search
REKLAMA
Archiwum

FULL METAL JACKET (1987)

Adrian Szczypiński

17 października 2017

REKLAMA

Kubrick zbytnio nie dywaguje nad moralnymi aspektami, czytelnymi dla amerykańskiego widza, choć część koszarowa pełna była patriotycznych frazesów i żarliwych peanów na cześć Wuja Sama. W drugiej połowie filmu uderza przemieszanie morderczej Kubrickowskiej ironii z brakiem jego charakterystycznej dyscypliny narracyjnej. Kilkadziesiąt minut filmu to dziwaczny patchwork, uszyty z batalistyki, dowcipów o masturbacji nad ciałami poległych żołnierzy, słownego pojedynku Jokera z obwieszonym taśmami z amunicją żołnierzem o ksywie Animal Mother, negocjacji żołdaków z cennikiem usług skośnookiej prostytutki, oraz kompletnie surrealistycznej sekwencji z ekipą filmową (tu Kubrick był bardzo dumny z wykorzystania wariackiej piosenki Surfin’ Bird). Może reżyserowi chodziło o celowe nakreślenie chaosu, czynionego w głowach bohaterów, a może po prostu zabrakło mu w Wietnamie postaci na miarę Hartmana, która zsyntetyzowałaby ten bałagan do postaci precyzyjnego fabularnie widowiska z pierwszej części.

Na szczęście ostatnie 30 minut to w najwyższym stopniu angażujący czysto fizyczną dynamiką spektakl. Walka z ukrytym wśród ruin snajperem przywraca uczucie obcowania z wysokiej próby dziełem filmowym, choć Kubrick do końca nie wyzbył się wyjątkowego emocjonalnego chłodu, jakim obdarzył bohaterów i cały ten dziwny, niby-rzeczywisty świat. Zarówno Parris Island, jak i Wietnam to tylko umowne scenerie, a metoda Kubricka w zderzeniu z nieodległą przecież i doskonale znaną historią dała w rezultacie dziwaczną hybrydę. Doświadczenie dwóch współscenarzystów zostało zdecydowanie przykryte przez obsesje Kubricka, który doświadczeniami wojennymi nie mógł się przecież pochwalić i dobitnie dawał do zrozumienia, że to nie jego wizja Wietnamu, lecz kolejny rozdział antologii o ludzkiej kondycji. Epopeja Jokera przypomina nieco wojenne dzieje Redmonda Barry’ego, lecz porównanie obu postaci wypada zdecydowanie na korzyść bohatera z powieści Thackeraya. Pomimo sprytu, poczucia humoru i zdolności do refleksji, Joker to tylko wygodny konformista, którego moralna degradacja jakoś nie budzi specjalnych emocji ani zaskoczenia. Przez to nawet obnoszony przez niego motyw dualizmu człowieka (pacyfa na mundurze i napis „Born to kill” na hełmie) wydaje się być słabiutko umotywowany. Jedyne postaci wywołujące żywe emocje to Hartman i Pyle. R. Lee Ermey miał być początkowo tylko wojskowym doradcą i konsultantem. Jak głosi legenda, Ermey wysłał do Kubricka kasetę video, na której przez kilkanaście minut wrzeszczał wprost w kamerę najwymyślniejsze obelgi, ani razu się nie powtarzając, co po przełożeniu na papier dało aż 240 bezcennych stron. Choć miał już za sobą małe rólki żołnierzy w trzech filmach (m.in. w Czasie apokalipsy), dopiero w Full Metal Jacket R. Lee Ermey zawładnął ekranem bez reszty, bo właściwie zagrał samego siebie (Ermey był instruktorem piechoty morskiej właśnie na Parris Island). Interesująco wypadły pierwsze dni Ermeya na planie, jeszcze w charakterze konsultanta. Sierżant kategorycznie stwierdził, że aktorzy grający Marines są do bani. Kiedy siedzący w fotelu reżyser zaprzeczył, Ermey wykonał swój popisowy numer, mianowicie wrzasnął na Kubricka, żeby ten raczył podnieść swoje szacowne dupsko, kiedy dowódca mówi. Zaskoczony Kubrick wstał, a Ermey miał już rolę Hartmana w kieszeni. Później, ku zachwytowi Kubricka, Ermey osobiście przerobił ponad 50% wszystkich kwestii Hartmana ze scenariusza, a także nadzorował budowę wszystkich dekoracji Parris Island. Jedyne, czego nie zrobił podczas zdjęć, to… mruganie. Stanley Kubrick był bardzo zadowolony ze swego wojskowego aktora, czego miarą były nieliczne duble scen z jego udziałem. R. Lee Ermey miał wypadek samochodowy podczas zdjęć, wskutek którego połamał sobie niemal wszystkie lewe żebra. Zdjęcia z jego udziałem odwołano na cztery miesiące. Ermey nie chciał dłużej przeciągać swej rekonwalescencji i wrócił na plan. Sceny powypadkowe łatwo zidentyfikować po tym, że aktor lewą rękę trzymał zgiętą za plecami. Aby wyciągnąć z aktorów maksimum wiarygodnego posłuszeństwa, Ermey pojawiał się na planie tylko w czasie zdjęć i nie nawiązywał żadnych bliższych kontaktów z resztą obsady. Aktor żartobliwie nawiązał do swojej kreacji w jednym z epizodów Przerażaczy Petera Jacksona, gdzie jako duch wykonywał mniej więcej to samo co u Kubricka.

REKLAMA