50 LAT “STAWKI WIĘKSZEJ NIŻ ŻYCIE”. 5 powodów, dla których wciąż oglądamy agenta J-23
10 października 1968 roku Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek Stawki większej niż życie, opowiadającej o przygodach J-23, vel Hansa Klossa, agenta polskiego wywiadu infiltrującego struktury niemieckiej Abwehry (niemieckiego wywiadu wojskowego) w czasie II wojny światowej. Stworzony przez Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna serial to klasyka polskiej telewizji, źródło cytatów i parafraz, które na stałe weszły do języka potocznego, i druga obok Czterech pancernych i psa sztandarowa produkcja ukazująca zwycięstwo polsko-radzieckiego przymierza nad hitlerowskimi Niemcami, która ukształtowała wczesne wyobrażenia na temat wojny co najmniej kilku pokoleń. Choć Stawka… kończy dziś pięćdziesiąt lat, w ciągu których zdążyła już zestarzeć się w sensie filmowym, a także stać się obiektem krytyki z uwagi na historyczny przekaz serialu, do dziś jest regularnie pokazywana w różnych stacjach telewizyjnych i oglądana przez widzów w różnym wieku. Z tego powodu jubileusz przygód Hansa Klossa postanowiłem uczcić przedstawieniem pięciu powodów, dla których wciąż chcemy oglądać Stawkę większą niż życie.
Scenariusz
Największą siłą Stawki większej niż życie jest doskonała konstrukcja intrygi i mocne scenariusze poszczególnych epizodów. Fabuła, oprócz kilku pojawiających się postaci i historycznej linearności, nie tworzy długich, kilkuodcinkowych wątków, tylko dzieli się na serię pojedynczych opowieści. Dlatego serial można z powodzeniem oglądać „na wyrywki”, praktycznie cała ekspozycja potrzebna do właściwego odbioru jest bowiem zawarta w konkretnym odcinku. Każdy z nich może zaś funkcjonować jako niezależna historia, z wartką akcją w stylu szpiegowskim à la James Bond. Stworzone przez twórców opowieści są rozpisane niemalże wzorcowo, łącząc – pomimo pewnych koniecznych skrótów i uproszczeń – logiczną konsekwencję z filmową atrakcyjnością. Wywiadowcze intrygi są złożone, ale równocześnie zorientowanie się w nich nie jest dla widzów trudne, precyzyjna konstrukcja sprawia z kolei, że nawet znając rozwiązanie danej historii, czerpiemy przyjemność z oglądania. Odcinki takie jak Żelazny krzyż, W imieniu Rzeczypospolitej czy Hasło to prawdziwe majstersztyki scenopisarskie, których sensacyjna sprawność praktycznie się nie zestarzała, a perfekcyjne budowanie, splatanie i rozwiązywanie wątków każdorazowo zapewnia rzetelną rozrywkę. Sam oglądałem chyba każdy odcinek Stawki po kilka razy, a wymienione wyżej nawet kilkanaście – i z pewnością jeszcze do nich wrócę.
Aktorstwo
Stawka większa niż życie ma twarz Stanisława Mikulskiego, który dzięki udanemu obsadzeniu i wpasowaniu w rolę na lata stał się w zbiorowej świadomości Hansem Klossem. Ale to nie jego rola jest w serialu najciekawsza – prawdziwymi perełkami są liczne i barwne role drugoplanowe. Przede wszystkim oklaski należą się Emilowi Karewiczowi, w powracającej roli arcyschwarzcharakteru polskiego filmu, czyli SS-mana Hermanna Brunnera. Epizodyczna struktura fabuły dała również okazję do pojawienia się na ekranie wielu znakomitości polskiego kina, które nierzadko tworzyły małe wybitne kreacje, wzbogacając sensacyjną intrygę swoją bezbłędną grą. Dość wspomnieć chociażby o udziale w serialu Władysława Hańczy, Ignacego Gogolewskiego, Leszka Herdegena czy Beaty Tyszkiewicz, którzy przyjmując wiodące dla swoich odcinków role, nadawali im wyjątkowy charakter. Także ci, którzy pojawiali się zaledwie na chwilę, niejednokrotnie wznosili się na aktorskie wyżyny – tak jak w przypadku Witolda Pyrkosza, Gustawa Lutkiewicza czy Augusta Kowalczyka. Dzięki tym i innym znakomitym aktorom i aktorkom Stawka większa niż życie to bogata galeria postaci, z których każda, nawet jeśli jest ledwie nakreślona, przekonuje i ciekawi. Niemalże wszystkie kreacje w Stawce… to zapadające w pamięć przykłady najwyższej próby aktorskiego rzemiosła, których wielokrotne obserwowanie przynosi do dziś niekłamaną przyjemność.
Historyczne pokrzepienie
Oczywiście można zarzucać słusznie Stawce większej niż życie przedstawianie zafałszowanej wizji historii, przemilczanie niepoprawnych kwestii związanych z udziałem ZSRR w wojnie czy niekorzystne prezentowanie Armii Krajowej. Jednak mamy tu do czynienia z klasycznym filmem sensacyjno-szpiegowskim, tyle że osadzonym w wojennym kontekście. Na poziomie odbiorcy polityczne wątki filmu nie przeszkadzają w odbiorze, a z dzisiejszej perspektywy nie wydają się aż tak szkodliwe, jeśli weźmiemy pod uwagę gatunkową, rozrywkową konwencję serialu. Poza tym Stawka… działa na zasadzie nieco podobnej do Sienkiewiczowskiej Trylogii – prezentując nieco przekłamaną, ale wpisującą się w historyczne wydarzenia wizję polskiej walki i triumfu nad nazistowskimi Niemcami, dostarcza polskim widzom nieco historycznej satysfakcji. Nie jest to nachalna propaganda żadnej idei, ale zamiast tego serial pozwala do pewnego stopnia przekuć wojenną traumę w rozrywkę dzięki pokrzepiającej wizji ogrywania przez polski wywiad z Klossem na czele potężnej machiny wywiadowczo-wojskowej III Rzeszy.
Styl
Co by nie mówić, historia Hansa Klossa ma swój niepowtarzalny klimat i szyk, którego brakowało wielu późniejszym produkcjom z reprezentowanego przez Stawkę… nurtu. Oczywiście, stylistyka i realizacja serialu są jak na dzisiejsze warunki dość archaiczne, ale to chyba właśnie to decyduje o jego atrakcyjności, również dla młodszych pokoleń. W zestawieniu z bardziej realistycznymi, dynamicznymi propozycjami Stawka większa niż życie wyróżnia się i urzeka swoim staroświeckim sznytem, który jednak nie wydaje się przestarzały, ale raczej elegancki. Ogromna w tym zasługa wspomnianej pracy scenarzystów oraz aktorów, ale również scenografów, którzy, dysponując wdzięcznym materiałem w postaci kostiumów i rekwizytów z epoki, stworzyli estetycznie atrakcyjną oprawę dla szpiegowskich intryg. Istotne wydaje się też, że Kloss stosunkowo rzadko trafia w scenerię typowo wojenną, frontową, dzięki czemu serial zachowuje pewną powściągliwość, która pozwala widzom skupić się na zawiłościach historii i atmosferze wojennego zaplecza. To wszystko składa się na uniwersalność serialu, który przekracza swoją wojenną tematykę i umożliwia Klossowi stanie się popkulturowym bohaterem, silnie oddziałującym na wyobraźnię. Elegancki styl i klimat są też powodami, dla których nie da się przywrócić magii Stawki… we współczesnej wersji, o czym przekonali się twórcy i widzowie Hansa Klossa. Stawki większej niż śmierć.
Sentyment
Częstotliwość, z jaką Stawka większa niż życie pojawia się na ekranach telewizorów (w ofercie różnych stacji), sprawia, że jest to chyba jeden z najbardziej dostępnych polskich seriali. Okazję do spotkania z nim mieli nie tylko widzowie w latach 60., ale też kolejne pokolenia. Choć sam urodziłem się na długo po premierze przygód Hansa Klossa, dzięki regularnym powtórkom i zamiłowaniu do serialu moich rodziców miałem okazję „wychować się” na Stawce większej niż życie. Nie wątpię, że sentyment, wiążący się z wielokrotnymi, ponadpokoleniowymi seansami serialu, i skojarzenie go z niewinną telewizyjną rozrywką są jednym ze składników sympatii, jaką wielu widzów do dziś darzy tę produkcję. Lekkość Stawki… i jej zadomowienie w rodzimej kulturze popularnej sprawiają, że powracanie do tej telewizyjnej produkcji ma w sobie coś z nostalgicznej wyprawy w przeszłość, zarówno tej osobistej, związanej z pierwszym odbiorem serialu, jak i kulturowej, reprezentowanej przez specyficzną realizację. Biorąc pod uwagę fakt, jak chętnie wielu widzów wraca nawet wielokrotnie do znanych już niemal na pamięć odcinków, można z całą świadomością użyć wobec Stawki większej niż życie przymiotnika „kultowy”.