search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

JIM & ANDY. Historia tragicznego śmiechu

Karolina Dzieniszewska

6 maja 2018

REKLAMA

Ten film mógł powstać 20 lat temu, ale studio Universal nie wyraziło zgody, bojąc się, że Jim Carrey zacznie być postrzegany jako dupek. Wówczas był jednym z najpopularniejszych i najlepiej opłacanych aktorów w Hollywood, wciąż zachwycał jako komik i osobowość sceniczna. Z drugiej strony Miloš Forman mógł włączyć te materiały do swojego dzieła, Człowieka z księżyca, na planie zdjęciowym którego powstawały… ale nie zdecydował się na to. Magiczny efekt motyla sprawia, iż dziś oglądamy Jim & Andy: The Great Beyond – The Story of Jim Carrey & Andy Kaufman Featuring a Very Special, Contractually Obligated Mention of Tony Clifton nie tylko jako dokument zza kulis dużej produkcji, ale także swoiste podsumowanie kariery Carreya oraz szersze spojrzenie na los komika-aktora w przemyśle.

Andy’ego Kaufmana, bohatera filmu, i Jima Carreya, odtwórcę tytułowej roli, łączyło więcej niż można się było początkowo spodziewać, czego wówczas nie dostrzegał Forman, mający na swoim koncie Oscary za Lot nad kukułczym gniazdem i Amadeusza i karierę mającą swój początek jeszcze w czechosłowackich produkcjach, a później owocną w tak ważne dla Amerykanów dzieła, jak Odlot czy Hair. W okolicach 1998 roku wymarzył sobie film przewrotny, (ponownie) wgryzający się w tkankę zachodniego społeczeństwa, i bezkompromisowy, niejako wręcz anty-amerykański. Film o Andym Kaufmanie.

Kaufman istotnie był nie z tej ziemi, a Człowiek z księżyca na szczęście nie jest dziełem stricte biograficznym. Forman chyba od początku zdawał sobie sprawę, że niemożliwym jest zrobienie dobrego filmu, który miałby odzierać komika z jego kolejnych ról, póz i gęb. Wręcz przeciwnie, reżyser pławił się w jego anty-komizmie (czy jak woleliby niektórzy: metakomizmie) i czerpał z jego telewizyjnej energii, próbując uchwycić tę cząstkę geniuszu, którą zadławiła się cała Ameryka. Kaufman był człowiekiem wielu wizerunków i kreacji, a nie umiał nawet nikogo naśladować i na pewno nie radził sobie z klasycznym opowiadaniem żartów. W czasie występów kłopotliwie milczał, płakał, histeryzował, krzyczał, bił się z kobietami na ringu bokserskim, kiedy w USA rozkwitał feminizm, postacią Tony’ego Cliftona obrażał wszystkich, w postaci emigranta Latki wszystkich kochał i za wszystko dziękował. Jak pisał Jakub Socha: „Było to jego klasyczne posunięcie – odsłonić się, a potem jeszcze raz odsłonić, wywinąć podwójnego fikołka, potem jeszcze jednego i tak bez końca. Sceniczne perpetuum mobile. Wszystko, co istnieje, nawet to, co dla ludzi zazwyczaj jest bardzo krępujące, zamieniał w żart, konfrontował publiczność z nieskończoną otchłanią przebrań, oszustw i upadków. Rozciągał wyobraźnię i łamał kołem”.

Andy był trudnym człowiekiem, budującym swoje charaktery wokół kompleksów, okropności i tego, co czyniło go (a zarazem i jego publiczność) słabymi. Wiecznie balansował na granicy przekraczania norm społecznych i obyczajowych, przez co spotykał się z takim samym niezrozumieniem, co zachwytem. Zupełnie innym człowiekiem zdawał się być Jim Carrrey – a może nawet nie człowiekiem, co ikoną amerykańskiego show-biznesu, kimś kto w 1994 roku rozbił box office tytułami gwarantującymi pełne sale w kinie: Ace Ventura, Maska, Głupi i głupszy. Powoli zdobywał wszystko, o czym marzył jako śmieszny chłopiec z Kanady, zanim trafił na komediową scenę Stanów Zjednoczonych. W tamtym okresie Carrey był u szczytu sławy i rozpoznawalności, w przeciągu kilku lat – od momentu, kiedy powiedział sobie, że się uda i zaryzykował – zarobił 10 milionów dolarów i wreszcie przestało to robić na nim wrażenie. Carrey nieustannie za czymś gonił, badał granice własnego aktorstwa i własnej śmieszności, ledwie kilka razy musnął ten stan scenicznego zaprzepaszczenia kariery, w którym bezustannie tkwił Kaufman.

Avatar

Karolina Dzieniszewska

REKLAMA