Blockbustery, które NIE DOCZEKAŁY się SEQUELA. A powinny…

John Carter (2012)
Podobne wpisy
Kolejna box office’owa bomba Myszki Miki – jedna z największych w ostatnich… w ogóle. Kosztujący 250 milionów amerykańskich dolarów film zarobił tak mało, że jeszcze długo producenci będą dostawać zgagi, słysząc jakąkolwiek konfigurację słów John i Carter. Zatem o sequelu można zapomnieć. Szkoda, bo wykreowany w wyobraźni Edgara Rice’a Burroughsa świat, który autor przekuł na 10 powieści, jest gotowym materiałem na sagę, która mogła by rywalizować z Gwiezdnymi wojnami. Problem polega jednak na tym, że motywy z Johna Cartera (nie mylić z żoną Cartera), którego Hollywood przez dekady usiłowało skutecznie przenieść na duży ekran, zainspirowały nie tylko twór George’a Lucasa, ale również całe kino fantastyczne w ogóle. Stąd między innymi wynika klapa danego przedsięwzięcia – samego w sobie będącego sprawną, bardzo dobrze zrealizowaną przygodówką w kosmosie, o zakończeniu zwiastującym przynajmniej drugie tyle wrażeń. Nie tym razem.
Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń (2004)
Adaptacja serii książek młodzieżowych Daniela Handlera nie była jakimś gigantycznym hitem, bo przy 140 milionach budżetu zarobiła jedynie 210. Ale to był dobry start, a stojący za całym przedsięwzięciem Jim Carrey jedynym słusznym wyborem. Cykl liczy sobie aż 13 tomów, z których trzy przekuto na film. Zatem było z czego robić kolejną „franczyzę”, na którą w duchu wszyscy liczyli. Do kontynuacji podchodzono zresztą nawet parę razy, zapowiadając między innymi animację poklatkową i nową formę wyrazu dla każdej kolejnej części. Na planach się jednak skończyło, a po latach Netflix przejął pałeczkę i zaczął przekuwać książki na serial z zupełnie innymi aktorami. Bywa i tak.
Prawdziwe kłamstwa (1994)
Camerona hicior lat 90. – nie pierwszy i nie ostatni – zarobił ponad dwukrotność swojego budżetu. Wtedy to wystarczyło i nawet jeśli dziś cyferki za nim stojące nie robią większego znaczenia, to duet Arnolda Schwarzeneggera i Jamie Lee Curtis był tak wybuchowy, a film tak dobry, że niektórzy o drugą część modlili się przez kilka następnych lat. I ta faktycznie prawie powstała. Napisano i zaakceptowano scenariusz, z którym po sukcesie Titanica reżyser mógł zrobić dosłownie wszystko, co chciał. Premierę zaplanowano na 2002 rok, czyli osiem lat po oryginale. Niestety w międzyczasie doszło do ataków 9/11 i filmowy terroryzm nagle trafił na cenzurowane, z dnia na dzień przestając być śmiesznym i rozrywkowym tematem dla kina akcji. Zanim opadł kurz, Cameron zajął się kolejnymi projektami, a aktorzy zestarzeli na tyle, że kontynuacja przestała mieć sens. Wierzę jednak, że gdzieś w alternatywnym wymiarze doszło do premiery i sequel okazał się tak dobry, jak w moich snach.
Sky Kapitan i świat jutra (2004)
Ten nowatorski i mocno niedoceniony projekt powstał na początku stulecia za około 70 milionów dolarów (choć sami twórcy mówili potem, że mogliby spokojnie zmieścić się nawet w 20 lub mniej). Niestety nie trafił w swój czas i z kinowych kas nawet ta kwota się nie zwróciła, choć wszyscy mieli nadzieję, że stanie się hitem. Nietypowa forma, po części inspirowana niemieckim ekspresjonizmem, oraz świat dieselpunku wydały się zbyt retro ówczesnej widowni, a krytycy byli podzieleni. Dopiero z czasem film zyskał na uznaniu, a jego styl i efekty odpowiednio docenione. Abstrahując jednak od wykonania, które szybko przytłoczyła popularność młodszego o rok Sin City i jego pochodnych, fabularnie jest to prosta, ale odpowiednio angażująca historyjka rodem z kina Nowej Przygody, z ciekawymi bohaterami, których spokojnie dało by się wrzucić w kolejne perypetie. I choć na razie panuje cisza w temacie, to wbrew pozorom jeszcze nie jest za późno, zatem kto wie. Ja tam trzymam kciuki.
Wanted – Ścigani (2008)
Ekranizacja limitowanej komiksowej serii od Top Cow zaowocowała zaginającym rzeczywistość, absurdalnym wręcz widowiskiem za skromne 75 milionów. Publiczność była hojna i dała mu zarobić ponad cztery razy tyle. Sequel byłby zatem murowanym hitem. Wskazanym o tyle, że w postaciach oraz przedstawionym na ekranie świecie drzemie duży potencjał na nieskrępowaną rozrywkę działającą na własnych zasadach, a fabuła jasno zostawia sobie otwartą furtkę na sequel. Swego czasu zapowiadał go autor komiksu, Mark Millar, i potwierdziło studio. Ale po tym, jak w 2010 Angelina Jolie zrezygnowała z dalszego udziału w projekcie, wszystko jakby rozeszło się po kościach, a każda z zainteresowanych osób zajęła czym innym. Obecnie nadal nic nie słychać, chociaż James McAvoy zarzeka się, iż wróci na plan bez względu na jakość scenariusza. Oby tylko wcześniej nie wyłysiał.
Bonus:
Avatar
Wciąż czekamy, James. Wciąż czekamy… Eywa ngahu!