dowiadujemy się o skazanych czasem i o wiele więcej, niż byśmy chcieli – trudno powstrzymać wzruszenie, obserwując ścieżkę Reda, dla którego więzienie stało się domem do tego stopnia, iż wolność po latach czekania okazała się pozbawiona życia. Trudno powstrzymać wzruszenie, analizując postępy Andy’ego, którego wewnętrzna przemiana i snuty latami plan działania w finale prowadzą do zasłużonego triumfu. To obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika kina, która wprost definiuje prawdziwą magię ekranu.

„Leon zawodowiec” (reż. Luc Besson) – 3 listopada 1994

Jeden z najbardziej uwielbianych przez widzów duetów filmowych, topowy czarny charakter w historii kina, jedna z wyjątkowych dziecięcych ról. To właśnie od Leona zawodowca rozpoczęła się imponująca kariera niezwykłej Natalie Portman. Do dziś niesmak pozostawia niestety brak nagród, ale i nominacji dla gry aktorskiej Amerykanki, Jeana Reno czy wspomnianego też Gary’ego Oldmana, który w pełni zdefiniował mroczność i psychiczną niestabilność swojej postaci. To historia, do której powracamy już od trzydziestu lat, będąca nieodzowną cząstką współczesnego przemysłu filmowego. Leon pokazuje, że nawet w najbardziej skorumpowanym, brutalnym i niesprawiedliwym świecie, zawsze znajdzie się wyjątek dla niepowtarzalnej przyjaźni, dla której zarówno różnica pokoleniowa, jak i milion pozostałych sprzeczności nie mają znaczenia. Doskonale wykreowani bohaterowie w filmie akcji, którego najlepsze sceny bynajmniej nie wiążą się z bijatyką i strzelaniem, a niewinnymi rozmowami zranionego, niemniej wrażliwego i nad wyraz dojrzałego dziecka z pogubionym, samotnym płatnym zabójcą. Z pewnością najbardziej wykwintny obraz Luca Bessona i najlepszy początek drogi zawodowej dla Natalie Portman.

„Speed” (reż. Jan de Bont) – 31 grudnia 1994

W mieście grasuje terrorysta, któremu już raz udało się zbiec przed młodym policjantem Jackiem (Keanu Reeves). Kiedy pierwszy zamach się nie udaje, mężczyzna postanawia podłożyć bombę pod autobus – jeśli pojazd zwolni poniżej 50 mil na godzinę, wszyscy pasażerowie zginą. Speed to świetne, typowo rozrywkowe kino akcji bez zbędnego patosu, za to genialnie budujące napięcie, stale trzymające u widza szybkie bicie serca, z udanymi występami aktorskimi Reevesa i młodziutkiej Sandry Bullock. I chociaż sequel, który zawitał na ekrany kin w 1997 roku, nie powtórzył już sukcesu części pierwszej, Speed nadal po tylu latach cieszy się dużą popularnością. Swoją okrągłą rocznicę obchodzić będzie w ostatni dzień 2024 roku.

Rok Jima Carreya, czyli „Ace Ventura”, „Maska” oraz „Głupi i głupszy”

Na koniec trzy kultowe tytuły kina komediowego, wszystkie z główną rolą niezastąpionego Jima Carreya. Pierwszy z nich – Ace Ventura, w którym Carrey wcielił się w poszukiwacza zaginionych zwierząt, jakiemu powierzone zostaje nowe niecodzienne zadanie: odnalezienie delfina będącego maskotką lokalnych futbolistów, debiutował 4 lutego. Kolejny tytuł z jedną z najbardziej charakterystycznych ról w karierze aktora to Maska z rozpoczynającą przygodę z filmami Cameron Diaz i Peterem Greenem – to dzieło weszło na ekrany kin 28 lipca i absolutnie wystrzeliło w box-officie, stając się nie tylko jedną z najbardziej kasowych, ale i najlepszych komedii 1994 roku. Natomiast wisienką na torcie jest tytuł dla fanów Carreya wręcz obowiązkowy, czyli Głupi i głupszy. Lloyd i Harry (obłędnie sportretowany przez Jeffa Danielsa, który partnerował Carreyowi także przy sequelu) stali się kultowym komediowym duetem, idealnie dobranym pod względem poczucia humoru, jak i wątpliwej życiowej zaradności. Carrey tym samym zaliczył się do nielicznego grona aktorów, którym w zaledwie jednym roku udało się wystąpić w tak wielu niezwykle popularnych premierach.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA