search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SCIENCE FICTION z XXI wieku, które staną się KLASYKAMI

10 współczesnych filmów SF, które na stałe zapiszą się w historii gatunku. Który z nich najmilej wspominacie?

Jakub Piwoński

12 marca 2022

REKLAMA

Incepcja

Przyjąłem zasadę, że nawet jeśli dany twórca miał w XXI wieku wiele do zaoferowania w gatunku SF, to jednak nałożyłem sobie rygor i wytypowałem tylko jeden jego film. Tak jest też w przypadku Christophera Nolana. Do zestawienia nadaje się Prestiż i przede wszystkim Interstellar, ale mam wrażenie, że oba te tytuły przegrywają z Incepcją w dziedzinie, która w nomenklaturze graczy brzmi „grywalność”, a w przełożeniu na film znaczy po prostu „oglądalność”. Incepcja to po prostu doskonałe widowisko SF, wolne od potknięć, zdolne do angażowania i trafiania do serc szerokiego grona odbiorców. Koncept, według którego grupka agentów wchodzi do snów po to, by zakorzenić, zaaplikować daną myśl osobowemu celowi, jest tak genialny, że nie trzeba dodatkowej zachęty, by go kupić. Nie jest oryginalny, bo coś podobnego widzieliśmy już w anime Paprika, ale jest za to bardzo przystępnie zaprezentowany, intrygujący od samego początku do samego końca dzięki użyciu wszystkich nolanowskich trików realizacyjnych, na czele z fabułą skrywającą wiele tajemnic i twistów. Warto też zwrócić uwagę, że tak jak Incepcja nie powstałaby bez pierwszego Matrixa, tak czwarty Matrix wyraźnie czerpał już z Incepcji – tym samym wąż ponownie zjadł swój ogon.

Droga

Jeśli spojrzymy na kino postapokaliptyczne jako podgatunek SF, to z pewnością wielu z nas bardzo mile wspomni seans czwartego Mad Maxa. Według mnie jednak film ten nie będzie klasykiem, gdyż jest on odtwórczy względem poprzednich części serii. Jednym z najważniejszych, najciekawszych filmów ukazujących świat po katastrofie, stanowiący niejako filmowy wzór podejścia do tej tematyki, jest Droga. Film z Vigo „Aragornem” Mortensenem w roli głównej oparty został na książce Cormaca McCarthy’ego, co, jak wiemy, wpłynęło na jego wyjątkowo posępny klimat. Mało tu nadziei, zaprezentowany w filmie świat jest brutalny i bezwzględny, chyli się ku upadkowi. Widz śledzi losy ojca i syna przemierzających postapokaliptyczną scenerię, mierzących się z wieloma niebezpieczeństwami. Prosta, wręcz klasyczna i w dodatku dogłębnie poruszająca jest ta historia, trudno wyprzeć ją z pamięci, zakorzenia się trwale już po pierwszym seansie.

Marsjanin

Ridley Scott, jeden z najważniejszych twórców science fiction w historii kina, nie miał dobrej prasy w XXI wieku. Choć kombinował jak mógł, samodzielnie tworząc filmy SF lub partycypując w ich tworzeniu, zwykle efekt jego pracy był krytykowany. Dość powiedzieć, że ponowne wejście do świata Obcego, które zaowocowało Prometeuszem i Przymierzem, w sposób wyraźny wywołało skrajne emocje i podziały wśród fanów. O wiele lepiej Scott poradził sobie ze scenariuszem oryginalnym. To właśnie skromny i nieco już zapomniany Marsjanin może trwale zapisać się w kanonie SF. A to dlatego, że stanie się wkrótce jednym z najbardziej inspirujących filmów opowiadających o kosmicznej podróży, która prędzej czy później w końcu w historii ludzkości zaistnieje. Zdobyliśmy już Księżyc, i to wiele lat temu, teraz zatem przyszedł czas na kolejny krok w eksploracji kosmosu. Mars wciąż wydaje się fantazją, ale przecież już odbywają się pierwsze przymiarki do takiej wyprawy. Marsjanin będzie filmem, do którego będziemy jeszcze po wielokroć wracać z racji tego, jak realistycznie zaprezentował odwieczne marzenie o podboju Czerwonej Planety.

28 dni później

Mam wrażenie, że ten film wiele zmienił w dziedzinie tzw. filmów o zombie (choć w tym wypadku mowa raczej o osobach zainfekowanych, a nie umarłych). Przede wszystkim znacząco zdynamizował rywalizację z tymi stworami, zmieniając ich charakter, czyniąc je szybszymi, bardziej zajadłymi. Bez 28 dni później pewnie nie byłoby nowego Świtu żywych trupów Zacka Snydera, nie byłoby pewnie też World War Z, kto wie, może nie byłoby też serialu The Walking Dead. Mnie jednak najbardziej zaintrygował świat przedstawiony przez Danny’ego Boyle’a, który bardzo mocno łączy się ze stylistyką postapokaliptyczną. Nie zapomnę nigdy sceny otwierającej, w której bohater Cilliana Murphy’ego przemierza opuszczone miasto. Ta dojmująca cisza do dziś pobrzmiewa w moich uszach. Szkoda, że jednak nie zdecydowano się rozszerzyć tego projektu do rozmiaru trylogii i nie zrealizowano trzeciej odsłony.

Zakochany bez pamięci

Raz, że to bardzo oryginalny film. Odświeżający wyświechtaną formułę filmu miłosnego. Wszystko tu właściwie zostało postawione na głowie, zgodnie z zasadą twórczości Charliego Kaufmana. Niby film o miłości, a jest depresyjnie, niby główny bohater jest zakochany, ale tak naprawdę zależy mu na tym, by o obiekcie swym westchnień trwale zapomnieć. Scenariusz to przykład utworu, który zaskakuje odważnymi, nietuzinkowymi rozwiązaniami. I dlatego właśnie wspomnienie Zakochanego bez pamięci wciąż do nas wraca. A dwa, że ten film jest też kapitalnie zagrany. Jim Carrey po raz kolejny po Truman Show udowadnia, że jeśli chce, to potrafi stworzyć dobrą, wiarygodną kreację dramatyczną. To też kolejny dowód na to, że w kinie science fiction czasem opłaca się zaryzykować.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA