HORRORY zbyt przerażające, żeby je obejrzeć DWA RAZY

Mięso (2016), reż. Julia Ducournau
Scena z drapaniem i usuwaniem zniszczonego naskórka zapowiada wiele, chociaż pojawia się stosunkowo późno. Dalej jest coraz ciekawiej, mocniej, bardziej klaustrofobicznie i wyuzdanie. Być może znajdą się tacy złośliwcy, którzy polecą film wegetarianom. Szczególnie ważna jest scena, w której główna bohaterka, zajadła wegetarianka, kradnie hamburgera i wsadza go sobie do kieszeni fartucha. Potem nastaje czas pożerania surowego mięsa. O ile pamiętam, jest to pierś z kurczaka. Wstępem do kanibalizmu Justine jest zjadanie własnych włosów. Sam proces wyciągania ich z przełyku jest niesamowicie obrzydliwy. Kolejne etapy to palec siostry, aż w końcu ludzki mózg. Czy domyślacie się już, co będzie kulminacją neofickiej miłości wegetarianki do mięsa? Studiowanie weterynarii i bycie wegetarianką jest zobowiązujące. Piszę to oczywiście sarkastycznie i z przymrużeniem oka, do samego filmu zaś nie wrócę bez wyraźnej konieczności. Nie widzę w nim nic, co sprawiałoby przyjemność, ani tym bardziej żadnej funkcji rozrywkowej. Seans Mięsa jest raczej męczącym i obrzydliwym doświadczeniem w niezrozumiałym dla mnie stylu bizarre.
The Ring (1998), reż. Hideo Nakata
W większości horrorów duchy nie są straszne, albo przez lata ich oglądania zatraciłem zdolność bania się istot nadprzyrodzonych. Może problemem jest to, że zbyt często owe istoty nadprzyrodzone wplątywane są w filmach w przewidywalne historie. Twórcy horrorów nie starają się mądrze osadzić ich w fabule tak, żeby widz wpierw przestraszył się swojego wyobrażenia, a potem tego, co zaplanował reżyser wraz z twórcami efektów specjalnych. A i tak, przynajmniej dla mnie, duchy będą zawsze mniej przerażające jako elementy horroru niż odpowiednio zaprezentowani, wynaturzeni ludzie. W szeroko znanym publiczności The Ring Hidea Nakaty duch nie ma aż tak wielkiego znaczenia w straszeniu. Znaczenie ma za to proces obnażania oblicza zła.
W cieniu śmierci (2016), reż. Babak Anvari
Podobnie jak w tytule opisanym wyżej, W cieniu śmierci nie bazuje na krwi, wnętrznościach, bądź potworach, chociaż jest taka scena pod łóżkiem, która powoduje szybsze bicie serca, a oparta jest na bardzo prostym wykorzystaniu pewnego motywu anatomicznego, tyle że w większej skali. Przeraża najbardziej zaś coś innego. Wykorzystanie wojny, czyli wytworu czysto ludzkiego z elementami nadprzyrodzonymi, gdzie te drugie są jedynie uzupełnieniem realnego i fizycznego strachu, który przeżywają główne bohaterki – matka i dziecko. Produkcję wystarczy obejrzeć raz, żeby zrozumieć, co jest głównym nośnikiem zła, osobowego, a nie wyobrażonego. Produkcję wystarczy również obejrzeć raz, żeby uświadomić sobie, że takich emocji nie będzie się chciało po raz drugi doświadczyć. Mam tu na myśli np. scenę przy stole. Polecam i nie polecam jednocześnie, bo jak mógłbym.
Kuso (2017), reż. Flying Lotus
Zastanawiam się, czy horror jest tu prawidłowym określeniem gatunkowym. Dodałem jednak ten film do zestawienia, bo niewątpliwie powoduje on zarówno niepokój, jak i obrzydzenie. Uczucie strachu również u widza powinno się pojawić ze względu na wstrząsające obrazy oszpeceń i innych cielesnych potworności. To jednak, co zdominuje umysł widza, to przede wszystkim niepokój o to, jaki obraz zostanie mu zaprezentowany bliżej końca. Można powiedzieć, że Kuso, jeden z najobrzydliwszych filmów w historii kina, działa niejako z opóźnieniem. To strumień świadomości, który niesie ze sobą zadziwiająco dużo jak na produkcję surrealistyczną, tych marzeń, które znamy i skrycie ukrywamy, i nie zdradzimy ich nawet wtedy, gdy będą nas torturować. Zdecydowanie wizja kontrowersyjna, może dla niektórych widzów zbyt straszna, a może nawet zbyt osobista, żeby powtórzyć seans ze spokojnym sercem i czystym sumieniem.
Oblicza śmierci (1978), reż. John Alan Schwartz
Seria obrosła już mitami. W mojej osiedlowej wypożyczalni kaset wideo tytuły te były umieszczone nawet jeszcze wyżej niż filmy porno. Tandetnie wykonane okładki jednak kusiły bardziej niż wielkie, silikonowe piersi bezimiennych aktorek z niemieckich produkcji. A te legendy, które słyszałem od dziecka, to głównie jedno przekonanie, że na tych kasetach są zarejestrowane sceny „prawdziwej śmierci”. Jak to brzmi – prawdziwa śmierć to pojęcie, od którego uciekamy ze wszystkich sił, również od filmów, które ją prezentują. To, że kochamy filmy akcji, w których trupy ścielą się gęsto, nie stoi w sprzeczności z naszym lękiem przed końcem życia, bo w takich produkcjach śmierć pokazana jest tak, że zdajemy sobie sprawę z jej nieprawdziwości, więc używamy takiej jej wizji do zakamuflowania własnego lęku przed „śmiercią prawdziwą”. Tyle że ona dotknie nas z pewnością, a wymyślona w filmach akcji raczej się nie zdarzy w takiej formie. Stąd Oblicza śmierci są tak kontrowersyjne, bo stylizowane na prawdę o kostusze. Obejrzymy raz i poczujemy ten duszny klimat kostnic, krzyki ofiar wypadków, samotne jęki umierających w cierpieniu. Jeśli nie cierpimy na tanatofilię, jeden seans nam z powodzeniem wystarczy.