Książka a film #20 – 3096 DNI. Uprowadzenie Nataschy Kampusch
W tym miejscu trzeba dodać, że książka 3096 dni ma specyficzny charakter. Pozornie jest to surowa spisana z perspektywy czasu relacja z pobytu w uwięzieniu, jednak sygnowana nazwiskiem Kampusch książka najpewniej nie jest dziełem wyłącznie Nataschy. Na stronie tytułowej widnieje wzmianka: “Współpraca: Heike Gronemeier i Corinna Milborn”. Naprawdę trudno uwierzyć, żeby Kampusch, która nie miała szansy na edukację, tak dobrze poradziła sobie ze stworzeniem warsztatowo i stylistycznie poprawnej książki. Co prawda oglądając filmy dokumentalne i wywiady z Nataschą, nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to osoba o ponadprzeciętnej inteligencji, z samej książki dowiadujemy się też, że dużo czytała i, na ile było to możliwe, wzbogacała wiedzę i słownictwo lekturami, filmami, publicystyką radiową, ale należy przyjąć, że 3096 dni w dużej mierze wyszło spod pióra ghostwriterek, które pomogły dziewczynie ubrać jej wstrząsającą opowieść w odpowiednią literacką formę. Nie wyobrażam sobie, żeby sama Natascha wpadła na pomysł kreślenia topografii Wiednia, zarysowywania kontekstu historycznego i społecznego stolicy Austrii i otaczających ją prowincjonalnych miasteczek oraz innych tym podobnych zjawisk.
Wspomniałam, że dramat biograficzny w reżyserii Sherry Hormann ma ambicje być filmem nieco bardziej lirycznym, niż to przystoi podobnej historii. Nie do końca przemawia do mnie takie naginanie rzeczywistości, dlatego uważam 3096 dni za film tylko niezły, nie dobry ani bardzo dobry, a na pewno dużo mniej wstrząsający niż książkowy oryginał. Zamiast zdać się na prostotę i autentyzm, twórcy filmu co jakiś czas pozwalają ponieść się w stronę surrealizmu (scena z wnikaniem w tapetę z przyrodniczym wzorem i spacer po lesie) oraz kinematograficznego przeestetyzowania (scena z workiem cementu, który rozsypuje się dookoła dziewczyny i opada powoli niczym mgła albo brokat). Podobne przykłady można by mnożyć. W rzeczywistości wychudzona i osłabiona Natascha Kampusch dostała od porywacza, który kolejny raz wpadł w szał, workiem cementu, przewróciła się, leżała posiniaczona i obolała. W rzeczywistości głodzona i maltretowana nastolatka gotowała psychopacie obiad, a później siedziała z nim przy jednym stole, zrozpaczona patrzyła, jak je, i modliła się, by tym razem zostawił jej jakieś resztki. Tapety z brzozowym lasem nienawidziła pewnie równie mocno jak swojego oprawcy. Na ucieczkę w świat marzeń i onirycznych wizji brakowało jej już sił. To są fakty. W filmie próbuje się je na siłę upiększyć, co jest zgubne i trochę niesmaczne.
Sama Natascha (na marginesie, zainteresowana miałaby mi zapewne za złe tę formę, po uwolnieniu wielokrotnie podkreślała, że chce aby traktować ją poważnie, jak dorosłą osobę i zwracać się do niej per pani, jednak tutaj brzmiałoby to sztuczne, dlatego na potrzeby artykułu pozwalam sobie na odstępstwo od tej reguły) była konsultantką scenarzysty, podobno miała – nie wiadomo, czy realny i jak wielki – wpływ na kształt filmu, uczestniczyła w jego premierze i promocji. Wspomniane cechy filmowej wersji 3096 dni były zapewne czymś, co musiała po prostu zaakceptować, nawet jeśli w jakimś stopniu wykrzywiały rzeczywistość i przeinaczały fakty.
Jeśli już jesteśmy przy faktach, to w rolę dziesięcioletniej Nataschy wcieliła się debiutująca Amelia Pidgeon, nastoletnią Nataschę zagrała Antonia Campbell-Hughes (Kanał, Śniadanie na Plutonie), postać Wolfganga Přiklopila wykreował Duńczyk Thure Lindhardt, który wystąpił w epizodycznych rolach w Byzantium oraz Aniołach i demonach. Film wyreżyserowała twórczyni głośnego – również biograficznego – Kwiatu pustyni, Amerykanka Sherry Hormann. Za scenariusz odpowiadał nieżyjący już współtwórca Pachnidła, Bernd Eichinger. Solidne podstawy, jednak – przechodząc od faktów do opinii – film 3096 dni jako całokształt rozczarowuje. Nie do końca pochwalam decyzję twórców, by nakręcić film anglojęzyczny. Rozumiem chęć stworzenia obrazu komercyjnego, który dotrze do szerokiej widowni, ale – choć z pozoru może się to wydawać mało istotne – zabrakło mi szorstkiego niemieckiego, który zakotwiczyłby filmową historię w realiach i przydał wyprodukowanemu przez niemiecką wytwórnię Constantin Film obrazowi autentyzmu.
Obraz półnagiej skrajnie wychudzonej dziewczyny oczywiście poraża (w dniu porwania czwartoklasistka ważyła 45 kilogramów, w momencie największego wycieńczenia podczas uwięzienia tylko 38), filmowy porywacz jest człowiekiem wyjątkowo odpychającym, nieobliczalnym i budzącym autentyczny strach, tylko czy 3096 dni oferuje widzowi coś więcej poza scenami wykorzystywania, przemocy i upodlenia? Czy oddaje charakter relacji Nataschy Kampusch z porywaczem, niebezpieczną grę, którą z nim prowadziła? Porażki, ale też małe zwycięstwa, kiedy wykorzystywała chwilowe poczucie winy lub równie przelotny dobry nastrój oprawcy, by wynegocjować drobne przywileje? Jak to, że przywiązał – dosłownie i w przenośni – dziewczynę do siebie, sprawia, że sam w pewnym sensie też stał się więźniem? Niestety nie. Motywacje zaburzonego człowieka, który uczynił z dziecka a później dorastającej dziewczyny swoją zabawkę, szytą na miarę szmacianą lalkę, pozostają zagadką. Zabrał je do grobu. Ale jest ktoś, kto przez lata poznał go dobrze jak nikt inny. Ofiara, która przetrwała i pewnie do końca życia będzie zadawać sobie pytanie “Dlaczego wybrał właśnie mnie?”, próbować zrozumieć i rozgrzeszyć. Z filmu się tego nie dowiemy, ale z książki owszem.
Nie chciał niczego innego, jak tylko stworzyć sobie własny idealny świat z ludźmi, którzy całkowicie byli mu oddani. Zapewne nie udało mu się tego nigdy osiągnąć normalną drogą (…). Poznałam dwie twarze Wolfganga Přiklopila, których nikt chyba nie zdołał dojrzeć. Jedna sygnalizowała silne dążenie do władzy i ucisku innych. Drugą charakteryzowała potrzeba miłości i uznania. Aby doświadczyć obu tych sprzecznych ze sobą stron – porwał mnie i usiłował “formować”.
Anomalia
Opartą na skrajnościach emocjonalną współzależność Nataschy i porywacza zwiastuje już pierwsza noc w izolacji. W tym wypadku film bardzo wiernie oddaje słowa zapisane w książce. Najbardziej bała się, że zostanie sama. Odwlekała moment odejścia porywacza. Poprosiła, żeby przeczytał jej bajkę, otulił kocem i ucałował na dobranoc… A później… Porażająca scena ze smażoną rybą; paranoiczne wykrzykiwane do interkomu: “Masz być posłuszna, posłuszna, posłuszna, posłuszna, posłuszna…”; rozpaczliwa próba samobójcza; moment utraty czujności porywacza, który wykorzystała na ucieczkę. Wszystko to skrupulatnie przełożone na język filmowy wspomnienia porwanej, które mimo wszystko zdają się pozbawione głębi i szerszego kontekstu. Widzowi, który nie miał okazji zapoznać się z biograficzną książką Kampusch, ciężko będzie zaangażować się w ten dramatyczny spektakl, dostrzec, że była w sytuacji, w której troska – patologiczna, ale jednak – mieszała się z agresją i terrorem psychiczny. Największą skazą tego filmu jest jego zerojedynkowość. To jest czarne, a to białe. Bez półcieni. Tymczasem – co Natascha Kampusch niejednokrotnie podkreślała – stosunki z człowiekiem, z którym przyszło jej żyć przez te wszystkie lata, były całą paletą szarości. Filmowy Wolfgang Přiklopil jest jednoznacznie odrażający, ani przez chwilę nie budzi współczucia czy sympatii. Porwana czasem to czuła. Oprawca był sprytnym manipulatorem i wiedział, jak namieszać jej w głowie. Właśnie tego w filmie zabrakło – perspektywy Nataschy. Wszystko, co widzimy, widzimy z zewnątrz. Szklany ekran to niejedyna bariera. Cała okrutna i zawiła prawda oddana w książce, w filmie nie wybrzmiała. Zobaczyliśmy w nim kilka detali, ale nie szerszy obraz.
Na przykład swoisty palimpsest Nataschy, spisywane na papierze toaletowym i innych skrawkach rachunki krzywd, ran i ciosów zadanych przez dręczyciela. Widzimy je w filmie, ale tylko w książce mamy szansę zajrzeć do środka, wniknąć w ich istotę. I choć początkowo trudno uwierzyć w autentyczność tych zapisków, porażają. Dla ludzi, który nie doświadczyli przemocy – w dodatku na taką skalę – zapamiętywanie najdrobniejszego siniaka i zliczanie z arytmetyczną dokładnością każdego ciosu, wydaje się absurdem. Ale kto wie, może właśnie w ten sposób umysł i ciało bronią się przed bólem.
22.8.2005. Uderzenia pięścią w głowę. 23.8.2005. Co najmniej 60 uderzeń w twarz. 10–15 ciosów w głowę wywołujących silne mdłości, cztery brutalne uderzenia otwartą dłonią w głowę, cios pięścią z całej siły w prawe ucho i w podbródek. Ucho zrobiło się czarne. Duszenie, ciężki cios w podbródek, aż szczęka zatrzeszczała, uderzenia kolanem ok. 70 razy, głównie w kość piszczelową (…). Uderzenia miotłą w lewy łokieć i ramię (czarne i brązowe krwiaki) oraz w lewy nadgarstek. Cztery uderzenia w oko, tak że zobaczyłam niebieskie błyskawice. I dużo więcej. 24.8.2005. Brutalne kopniaki kolanem w brzuch i genitalia, a także w dolną część kręgosłupa. Uderzenia otwartą dłonią w twarz, brutalny cios pięścią w prawe ucho (granatowy siniak). Potem ciemność bez powietrza i jedzenia.
Od dnia uprowadzenia życie Nataschy Kampusch stało się anormalne. Jej pobyt w piwnicy, egzystencja u boku psychopaty to anomalia, coś, z czym nie można walczyć, można tylko próbować przywyknąć. Co gorsze, trudno uwierzyć, że po odzyskaniu wolności, Natascha Kampusch wróciła do pełnej normalności. Na wolności anomalia zmieniła formę, nastąpiło przesunięcie, ale nie ma już powrotu do tego, co było dawniej. Tak jakby widmo porywacza, mimo że już się go nie boi, nigdy jej nie opuszczało. Twórcy filmu pokusili się o scenę, w której Přiklopil i mała Natascha jeszcze przed dniem porwania zawierają cichy pakt. Porywacz jest w jednym z prowadzonych przez rodziców dziewczynki sklepów i widzi, jak Natascha łamie zakaz matki, po czym uśmiecha się łobuzersko do mężczyzny i w znajomym geście kładzie palec na ustach, prosząc o dyskrecję. Scena ta ma wymiar symboliczny, ale jednocześnie jest zawieszonym gdzieś w przestrzeni pytaniem. Czy Kampuschowie i Přiklopilowie znali się z widzenia? Może ojciec Nataschy pił z jej przyszłym porywaczem piwo w pubie, może matka dziewczynki sprzedała mu ciastka, którymi ją później karmił? Czy matka porywacza i matka porwanej wymieniały ciche “dzień dobry”, spotkawszy się na ulicy? Mieszkały na tym samym osiedlu. Kim są ludzie, którzy nas otaczają? Jakie skrywają sekrety?
Pozostaje dodać tylko, że książka 3096 dni ma ogromny potencjał ekranizacyjny, możliwości, które niestety nie zostały wykorzystane. Są fragmenty, w których narracja wyraźnie czerpie z filmowej stylistyki i języka filmu. Pojawiają się oczywiste kinowe odwołania i metafory, jak chociażby ten jednoznacznie kojarzący się z Truman Show odrealniony obraz świata, który ujrzała Natascha po opuszczeniu po wielu miesiącach piwnicy. Fragment, który przejmująco ilustruje stan jej zniewolonego umysłu, lepiej niż jakiekolwiek inne słowa posłuży za puentę tego artykułu, a jednocześnie za ironiczny komentarz do iluzorycznej natury tego, co nazywamy wolnością.
Wszystko wydawało mi się takie płaskie, zbyt sztuczne. Trawa była zielona, a niebo wysokie, ale było widać, że to tylko scenografia! Porywacz postawił tam żywopłot i dom, aby coś upozorować. Znalazłam się w inscenizacji, w miejscu, w którym kręcone są zdjęcia zewnętrzne do jakiegoś serialu telewizyjnego. Nie było żadnych sąsiadów, żadnego miasta z moją rodziną oddalonego tylko o dwadzieścia pięć minut jazdy samochodem. Pełno tu było wspólników porywacza, którzy wmawiali mi, że jestem na zewnątrz, a w rzeczywistości śledzili mnie na wielkich monitorach i śmiali się z mojej naiwności.
korekta: Kornelia Farynowska