Dom diabła (2009)

Jest coś ironicznego w tym, że najgorszy koszmar spotyka bohaterów horrorów w momencie ich ekonomicznej niedoli, a konkretnie, kiedy potencjalne wyjście pojawia się na horyzoncie niczym światełko w tunelu. Marion Crane kradnie kilkadziesiąt tysięcy dolarów, aby poprawić swój byt materialny, ale zamiast tego kończy zadźgana pod prysznicem w przybytku Normana Batesa. Rodzina Lutzów po wprowadzeniu się do domu w Amityville zaczyna miewać problemy pieniężne, zanim ojciec rodziny nie chwyci za siekierę w opętańczym szale. Bieda zmusza młodego chłopaka, Głupka, do wzięcia udziału w skoku na dom zamożnego małżeństwa, ale skarbów okazują się strzec zdeformowani ludzie pod schodami; w zbankrutowanym Detroit zaś niewidomy weteran poluje na marzących o lepszym życiu złodziejów. Nie dziwi zatem fakt, że główna bohaterka Domu diabła, Samantha (Sam), postanawia zostać opiekunką na jeden wieczór za czterokrotną stawkę, pomimo wszystkich znaków na niebie i ziemi sugerujących, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Dziewczyna potrzebuje pieniędzy, aby móc zapłacić za nowo wynajęty dom, idealną alternatywę do pokoju w akademiku, w którym obecnie mieszka. Kiedy zatem trafia się okazja, żeby zarobić, Sam nie waha się długo i jedzie pod wskazany adres. Ale jej nowy pracodawca tłumaczy, że skłamał w ogłoszeniu i żadnego dziecka nie ma, jest natomiast matka jego żony; niewielka różnica według niego. Samanthę jednak niepokoi ekscentryczne zachowanie swojego dobroczyńcy oraz otrzymana oferta, oczywiście do momentu, w którym mężczyzna sięga po portfel i wyjmuje z niego kolejne banknoty. Na nic się zdaje sprzeciw jej przyjaciółki, dostrzegającej dziwność i potencjalne niebezpieczeństwo całej tej sytuacji.
Podobne wpisy
Oczywiście Samantha przyjmie ofertę, ale film Ti Westa (odpowiedzialnego za reżyserię, scenariusz i montaż) wcale nie zamieni się od tego momentu w horror satanistyczny, jak można by pomyśleć po tytule oraz początkowej tablicy z danymi na temat wiary w kulty szatana w latach osiemdziesiątych. Reżysera niespecjalnie interesuje diabeł ani jego wyznawcy – służy to raczej prostemu wytłumaczeniu, z czym dziewczyna będzie musiała się zmierzyć w dalszej części wieczoru. Zanim do tego dojdzie, będziemy ją obserwować krzątającą się po domu, nieświadomą niebezpieczeństwa (w przeciwieństwie do widzów, którzy będą świadkami bardzo makabrycznego morderstwa chwilę po zaakceptowaniu przez Sam propozycji zostania na noc), bardziej zaniepokojoną tym, że jej przyjaciółka nie odbiera telefonu, niż poczuciem nienaturalności sytuacji. Tym samym głównym motorem Domu diabła staje się samo oczekiwanie na koszmar oraz droga, jaka do niego prowadzi.
West jest cierpliwym twórcą. Nie tylko w warstwie fabularnej długo czekamy na jakiekolwiek horrorowe atrakcje – pomijając tajemniczy proces otrzymania pracy – ale również filmowy język reżysera zmusza widzów do wytężonej uwagi i wytrwałości. Długość ujęć często przekracza kilkanaście sekund, co we współczesnym kinie jest wiecznością; pomaga to jednak wczuć się w położenie Sam, zmuszonej spędzić kilka godzin w obcym domu praktycznie bez celu, bo tym trudno nazwać opiekę nad osobą, która zamknięta jest we własnym pokoju. Ale wolne tempo całości odsyła nas również do uwielbianych przez Westa horrorów z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, do których reżyser wyraźnie nawiązuje fakturą zdjęć, ziarnistością wyzyskaną przez kręcenie na taśmie 16 milimetrowej, użyciem zoomu w kamerze, zamiast prowadzeniem jej na wózku, muzyką wziętą prosto z tamtych czasów bądź inspirowaną nią, w końcu umieszczeniem samej akcji filmu w ówczesnej epoce. Dzięki wszystkim tym elementom ma się autentyczne wrażenie oglądania dzieła nakręconego w tamtym okresie, co najbardziej potwierdza moment, w którym na ekranie pojawia się tytuł, napisany wielką żółtą czcionką, z niezbędnym rokiem powstania filmu w rzymskiej numeracji pod spodem.
Czarnooka Jocelin Donahue idealnie odnajduje się w głównej roli, czyniąc z Sam niejako spadkobierczynię Laurie Strode z Halloween, nie tylko dlatego, że obie podejmują się opieki nad dzieckiem w bardzo niebezpieczny wieczór. Jest u nich ta sama skromność i odwaga, gdy w końcu staną oko w oko ze złem, i nawet jeżeli Samantha popełnia śmiertelny błąd już na samym początku, przyjmując tymczasową pracę, ani przez moment nie mamy wrażenia, że jej postać postępuje głupio. Desperacja jest siłą napędową wielu horrorów, co trudno poczytywać za zarzut. Donahue również wygląda niezwykle naturalnie w kostiumie z epoki, co wykorzystają później także twórcy Naznaczonego 2 oraz The Frontier – w tym pierwszym aktorka wystąpi w scenach retrospekcyjnych, rozgrywających się w latach osiemdziesiątych, zaś drugi tytuł, kryminał retro, da jej sposobność oszukania gangu rabusiów oraz zaprezentowania się w bardzo stylowym stroju, żywcem wyjętym z jeszcze wcześniejszej dekady.
Aktorów drugoplanowych West wybrał nieprzypadkowych, wyraźnie celując w ich „straszne” emploi. Pana Ulmana, pracodawcę, gra Tom Noonan, pamiętny Francis Dolarhyde z Czerwonego smoka Michaela Manna, ale również psychopatyczny czarny charakter w Robocopie 2 oraz Bohaterze ostatniej akcji. Blisko dwumetrowy aktor mówi głosem cichym i w sposób kulturalny, acz podskórne napięcie jest wyczuwalne niemal od razu, gdy pojawia się na ekranie. W jego żonę wciela się Mary Woronov, która swoją karierę zaczęła jako muza Andy’ego Warhola, aby następnie zostać zapamiętaną z kultowych Wyścigu śmierci Rogera Cormana oraz Oberży Paula Bartela. Jest i Dee Wallace, czyli mama Elliota z E.T., ale również gwiazda Wzgórza mają oczy, Skowytu, Cujo i Crittersów; u Westa w drobnej roli właścicielki domu, który wynajmuje Samantha. Warto również odnotować fakt, że najlepszą przyjaciółkę głównej bohaterki gra Greta Gerwig, naówczas kojarzona z niezależnym kinem Joe Swanberga, niedługo potem znana z ról u Noah Baumbacha (zwłaszcza jako postrzelona Frances Ha), obecnie zaś autorka jednego z najlepiej ocenianych filmów tego roku, Lady Bird.
Dom diabła nie jest zaledwie tanią imitacją, kolejną laurką złożoną kinu, na którym wychowali się współcześni trzydziesto- i czterdziestoletni twórcy filmowi, niepotrafiący wymyślić nic lepszego. Najbliżej Westowi do kina swojego kolegi, Adama Wingarda, również specjalizującego się w korzystaniu z wypróbowanych schematów starych horrorów (Następny jesteś ty, Gość), ale gdy ten drugi lubi bawić się odwracaniem ról, zamykając wszystko w ironicznym nawiasie, ten pierwszy zaskakująco mocno trzyma się powagi i reguł rządzących tamtym kinem. Dialogi są u niego wiarygodne, tło realistyczne, groza dziwnie nieprzyjemna, być może przez swą zwyczajność i sposób, w jaki West uprawdopodobnia tę historię. Niemały to komplement, jeśli twórca w konwencji odnajduje coś świeżego i autentycznego.
W tym samym roku powstał francusko-belgijski Amer, cudownie skrojony na podobieństwo włoskich giallo, pozornie przedkładający formę nad treść, choć w rzeczywistości sens swej opowieści wyrażający właśnie poprzez styl. Trudno o większy kontrast, jeśli porównać oba te tytuły pod względem użytych środków wyrazu – amerykański film stawia na realizm, oszczędnie dawkując formalne atrakcje, europejski woli rozbuchane wizualia oraz symbolizm, atakując widza każdym kadrem. Ale fabularnie w obu rządzi minimalizm, a także znajomość schematów, tak, jakby opowiadana historia była zaledwie pretekstem do przypomnienia sobie, jak wyglądało dawne kino grozy. Ti West zrobi później poprawny, ale bez wyrazu Zajazd pod duchem oraz western In a Valley of Violence, czerpiący z B-klasowych tradycji, jednak nie bez powodu Dom diabła wciąż pozostaje jego najlepszym filmem. Obietnica zawarta w tytule zostanie (niestety) spełniona w finale, ale aż do tego momentu najgorsze będzie samo czekanie na nieuniknione. Choć w przypadku Westa należałoby chyba powiedzieć – najlepsze.
korekta: Kornelia Farynowska