search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

MATRIX. 20 LAT od premiery KULTOWEGO DZIEŁA science fiction

Jakub Piwoński

24 marca 2019

REKLAMA

Byłem jedną z pierwszych osób w klasie, która miała komputer. Wcześnie zaczęła się zatem moja fascynacja wirtualną rzeczywistością, dostarczaną przez wszelkiej maści gry komputerowe. Pokusa zatracenia się w innym, cyfrowo wygenerowanym świecie była silna, ponieważ wyniosła eskapizm na niespotykany dotychczas poziom doznań. Wkrótce zrodziło się we mnie także myślenie, że w tej ucieczce może kryć się pewna pułapka. Zbiegło się to z premierą Matriksa, który wykorzystał wszystkie lęki narosłe wokół cyberpunkowych przemyśleń do tego, by stworzyć unikalną filmową przestrogę, pokazującą, jak człowiek otaczający się technologią doprowadza w konsekwencji do swojego upadku.

Obawa przed tym, że maszyna może wkrótce przejąć nad nami kontrolę, sprowadzając rolę człowieka do poziomu baterii, to tylko jedna strona medalu. Królicza nora sięga o wiele głębiej. To znamienne, że filmowy Morfeusz, odwołujący się do greckiego boga snu, zachęca głównego bohatera nie tyle do zaśnięcia, co do pobudki. Celem protagonisty jest zatem zrozumienie, że wszystko, co widzi, wszystko, co odczuwa, może być tylko doskonale zaprojektowaną iluzją, przysłaniającą widok i ograniczającą tym samym dostęp do prawdy. Nie mniej znamienne jest, że niemal wszyscy bohaterowie po wejściu do Matriksa noszą okulary. To symboliczny sposób podkreślenia faktu istnienia dwóch rzeczywistości – tej, fałszywej, przyciemnionej, i tej, która pojawia się po zdjęciu kurtyny.

Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.

Już w jednej z początkowych scen wszystko staje się jasne. Biblią Wachowskich podczas tworzenia Matriksa była praca dwudziestowiecznego filozofa Jeana Baudrillarda pt. Symulakry i symulacje. Widzimy tę książkę, gdy Neo ściąga ją z półki, sięgając do schowanych w niej danych. Co ciekawe, książka otwiera się na rozdziale poświęconym nihilizmowi. I tu także nie ma przypadku. Założeniem twórców było danie do zrozumienia, że istnieje paralela między dramatem przeżywanym przez bohatera, uwięzionego – niczym Carrollowska Alicja – w świecie fantazji, a naszym codziennym, szarym życiem. Na skutek postępu technologicznego, pojawienia się mediów, reklam i innych krzykliwych znaków sami otoczyliśmy się tzw. hiperrzeczywistością, będącą niczym innym jak sztucznie wygenerowaną symulacją. Jako że stoi ona w sprzeczności z naszą naturą, bardzo łatwo w niej o efekt zagubienia i utraty sensu. W ten sposób nihilizm staje się naszym więzieniem.

Właśnie do tego uczucia odwołuje się Morfeusz w kluczowej rozmowie z Neo, poprzedzającej wybór między dwiema pigułkami. Mówi wówczas, że to, co skłoniło bohatera do poszukiwań Morfeusza, było przeświadczeniem, że świat, w którym żyje, jest jakiś dziwny. Że coś w nim nie gra tak, jak powinno. Oczywiście nie chodzi w tym przypadku o to, że wypada nam dosłownie podawać w wątpliwość autentyczność rzeczywistości, choć zwolennicy tzw. hipotezy symulacji pewnie mieliby odmienne zdanie. Chodzi raczej o obudzenie się ze snu, jaki sami sobie fundujemy. Każdego dnia oddajemy cześć współczesnym złotym cielcom, upatrując w zmysłowych nagrodach największej radości i największego spełnienia. Buddyzm, którym Matrix jest przesiąknięty, sugeruje jednak rzecz przeciwną – że dopiero odrzucenie doczesnych uciech i zaakceptowanie własnej śmiertelności, ulotności czasu, nietrwałości materii pozwoli poczuć życie takim, jakie ono jest. Kluczowe jest zatem odrzucenie wszelkiego kłamstwa, prowadzącego do chadzania na skróty, wyrzekania się spraw istotnych i wielbienia chwilowych przyjemności, bo nigdy nie wyzwoli to nas z okowów kulturowych, w jakich bezustannie tkwimy.

A czym owa prawda jest? Tę każdy z nas musi poznać sam. Wyrocznia podczas spotkania z Neo dość przewrotnie dała mu do zrozumienia, że nie jest wybrańcem. Nieprzypadkowo jednak napis wiszący nad jego głową podczas spotkania przy ciastku głosi: „Poznaj siebie”. Jezus Chrystus (kolejny wzorzec Wachowskich, na którym zbudowany został wątek mesjański Matriksa) także wodzony był na pokuszenie w licznych próbach, właśnie po to, by jego poczucie misyjności mogło się w nim ukształtować. Neo miał sam zrozumieć swoje przeznaczenie, ono nie mogło mu być narzucone.

Matrix

Za każdym razem, gdy odkrywam, że jakaś sfera obłudy zaciekle stara się wpłynąć na moje życie, przypominam sobie o Matriksie. Za każdym razem, gdy z powszechnych informacji wybija się treść mająca za zadanie manipulowanie moim umysłem, przypominam sobie o Matriksie. To mój filmowy przewodnik po świecie, w którym funkcjonuję. Świecie z jednej strony uśmiechającym się do mnie powierzchownym pięknem, a z drugiej – pogrążonym w chaosie, zdemoralizowanym, którego wyznacznikiem jest kult fałszywych bogów, kierowany przez fałszywych proroków. Świecie, w którym o prawdę trzeba się upominać, miłość jest tylko sloganem handlowym, a wiara, tak w siebie, jak w drugiego człowieka, stanowi barierę osiągalną tylko dla „wybrańców”.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA