search
REKLAMA
Artykuł

ELEKTRYCZNE SNY PHILIPA K. DICKA. Narkotyczny geniusz czy szalony profeta?

Damian Halik

2 marca 2018

REKLAMA

Nie jest istotny fakt, że wybitny od strony technicznej i filmowej obraz pod względem zbieżności z wizją autora okazał się mierną adaptacją Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?Ridley Scott uruchomił jednak samonapędzającą się machinę, której do pieca dołożyli następnie Paul Verhoeven (Pamięć absolutna), Steven Spielberg (Raport mniejszości) czy Richard Linklater (Przez ciemne zwierciadło), na stale zapisując nazwisko Dicka w historii kinematografii. W międzyczasie byli jednak także inni, nieposiadający – niestety – ani budżetu, ani nawet odpowiedniego dużego talentu, by godnie przenieść na wielki ekran wizje pisarza – te jednak wdarły się do gatunku na stałe, towarzysząc kreacji także innych, niezwiązanych z jego twórczością tytułów.

Kim jest człowiek? Skąd bierze się dusza? Czy to ona nadaje człowieczeństwo (i czym ono w ogóle jest?)? A co z osobą, którą odarto z jej własnej tożsamości? Dodajmy do tego kwestię pamięci jako elementu nie tylko ludzkiej psychiki, ale i jego własności quasi-materialnej, odrobinę pesymizmu skutkującego snuciem ponurych, dystopijnych wizji rozwoju społeczeństwa oraz ostateczne – zwłaszcza we wspomnianym oświeconym okresie – pytania o istotę absolutu, a otrzymamy miks niezbędny do przygotowania koktajlu najmroczniejszych majaków przyszłości, jakie trapiły Dicka. I chyba po dziś dzień trapią, bo jego duch wciąż obecny jest w światowej kulturze, jak to bywa, gdy artysta prawdziwą sławę zyskuje dopiero po śmierci.

Wszystko to prowadzi jednak do pewnego paradoksu. Przed laty inny z autorów science fiction tamtego okresu, John Brunner, tak oceniał twórczości Dicka:

Philip K. Dick pomysłowo wtłacza naszą rzeczywistość w najdziwniejsze schematy bądź zmusza do spojrzenia na nią z nieznanej, niepokojącej perspektywy i przyprawia to wszystko jaskrawą odmiennością.

Podziw brytyjskiego pisarza nie był choćby w najmniejszym stopniu udawany, a dalsza część tej samej wypowiedzi (przedmowa do tomu Kopia ojca – zbioru opowiadań Dicka) niejako utwierdzając nas w przekonaniu, że dorobek Amerykanina jest czymś więcej niż tylko fantastyką:

(Dick) podstawił światu pod nos genialne zwierciadło jego wad, ukazujące zniekształcony, a jednak niewytłumaczalnie bliższy rzeczywistości aspekt prawdy.

Warto jednak utrzymać tę wypowiedź w pewnych ramach czasowych, które tłumaczyć mogą z jednej strony ich prawdziwość, z drugiej zaś dowodzić, że prawdopodobnie żyjemy w najbardziej niedickowskich latach w historii – czym bowiem jest “nasza rzeczywistość”, jeśli określenie to padło w latach 70.? Brunner miał oczywiście na myśli wyraźnie wyczuwalne w niektórych tekstach Dicka widma zimnej wojny, ale i negatywnie postrzegany przez niego szybko postępujący rozwój technologiczny, którego najgorszym z objawów było przejmowanie ludzkiej uwagi przez odbiorniki telewizyjne (wielokrotnie przedstawiane jako element wychowawczy, wpajający jednostką treści propagandowe). Trudno jednak przypuszczać, że odpowiedź na tę wątpliwość będzie aż tak banalna.

REKLAMA